Myslovitz w „11 KOBIET …”
„Było upalne do granic wytrzymałości wczesne piątkowe popołudnie. Jechałem do Warszawy. Postanowiłem przetestować mojego nowego białego land rovera range rovera autobiography. Samochód jak samochód, no może jak luksusowy samochód. Czasami, zwłaszcza gdy jechałem sam, nudził mnie brak manualnej skrzyni biegów. Ale powoli się do tego przyzwyczajałem. Klimatyzacja działała bezbłędnie. Audio też. Tym razem podróż umilał mi Myslovitz.”
Pierwszy rozdział z cyklu „Anna” strona 176 w pierwszej części tomu „Czerwiec”.
Nie ma co się dziwić, że Myslovitz mógł umilać Marcinowi podróż, bo to najlepszy polski zespół rockowy. Od niego jest tylko jedna lepsza grupa czyli Pod Budą, ale to absolutnie nie kapela rockowa i jedna prawie porównywalna czyli Raz Dwa Trzy, ale to też nie klasyczny zespół rockowy. Myslovitz w kategorii polskiego rocka jest the best. A jednocześnie sam siebie zaskoczyłem, że Myslovitz tylko raz pojawił się w tomie „Czerwiec”. Zasługuje na więcej.
Myslovitz – kapela
Dla mnie tak bardzo mocno, pewnie nie tylko dla mnie, Myslovitz zaistniał w 1999 roku wraz z ich najgenialniejszym albumem „Miłość w czasach popkultury”. A przecież to była ich już czwarta płyta. Wcześniej nagrali kilka bardzo dobrych i znanych mi utworów. Zespół powstał w 1992 roku w Mysłowicach z inicjatywy ich późniejszego lidera frontmana i gitarzysty Artura Rojka. Oprócz Rojka tworzyli go: Wojciech Powaga – gitara, Jacek Kuderski – gitara basowa oraz Wojciech Kuderski – perkusja. Typowy skład zespołu rockowego. Początkowo do 1995 roku nosił nazwę The Freshman, za tytułem filmu z Marlonem Brando z roku 1990. Polski tytuł Nowicjusz. Nazwę Myslowitz przybrał w 1995 roku wraz z pierwszą ich studyjną płytą o tym samym tytule. Rok później do zespołu dołączył klawiszowiec i trzeci gitarzysta Przemysław Myszor. Znów można powiedzieć, że to klasyczny zestaw dla zespołu rockowego. W tym składzie grał do 2012 roku. To był okres największych sukcesów i jka dla mnie subiektywnie okres jedynego prawdziwego zespołu Myslovitz. W 2012 roku z zespołu odszedł Artur Rojek. Osobowości artystycznej Rojka nie można nikim i niczym zastąpić. Analogicznie jak Freddiego Mercurego w Queenach tylko w innej skali.
Myslovitz – dyskografia
Dzieląc się tymi piosenkami Myslovitz, które bardzo lubię nie mogę pominąć ich tekstów. To nie jest gatunek muzyki poetyckiej, poezji śpiewanej, co nie oznacza, że słowa nie mają głębi i niezwykłej mocy wartości. Koniecznie trzeba się w nie wsłuchać i to wielokrotnie. Czasami to za mało. Warto je po prostu przeczytać. Częstokroć wydają się udziwnione, niezrozumiałe. Czasami docierają po n-tym przesłuchaniu, czasami jak coś się wydarzy w naszym życiu. Często ma się wrażenie, że są przygnębiające, nawet depresyjne, ale taka bywa rzeczywistość. Nie tylko. Niemal w każdej jest coś pozytywnego, ciepłego, dobrego. To nie są puste słowa o niczym. Każda piosenka kryje treść. Myślę, że jest w nich coś wspaniałego, bo każdy, kto ich wnikliwie słucha, może usłyszeć co innego i pewnie co innego niż autor tekstu miał na myśli. Słowa piosenek Myslovitz tworzą obrazy, a każdy w obrazie dostrzega inne szczegóły, na co innego zwraca uwagę, a przez to cała kompozycja bywa różnorodna dla różnych odbiorców.
Myslovitz – najpierw był tytuł płyty, który wziął się z niemieckiej starej tablicy drogowej oznaczenia miasta Mysłowice, z którego pochodzi zespół, a od tytułu płyty powstała nowa nazwa zespołu. Debiutancka płyta z roku 1995. W zasadzie dwuczęściowa. Pierwszych sześć piosenek to typowy rock, lekko ku pop-rockowi. Staranna muzyka, słowa, aranżacja i interpretacja. Może jeszcze nie top. Dwie bardzo dobre piosenki: Krótka piosenka o miłości oraz Myslovitz. Cztery dobre: Kobieta; Papierowe Skrzydła; Zgon oraz Przedtem. W drugiej części utwory psychodeliczne. Więcej niż dobry Maj. Lubię słowa tej piosenki. Za pozostałymi nie przepadam i rzadziej niż rzadko ich słucham. Album zyskał bardzo przychylne recenzje krytyków. Uznany został za debiut roku.
Myslovitz
Widzę twarz
Nocną czerwień nieba
Na skrzydłach ptaków
W górę wznosi nas wiatr
Kalejdoskop barw
Kalejdoskop barw
Barw kalejdoskop
Wysoko nad nami
Pojawia się blask
Z półmroku z otchłani
Wynurza się mgła
Pukając w bramy raju
Zrywam kwiat
Biały kwiat tak
Oboje w boskim lęku
Stawiamy czas ponad czas
Ponad czas / x 2
Wysoko nad nami
Pojawia się blask
Z półmroku z otchłani
Wynurza się mgła / x 6
Krótka piosenka o miłości
Wyrzucasz do kosza wczorajsze sny
Szaro-nieśmiały dzień
Zagląda spóźniony przez zamknięte drzwi
W nieprzemakalny płaszcz
Ubierasz swe myśli nie mówiąc nic
Przechodzisz obok znudzona
Robiąc dobrą minę do pustej gry
Ostatni raz
Jak wolni kochankowie
Ostatni raz
Wtuleni w szarość gwiazd
Ktoś zabiera Cię kolejny raz
Gdy już czuje, że mogę Cię mieć
Strumień słów przerywa mi dzień
Ferment myśli i ciała we mgle
Ostatni raz
Jak wolni kochankowie
Ostatni raz
Wtuleni w szarość gwiazd
Maj
Twych włosów cień ozdabia każdy mój sen
Proszę, spójrz na mnie choć raz
By kwitnąć mógł mojego życia smak
Pozwól mi być morskim piachem u Twych stóp
A gdy umrze ptak, odwiedź ze mną jego grób
Zanim powiesz, "Nie", błagam, zastanów się
By zapach włosów Twych ozdabiał każdy mój świt
Jak Ty
Tak ja
Zmieniony w pył ukrywam się
Uciekam gdzieś tak w noc jak i w dzień
Jak Ty
Tak ja
Nie pozwól mi oddalić się, zapomnieć
Na wiosnę spójrz, na wiosnę w sercu mym
Dosyć ciemnych chwil i dosyć długich zim
Zamień gruby płaszcz na ciepły słońca blask
Nie pozwól, by nasz ptak spał
Jak Ty
Tak ja
Zmieniony w pył ukrywam się
Uciekam gdzieś tak w noc jak i w dzień
Jak Ty
Tak ja
Nie pozwól mi oddalić się, zapomnieć /x2
Sun Machine – album z roku 1996. Złota płyta i nominacja do Fryderyka. Tytuł płyty pochodzi ze słów ostatniej piosenki na płycie Davida Bowie Memory of a Free Festival. Płyta w nurcie rocka alternatywnego, ale z wieloma odcieniam, chociażby beatlesowskim czy psychodelicznym. Sporo tekstów o miłości, bardzo specyficznych, nawet mocnych. Jeden świetny utwór nieco beatlesowski hit Z twarzą Marilyn Monroe i trzy bardzo dobre: znów beatlesowski acz ze słowami irlandzkiego narodowego barda Turlough’a O’Carolan’a i przekładzie Ernest Brylla Peggy Brown; Blue Velvet z często pojawiającą się u Rojka miłością raniącą, zabijającą, pragnieniem jej; oraz cover Czerwonych Gitar Historia jednej znajomości w aranżacji całkowicie odmiennej, lekko psychodelicznej. Do niedawna za dobre piosenki uważałem jeszcze Pierwszy raz (z Michelle J.); Bunt szesnastolatki oraz Funny Hill. Teraz raczej nie. Pozostałe na ogół pomijam w słuchaniu płyty.
Z twarzą Marilyn Monroe
Stań przede mną, pozwól dotknąć się
Co za wieczór, co za noc
Z twarzą Marylin Monroe
Noc z twarzą Marylin Monroe
Pod jej wzrokiem, moja skóra w ogniu płonie
Smak jej skóry dziś zniewala mnie
Co za wieczór, co za noc
Z twarzą Marylin Monroe
Noc z twarzą Marylin Monroe
Dotykam oczu, włosów, ust
Dotykam ramion, dłoni, stóp
Odsłaniam nagie piersi jej
Na mym lustrze zostawiła swoje usta
Przy jej zdjęciu spędzam całą noc
Szesnaście lat, mój pierwszy raz
Z twarzą Marylin Monroe
Aaa, z twarzą Marylin Monroe /x3
Peggy Brown
Kto ciebie ukochać będzie umiał Jedyne o czym wciąż myślę To ciemnowłosa dziewczyna Choć nie chce dać czego proszę W oddali od siebie mnie trzyma Choć nie chce moich przysiąg Nie słyszy nawet swej dumy o nie O Peggy Brown o Peggy Brown Kto ciebie ukochać będzie umiał O Peggy Brown o Peggy Brown Kto ciebie ukochać będzie umiał Jej głos jest dla mnie muzyką Pulsuje jak ciche echo Jej twarde białe piersi Mleczniejsze są niż jej mleko Jej suknia z miękkiej tafty Dziś skromnie opuszczona O Peggy Brown o Peggy Brown Kto ciebie ukochać będzie umiał O Peggy Brown o Peggy Brown Kto ciebie ukochać będzie umiał Nocami w samotności Rozpustny sen widziałem Żeśmy w jednym łóżku Spojeni ciało z ciałem Ale tym snem najśmielszym Twej dumy nie urażę o nie O Peggy Brown o Peggy Brown Kto ciebie ukochać będzie umiał
Blue velvet
Velvetowa twarz
Stoję tu i czekam na twój znak
Widzisz sam
Nasze zmarłe dusze tańczą we mgle
Umarł Bóg
Nie ma nic, nic co dobre
Więc kochaj mnie, kochaj mnie, kochaj mnie
Chcę, by miłość raniła Cię
Tak kochaj mnie, kochaj mnie, kochaj mnie
Chcę, by miłość zabijała
Nie mów nic
Twoje ciało z bólu niech wije się
Nie mów nic
Tylko krzycz, krzycz, krzycz
Tak kochaj mnie, kochaj mnie, kochaj mnie
Chcę, by miłość raniła Cię
Tak kochaj mnie, kochaj mnie, kochaj mnie
Chcę, by miłość zabijała
Historia jednej znajomości
Złota plaża pośród drzew
Wszystko to, w letnie dni
Przypomina Ciebie mi /x2
Szłaś przez skwer, z tyłu pies
"Głos Wybrzeża" w pysku niósł
Wtedy to pierwszy raz
Uśmiechnęłaś do mnie się /x2
Odtąd już, dzień po dniu
Upływały razem nam
Rano skwer, plaża lub
Molo gdy zapadał zmierzch /x2
Płynął czas, letni czas
Aż wakacji nadszedł kres
Przyszedł dzień, w którym już
Rozstać musieliśmy się /x2
Z rozmyślań przy śniadaniu – trzeci album zespołu z roku 1997. W większości typowe rockowe kawałki. Typowa dla Myslovitz fascynacja kinem na pierwszym planie, z licznymi zapożyczeniami i aluzjami w tekstach i tytułach utworów oraz pewną „kinową” atmosferą w samej muzyce. Mniej chropowata muzyka. Mocno introspektywne teksty. Trzy bardzo dobre piosenki: Scenariusz dla moich sąsiadów; Margaret i jako bonus w reedycji kontrowersyjna To nie był film. Kilka bardzo dobrych: Zwykły dzień; Z rozmyślań przy śniadaniu; Dwie myśli; Głosy Myszy i ludzie; Wielki błękit oraz James, radiogłowi i żuk z rewolwerem jadą do nikąd, kilka niezłych: Przebudzenie, Anioł oraz Filmowa Miłość
Scenariusz dla moich sąsiadów
Ulicą pójdę wzdłuż kupię gazetę
Zabiorę z sobą psa usiądę na ławce
Skończę scenariusz by gotowy był
Wieczorem, wieczorem przed mym domem
Wystawię ekran i wyświetlę film
Coś o mnie i o tobie
Będę leczył chore sąsiadów sny
Z nieba przyleciał mój wielki przyjaciel
Kiedy lądował ja jadłem kanapkę
Wyśnił że chyba jest chorym człowiekiem
Usiądź wygodnie i nie martw się bo
Wieczorem, wieczorem przed mym domem
Wystawię ekran i wyświetlę film
Coś o mnie i o tobie
Będę leczył chore sąsiadów sny
Margaret
Pierwszy raz zrozumiałem coś
Kochałem swój cień Ja nie liczyłem się widzę
Jak mój cień dogania mnie
Moje ciało to rzecz
Moja radość jeden dźwięk
Zamknę oczy aby schować się
Moje życie to wiatr
Z moim cieniem jestem sam
Ukryta twarz oznacza że wiesz
Coś z czym nikt nie godzi się
Dziwny sen
Na ścianie plama krwi
Białe światło chce do niego iść
Moje ciało to rzecz
Moja radość jeden dźwięk
Zamknę oczy aby schować się
Moje życie to wiatr
Z moim cieniem jestem sam
To wstyd to złość to dzień to noc to blask to cień to znak
Że miłość jest tym czego chcę
To nie był film
Powiedział "tak, zróbmy to, tak, by nikt nie widział, może w parku pod lasem, na torach przy garażach, tam, gdzie zawsze jest ciemno i gdzie prawie nikt nie chodzi"
Nie będziemy wybierać" powiedział, "ten, kto pierwszy", niczym ostrze losu, "pierwszy, który się trafi
Tylko pamiętaj bez hałasu, bez zbędnych emocji, poczuj w sobie siłę i rób tak, żeby zabić"
"Urodzeni mordercy", "Kalifornia", "Siedem", "Harry Angel", "Pulp Fiction", "Hellraiser" i "Freddy"
Codziennie filmy były dla nas jak Biblia, te same sceny, nawet w snach je widzę
Widzę w snach wciąż to samo, ciągle boję się zasnąć, tamten leży we krwi, a mnie robi się słabo
Powiedział "Patrz, jak pięknie, prawie tak, jak w filmach, zapamiętaj to", pamiętam, "prawie tak, jak w filmach"
To nie był film
To nie był film
Pamiętam, mówił "ach, chciałbym sobie postrzelać wiesz, do dziewczyn na ulicy, w biały dzień, teraz
Nie do zwykłych dziewczyn, ale do tych najpiękniejszych, chciałbym patrzeć im w oczy, jak marnieją i więdną"
Mówił "ciekawe jak to jest, tak naprawdę zabić? W rękach trzymać przeznaczenie, jego panem być?
Wiesz, chciałbym, może byśmy tak kiedyś na ulicy w jakimś ciemnym miejscu, tak, by nikt nie widział?"
Pamiętam, mówił "zapamiętaj", nie potrafię zapomnieć, wyrazu oczu, strachu, potem krwi na dłoniach
Krew była wszędzie wokół, pamiętam to dobrze, płynęła niczym rzeka z potrzaskanej głowy
Krew pulsowała w skroniach, rozsadzała czaszkę, ręce drżały, nie wiem, z podniecenia czy ze strachu?
Pamiętam, on się śmiał, mówił coś o filmach, "zapamiętaj to", pamiętam, "prawie tak, jak w filmach"
Ale to nie był film
To nie był film
Zwykły dzień
Na rowerze ktoś
Rekord bije swój
Ktoś oczyścił brudny staw
Ktoś przekroczył wpław
Rzekę wspomnień złych
Dzień zwykły dzień
Deszcz na twarzy
Czarno biały film komedia
Ludzi w kinie tłum
Gdzieś o pięćset kroków stąd
W ręku niesie ktoś
Pełno różnych spraw
Może kupił sobie psa
Może lepiej lwa
Kobiet będzie w bród
Dzień zwykły dzień
Deszcz na twarzy
Czarno biały film komedia
Ludzi w kinie tłum
Z rozmyślań przy śniadaniu
Wyczerpana noc
Oczy gwiazd dawno zamknął wiatr
Przemywając twarz uciszam gwar jeszcze ciepłych snów
Gęsta mgła kryje senny świat
Z nieba spadł anioł z twarzą psa
Stary most stoi tam gdzie stał
Wychodzę z domu i mówię sobie
Że będzie to ostatni dzień kiedy jestem
Pusty szept zalał pusty park
Dwie myśli
Kiedy przyjdziesz wyjdę z niej
Nie, nie wyjdę wystraszysz się
Będę czekał kiedy znów w swojej kuchni podejmiesz próbę
Rozcinania głowy ostrym nożem
Z mózgu wyjmiesz myśli dwie
Te najbardziej Cię męczące
Z nową myślą wyjdziesz stąd Staniesz w świetle i odetchniesz
Gdybyś tak te myśli dwie pozostawił w swojej głowie
Strach ma przecież wielkie oczy
Ciągle czekam
Schowany w kącie szafy twej
Patrzę i płaczę
Z modlitwą na ustach by ocalić Cię
Obłąkany idziesz w przód
Krok po kroku jak maszyna
Myślisz sobie co za wstyd
Ty tak wielki i tak skończyłeś
Pomyśl sobie jeszcze czas mógłbyś teraz się zatrzymać
Noc jest przecież bardzo długa
Ciągle czekam
Schowany w kącie szafy twej
Patrzę i płaczę
Z modlitwą na ustach by ocalić Cię
Głosy
Nie wiem kim mogę być
Nie wiem nic
Rany i krew swą znam
Ciało i zapach mam
Nie wiem skąd
Spójrz w lustro
Zerwij twarz
Prawdziwą twarz dziś masz
Nie wiem kim jestem sam
Nie wiem kim mogę być
Nie wiem nic
Zagubieni w swoich snach
W pustych domach pośród krat
Kochajmy więc samotność
Pieśćmy ją
Kochajmy więc samotność
Tulmy ją
Kochajmy więc samotność
Śpijmy z nią
Dzika wilgotna złość spływa na moją skroń
I rodzę się z nią
Chłodzi mnie zimny wiatr Boję się siebie sam
W ustach mam stal
Chodź ze mną nie bój się mnie
Umarłeś to nie jest sen
Nie wiem kim jestem sam
Nie wiem kim mogę być
Nie wiem nic
Zagubieni w swoich snach
W pustych domach pośród krat
Kochajmy więc samotność
Pieśćmy ją
Kochajmy więc samotność
Tulmy ją
Kochajmy więc samotność
Śpijmy z nią
Myszy i ludzie
Mówią mi w rozmowach, że to głupie jest
W każdą noc, w każdy dzień
Wielki ból i przerażenie
W każdą noc, w każdy dzień, wielki ból
To znów ja, wchłonięty wstyd gdzieś schował się
Każdy wiersz pełen jest głupich zdań
W każdą noc, w każdy dzień
Wielki ból i przerażenie
W każdą noc, w każdy dzień
Wielki ból i przerażenie
Dzika noc, dziki dzień
Wielki strach i przerażenie
Mówią źle, mówią zły, mówią wariat
Miałem kiedyś plan zostawić wszystkich was
Odmienić dziwny los, zbudować sobie raj
Zaczepić myśli gdzieś, gdzie nie dochodzi śmiech
Gdzie żaden ślepy szpieg nie rozszyfruje mnie
Miałem kiedyś plan oszukać własny strach
Bez okien kupić dom, pod drzwi podstawić stół
Lecz zrozumiałem, że kiedy ściemnia się
To z was wychodzi zło
Pożera wszystkich, nie ja, nie ja
W każdym z was jest wariat
Wielki błękit
W morzu śpisz błękitem oddychasz
Ocean jest twoją krwią twoją krwią
W srebrzystej sukni obok mnie stoję sam
Na szyi swej nosisz złoty znak
To ty i ja ty i ja
Chodź ze mną płyń chodź ze mną patrz
Ocean drży srebrnym klejnotem jesteś w nim
Chodź ze mną płyń chodź ze mną patrz
Ocean drży srebrnym klejnotem jesteś w nim
Tak delikatna proszę płyń
W wielkim błękicie może znów narodzimy się
Wtedy dotknę poczuję zapach twój
Jakbym kochał cię kochał cię
Chodź ze mną płyń chodź ze mną patrz
Ocean drży srebrnym klejnotem jesteś w nim
Chodź ze mną płyń chodź ze mną patrz
Ocean drży srebrnym klejnotem jesteś w nim
Tak delikatna proszę płyń
James, radiogłowi i żuk z rewolwerem jadą do nikąd
Zastępuje cały świat
W dźwiękach deszczu chmurach drzewach
Dom miłości stoi sam
Nie muszę teraz spać
W opowieściach starszych kobiet
Z rewolwerem pełza żuk
A do nikąd jadę z tobą
Gdy powietrze męczy głód
Nie muszę pić nie muszę
Nie muszę jeść
Nie muszę nawet spać
Kiedy tęsknię do znajomych
Przyjacielem zawsze James
A gdy nie przychodzi miłość
Radiogłowi śmieją się
Nie muszę pić nie muszę
Nie muszę jeść
Nie muszę nawet spać