Miłość w czasach zarazy Gabriela Garcíi Márqueza w „11 KOBIET …”
„Joanna. Niemal moja rówieśnica. Rozwódka, dwukrotna, dzieci odchowane. Kobieta o cudownie krągłych kształtach, najpiękniejszym uśmiechu na świecie, niezwykle seksowna, o czym mogłem się pragmatycznie niejeden raz przekonać. Na dodatek kobieta diabelnie inteligentna, z olbrzymią wiedzą. Była moją dziewczyną w liceum. Do dziś nie wiem, dlaczego się rozstaliśmy. I zawsze gdzieś w głębi serca tego żałowałem. Później wielokrotnie się spotykaliśmy. Czasami w odstępach kilku lub kilkunastu lat. Ale albo ja, albo ona byliśmy w związkach. W żartach, chyba w żartach, stwierdziliśmy, że kiedyś zrealizujemy końcówkę scenariusza z Miłości w czasach zarazy Gabriela Garcíi Márqueza. Tu byłaby duża szansa na realizację. Ale mogłaby się spodziewać, że chcę realizować ten scenariusz. Lepiej nie ryzykować. Odpada.”
Pierwszy rozdział z cyklu Agata, strona 245, część pierwsza tomu „Czerwiec”
Marcin robiąc przegląd damskich kontaktów znalazł kontakt do swojej byłej licealnej miłości. Tak to często bywa, że z różnych powodów ludzie się mijają. Często to bywa zbieg okoliczności, czynniki zewnętrzne. Na ogół jednak tkwi to w samych zainteresowanych, w ich sposobie myślenia, a przede wszystkich w błędnych wyobrażeniach. Bywa, że ludzie mijają się kilkukrotnie, w ciągu bardzo wielu lat. Najwyraźniej dla Marcina Joanna była nadal bardzo ważna. Przez wszystkie lata był nią zafascynowany. A może nawet więcej niż zafascynowany. Spotkanie z nią mogło zburzyć całą wolnościową ideologię i koncepcję jego dalszego życia. Bał się, a może nawet był przekonany, że „stara miłość nie rdzewieje”. Bał się nie samej miłości, a kulturowo-społecznych konsekwencji związanych z realizacją miłości. A dokładniej, nie to, żeby się bał, ale ich nie chciał, gdyż był przekonany, że właśnie one zabijają prawdziwą miłość.
Miłość w czasach zarazy
To jedna z moich ulubionych powieści. Doskonałej prozy ibero-amerykańskiej i pisarzy z tego obszaru jest sporo. Trwam z nią i z nimi, bo to niemal wyłącznie mężczyźni od moich czasów licealnych. Każde z tych dzieł, choć są bardzo różne, ma wspólny mianownik. To klimat zarówno w sensie dosłownym, odbierany podstawowymi zmysłami, jak i zawarty w całej metafizyce dzieł odbieranej uczuciowo i rozumowo. To bardzo ważny element dzieła Gabriela Garcíi Márqueza. Może nawet najważniejszy. Może nawet ważniejszy niż sama treść powieści. To bardzo trudne do określenia, z jakiego powodu latynoamerykańska proza nabrała tak szczególnego i niepowtarzalnego charakteru. Można by zaryzykować tezę o przemieszanej wielokulturowości, tworzącej niejednorodną całość. Na kulturową tkankę Indian nałożył się świat wierzeń afrykańskich a potem wszystko to usiłowała wziąć w gorset swoich pojęć, kategorii i norm zaimportowana z Europy cywilizacja zachodnia. Atmosfera fiesty, beztroski, leniwego życia, a jednocześnie wpływ zmysłowości, temperamentów zmieszały się z surowością katolicyzmu, europejskim etosem pracy i nakazem „robienia kariery”, dając zaskakujące, dziwne, a zarazem ponętne rezultaty.
Podobno to powieść o miłości. Miłość jest w tytule. Tak można przeczytać w każdym opracowaniu i recenzji, krytyków literackich, szkolnym, czy zwykłych czytelników. Czy rzeczywiście? I tak, i nie. Nie w odniesieniu do głównego wątku powieści. Aczkolwiek by jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie wcześniej należałoby zdefiniować słowo miłość. W moim odczuciu to powieść o fascynacji, marzeniach, mrzonkach, fantazjach. A jeśli o miłości to takiej szekspirowskiej, trochę jak z Romea i Julii, choć tam bohaterowie są prawie jeszcze dziećmi, a tu finalnie w zasadzie starymi ludźmi, szczególnie jak na tamte czasy, ale widzimy ich przez całe ich dorosłe życie od wczesnej młodości. O miłości, której bazą jest wizualne fragmentaryczne zauroczenie drugą osobą. O miłości, która de facto nic nie wie o obiekcie miłości, o drugiej osobie. O tak zwanym strzale amora od pierwszego wejrzenia. Ale czy można kogoś kochać pełnią miłości, która z założenia doprowadza do niemal stałego obcowania z drugim człowiekiem, nie tylko w chwilach gdy on jest piękny, atrakcyjny, ciekawy, ale także w chwilach całkowicie przeciwstawnych, gdy nawet tylko wizualnie poznaliśmy jego nikły fragmencik, a nie poznaliśmy nic więcej z niego? Można zachwycić się jego bezpośrednim pięknem zewnętrznym. Można go co najwyżej pożądać. Owszem to może przekształcić się w miłość. Może, lecz nie zawsze tak bywa. Może również przekształcić się w aberrację, chorobliwą manię, obsesję, paranoję, psychozę, zatraceniem kontaktu z rzeczywistością. Według mnie właśnie czegoś takiego przez ponad pół wieku doświadczał główny bohater „Miłości w czasach zarazy”. A jednocześnie ta jego obsesja po pół wieku jednak dojrzała i przerodziła się w miłość. Na dodatek w miłość odwzajemnioną. Ale właśnie konieczny dla obojga był ten długi okres, by miłość mogła zaistnieć. Gdyby los pozwolił im być ze sobą wcześniej, prawdopodobieństwa prawdziwej miłości byłoby znikome.
Nie napisałem jeszcze chyba, o czym jest ta powieść. To historia miłości (miłości ze znakiem zapytania) trwającej pół wieku, która złączyła dwoje ludzi, gdy byli bardzo młodzi i z woli jednej z nich zakończyła się rozstaniem, a dzięki uporowi i konsekwencji drugiej znalazła swój dalszy ciąg po pięćdziesięciu latach. Cóż bowiem człowiek może przeciwstawić śmierci, starości i nużącej rutynie codzienności jeśli nie miłość? Dodać wypada, że powieść przedstawia także historię długotrwałego małżeństwa tej pierwszej osoby zawartego bardziej z rozsądku niż wielkiego porywu serc. Także w tej części sagi Márquez ukazuje zawiłości ludzkiego losu z drastyczną, brutalną niekiedy szczerością, ale i humorem, przybliża kolejno etapy wieloletniego związku, znużenie, zdradę, satysfakcję ze stabilizacją, radość macierzyństwa, rozczarowanie dziećmi, rozstania i powroty.
Dzieło przemienia się chwilami w kronikę romansów odtrąconego Florentina, bo właśnie tak ma na imię główny bohater, uciekającego w rozpustę, przelotne miłostki, erotyczne przygody. Pisarz tworzy galerię jego kochanek, postaci barwnych, wyrazistych, często mających swoje własne, oryginalne pomysły na życie. Niektóre z kobiet są cichymi reżyserkami jego kariery, gdy inne stają mistrzyniami aranżowania scenerii schadzek. Czy Florentino Ariza to bezwstydny hipokryta, któremu obłuda umożliwiała zachowanie w sercu idealnego obrazu miłości, i który, jak twierdził, pozostawał wierny na zawsze wybrance serca przez całe życie? Czy może to raczej zrozpaczony samotny nieszczęśnik próbujący jedną utraconą miłość zastąpić innymi? Pisarz odkrywa przed nami złożoność życia, częstując zazwyczaj porcją łamigłówek i zmuszając do rozstrzygania na własny użytek, czy to, co czytamy, jest czystym żartem, kpiną, czy może jednak niełatwą do przyjęcia prawdą. Przy jednej w wielu kochanek Ariza zrozumiał, jak mówi narrator, „ostatecznie coś, co sam o tym nie wiedząc, wielokrotnie przeczuwał: że można jednocześnie i z równym bólem kochać wiele kobiet, żadnej z nich nie zdradzając.”
Piękno powieści Garcíi Márqueza odkrywa się w poszczególnych zdaniach, które zachwycają walorami aforyzmów, paradoksów i komicznych absurdów. Czytelnik bawi się w najlepsze, zbierając strona za stroną owoce spostrzegawczości Márqueza i skarby jego językowej wirtuozerii zawarte w najmniejszych detalach opisu, a także przedstawianych myśli bohaterów. Tych, którzy lubują się w dialogach w powieściach, może spotkać zawód. Dialogi pojawiają się sporadycznie. Niemal w każdej innej powieści dla mnie byłoby to wadą. W tej nie jest. I nie potrafię analitycznie uzasadnić dlaczego. A to już maestria Márqueza.
Powieść może być pisana w pierwszej osobie, gdy narrator wciela się w głównego bohatera lub w trzeciej gdy jest obserwatorem. W pierwszym przypadku może znać myśli tylko głównego bohatera, czyli swoje, w drugim nie może znać niczyich myśli. Każda inna konstrukcja jest fałszem i nie ma logicznego uzasadnienia. Wszystkich bohaterów oprócz narratora możemy poznawać przez opis ich wyglądu, zachowań, reakcji, zdarzeń w których uczestniczą, a przede wszystkim przez wypowiadane treści. Dla mnie to właśnie dialogi najmocniej charakteryzują występujące postacie. To one mogą i winny najmocniej oddawać ich osobowość, złożoność, rys psychologiczny. A Márquez sięga do nich bardzo rzadko. U niego często wystarczy jedno wypowiedziane zdanie. A jednocześnie mamy pełen obraz każdej postaci.
Cytaty z Miłości w czasach zarazy
Nie będę ich omawiał. W każdym z nich jest mnóstwo prawdy. Są niesamowicie celne. Za strzeleckim żargonem, są to centralne dziesiątki. Nie będę nic sugerował. Niech każdy ma swoje zdanie na ich temat.
(...) mądrość przychodzi wtedy, kiedy nie jest już nam do niczego przydatna.
To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.
Nie pozwalała mu uczynić ani jednego kroku nie rozebrawszy go przedtem, bo zawsze uważała, że przyjmowanie ubranego mężczyzny w mieszkaniu przynosi pecha.
Miłość duszy od pasa w górę i miłość ciała od pasa w dół.
Za to kiedy kobieta postanawia przespać się z jakimś mężczyzną, nie ma takiego parkanu, którego by nie przeskoczyła, fortecy, której by nie zdobyła, ani jakiejkolwiek normy moralnej, której nie byłaby gotowa złamać; i nie ma takiego Boga, który by ją powstrzymał
Kobieta, która już raz poszła do łóżka z mężczyzną, będzie z nim szła za każdym razem, kiedy mężczyzna zechce, o ile potrafi ją za każdym razem przekonać do tego swą czułością.
Kobiety oddają się wyłącznie mężczyznom o zdecydowanym charakterze, bo tylko tacy dają im poczucie bezpieczeństwa, tak im potrzebne do stawiania czoła przeciwnością życia.
(...) każdy przychodzi na świat z przypisaną sobie ilością rżnięć i jeśli się ich nie wykorzysta, wszystko jedno z jakich przyczyn, z własnej czy z cudzej winy, dobrowolnie czy pod przymusem, traci się je na zawsze.
Ale później sam już nie bardzo wiedział, czy jego przyzwyczajenie do kopulacji pozbawionej jakiejkolwiek nadziei było potrzebą świadomości, czy zwykłym nałogiem ciała.
Serce ma więcej pokoi niż kurewski hotel.
Należała bowiem do tych kobiet, które sądziły, że prostytucja nie polega na sypianiu za pieniądze, ale na sypianiu z nieznajomymi.
Dawało jej to podstawy do chełpienia się, że jest w mieście najlepszą babcią w łóżku.
Po dziesięciu latach małżeństwa kobiety mają okres nawet trzy razy w tygodniu.
Problem małżeństwa polega na tym, że kończy się ono co noc, z chwilą gdy przestajemy się kochać, i każdego dnia rano trzeba przed śniadanie ponownie przystępować do jego odtwarzania.
Wydawała mu się tak piękna, tak powabna, tak odmienna od zwykłych ludzi, iż nie pojmował, dlaczego nikt, tak jak on nie odchodził od zmysłów słysząc kastaniety jej obcasów na ulicznym bruku ani nie dostawał palpitacji serca od powietrznych westchnień jej falbanek, ani nie szalał z miłości świat cały od powiewu jej warkocza, trzepotu jej rąk, blasku jej uśmiechu. Nie uszedł mu żaden jej gest, ani jedna cecha charakteru, ale nie śmiał zbliżyć się do niej w obawie, iż czar pryśnie.
Myślała zatem o nim, nie chcąc o nim myśleć i im bardziej o nim myślała, tym większą czuła wściekłość, a im większą wściekłość czuła, tym bardziej o nim myślała, doprowadzając się do takiego stanu, że nie mogąc już tego znieść zatraciła poczucie rozsądku.
(...)na tym świecie nie ma nic trudniejszego od miłości.
Symptomy miłości są identyczne z objawami cholery.
Przypomniała mu, że słabeusze nigdy nie wejdą do królestwa miłości, bo jest to królestwo bezlitosne i okrutne
Ludzie, których kochamy, powinni umierać razem ze swoimi rzeczami.
To niewiarygodne, jak można czuć się szczęśliwą przez tyle lat, mimo tylu kłótni, tylu upierdliwości i tak naprawdę, kurwa, nie wiedzieć, czy to miłość czy nie.
Zapamiętaj na zawsze, że najistotniejszym elementem w dobrym małżeństwie nie jest szczęście, ale trwałość.
Przemijali w milczeniu, niczym dwoje starych małżonków doświadczonych przez życie, poza zasięgiem pułapek namiętności, poza zasięgiem brutalnego szyderstwa, marzeń i pełnych ułudy rozczarowań: poza zasięgiem miłości. Bo zdążyli razem już tyle przeżyć, żeby pojąć, że miłość jest miłością o każdej porze i w każdym miejscu, ale im bliżej śmierci, tym bardziej jest intensywna.
Nierzadko czuli się zażenowani tym, iż tak często, wcale nie mając takich intencji, odgadują swoje myśli czy też narażają się na śmieszność, gdy w towarzystwie jedno z nich mówi to, co drugie zamierzało właśnie powiedzieć. Razem przezwyciężyli powszednie niezrozumienie, chwilowe nienawiści, wzajemne świństwa i fantastyczne błyskawice chwały małżeńskiego wspólnictwa. Był to czas ich najlepszej miłości, kiedy kochali się bez pośpiechu i bez ekscesów, coraz bardziej świadomi i wdzięczni losowi za swoje nieprawdopodobne zwycięstwa nad wszelkimi przeciwnościami. Życie, oczywiście, miało ich jeszcze poddać innym śmiertelnym próbom, ale to już było nieważne: dotarli na drugi brzeg.
W życiu publicznym trzeba nauczyć się panować nad strachem, w życiu małżeńskim trzeba nauczyć się panować nad wstrętem.
Mieć kogoś, kto by mnie rozumiał - oto moja jedyna potrzeba życiowa
(...) zrozumiał wreszcie, iż można zostać przyjacielem kobiety, nie kładąc się z nią do łóżka.
Słuchając jej sennych wynurzeń, powoli, stopniowo składał kawałkami mapę żeglugi jej snów, wpływając między liczne wyspy jej sekretnego życia.
Człowiek powinien mieć dwie żony, jedną do miłości, a drugą do przyszywania guzików.
Pamięć serca unicestwia złe wspomnienia, wyolbrzymiając dobre, dzięki temu mechanizmowi udaje nam się znosić ciężar przeszłości.
(...) istoty ludzkie nie rodzą się raz na zawsze w dniu, w którym matki wydają je na świat, (...) życie zmusza je do ponownego i wielokrotnego rodzenia samych siebie.
Języki trzeba znać wtedy, kiedy ma się coś do sprzedania (...) Ale kiedy masz zamiar coś kupić, to wszyscy jakoś cię rozumieją.
Nigdy nie traci się wiary całkowicie. Zawsze pozostają wątpliwości.
Starzy ludzie wśród starych ludzi są mniej starzy.
Każdy mężczyzna dokładnie wie, kiedy zaczyna się starzeć, bo zaczyna być podobny do swego ojca.
(...) ciało trzyma się, dopóki my się trzymamy.
Na odpoczynek będę miał czasu aż nadto, kiedy umrę, ale ta ewentualność jeszcze nie jest przeze mnie brana pod uwagę.
świat pełen jest szczęśliwych wdów.
Już od czasów szkolnych żywiła przekonanie, że ludzie Kościoła pozbawieni są jakiejkolwiek cnoty pochodzącej z Bożej łaski.
Wczytując się w „11 KOBIET czyli Krótki traktat o PIĘKNIE” można znaleźć w mojej powieści nie tylko inspirację expressis verbis tytułem dzieła Gabriela Garcíi Márqueza, ale również dziesiątki inspiracji cytatami z Miłości w czasach zarazy. Zastanawiając się głębiej te cytaty są inspiracjami w naszym codziennym życiu, w bardzo szerokim jego spektrum, czasami przy wielkich sprawach, czasami przy niezauważalnych przez nas samych, dla naszych myśli, słów, działań, wyznawanych zasad, idei, hierarchii wartości. Te myśli z cytatów są uniwersalne, w każdym zakątku świata i w każdym czasie.
Gabriel García Márquez
Gabriel José de la Concordia García Márquez – urodzony 6 marca 1927 w Aracataca, zmarł 17 kwietnia 2014 w Meksyku. Kolumbijski powieściopisarz, dziennikarz i działacz społeczny, jeden z najwybitniejszych twórców tzw. realizmu magicznego. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (1982) za „powieści i opowiadania, w których fantazja i realizm łączą się w złożony świat poezji, odzwierciedlającej życie i konflikty całego kontynentu”. Najbardziej znany jest ze swoich powieści, takich jak Sto lat samotności (1967), Kronika zapowiedzianej śmierci (1981) i Miłość w czasach zarazy (1985). Ostatnią powieść napisał w 2004 roku Rzecz o mych smutnych dziwkach. Po śmierci Garcíi Márqueza w kwietniu 2014 roku prezydent Kolumbii Juan Manuel Santos nazwał go „największym Kolumbijczykiem, jaki kiedykolwiek żył”. Márquez przez całe życie był „zagorzałym lewicowcem”, wyznającym socjalistyczne przekonania.