Najnowszy Rod
Lata 2013 - 2021
Przed kolejnym 28-mym albumem przez krótki okres fani Stewarta zastanawiali się czy będą jeszcze dalsze jego płyty. Ale na Time Stewart pozwolił im czekać tylko pół roku. Zburzył tym schemat wydawania płyt w październiku. Nie tylko to. Odszedł od coverów. Ba, stworzył coś nowego. Genialnego, porywającego. Stosunkowo słabo dostrzeżonego i granego w Polsce, natomiast na świecie osiągnął kolejny wielki sukces. W Wielkiej Brytanii osiągnął pozycję numer 1, w Kanadzie i Niemczech numer 4, w Nowej Zelandii 5, w Australii 6, zaś w USA i Szwecji 7-mą. W UK ustanowił nowy brytyjski rekord najdłuższej przerwy między najlepszymi albumami danego artysty, poprzednio jego album studyjny A Night on the Town osiągnął najwyższe miejsce w rankingu w 1976 roku. Po 37-miu latach wrócił na top topów. Czy to nie świadczy o geniuszu artystycznym? Nawet The Rolling Stones tego nie osiągnęli. A większość artystów z tamtego okresu przeważnie odcina kupony. Album osiągnął dwie platyny. Tylko dwie? Nie aż dwie, bo zmieniły się czasy wraz z rozwojem internetu i dostępem do muzyki. Na standardowej płycie znalazło się 13 utworów. Wszystkie rewelacyjne. A były jeszcze specjalne edycje z 6-ma w sumie świetnymi utworami, a także z 10-cioma z koncertu zatytułowanego Live From The Troubadour, West Hollywood 2013. Dla mnie to jego najlepsza płyta, więc trudno mi pominąć z niej jakikolwiek utwór. Świetna muzyka, fajne teksty, Stewart śpiewający lepszy niż kiedykolwiek wcześniej i niezłe klipy do części piosenek. Chyba to bardzo osobisty album, a co za tym idzie prawdziwy, ale może to tylko moja interpretacja. Ale nawet jeżeli przyjrzymy się okładce i zastanowimy na tytułem albumu, to może jednak właśnie tak jest.
She Makes Me Happy – niezależnie od tego jaka para ukazana jest w teledysku, to zarówno w jego śpiewie słychać, jak i widać po nim na teledysku, jakby śpiewał o sobie. Jak dla mnie to piosenka „zadedykowana” Penny Lancaster, a dokładniej w tym momencie Penny Lancaster-Stewart. W 14-stym roku ich związku! Najwyraźniej jest szczęśliwym facetem. Wcześniej niby wszystko miał co facet może zamarzyć, aż w końcu tak do imentu kobieta sprawiła całkowite dopełnienie szczęścia.
Can’t Stop Me Now – ta piosenka nie ma odrębnego teledysku, ale jest kilka zapisów koncertowych. Celowo nie wybrałem mojego ulubionego, ani tego, który jest na podwójnej limitowanej płycie. Ale ten jest równie rewelacyjny. Zwróćcie uwagę jaki świetny zespół muzyczny dobrał Stewart. Nawet jeżeli by miało to zabrzmieć seksistowsko, to także na jego część żeńską. Świetne muzyczki i chórzystki, a przy tym piękne kobiety, seksowne i seksownie ubrane. To będzie część jego stylistyki sceniczne na koncertach i teledyskach przez następne płyty. Częściowo zmienna. Ten zespół jest wartością dodaną do piosenek i samego Stewarta i idealnie do niego pasującą. Tu nie można mieć wątpliwości, że to osobista retrospektywna jego piosenka, dotycząca początków kariery i przełomu za sprawą „Maggie May” i jego wiary w sukces. Ale to też piosenka o teraźniejszości. O powrocie na szczyt – „Teraz moja kolej, żeby się wybić, Nie mogą mnie teraz zatrzymać” i znów skierowana w ostatnim wersie do Penny –„ Sprawię, że będziesz ze mnie dumna”. Piosenka zaśpiewana z niesamowitym wigorem, energią, mocą i radością. Numer 1 na płycie, choć niemal każdej można by nadać tę pozycję.
It’s Over – to bardzo nostalgiczna i spokojna ballada, ale znów z niesamowitą mocą w śpiewie. Znów bardzo osobista, rozliczeniowa. Najwyraźniej kierowana do którejś z jego poprzednich partnerek. Albo do Alany Stewart, a może bardziej do Rachel Hunter, bo raczej nie do Kelly Emberg, a na pewno nie do żadnej z poprzednich. Piosenka smutna, a słucha się jej z przyjemnością. Z pytaniami, które w takiej sytuacji samemu sobie się zadaje i nie znajduje odpowiedzi.
Brighton Beach – druga bardzo nostalgiczna ballada, spokojniejsza i delikatniejsza. Znów jak dla mnie osobista. Wspomnienie pierwszej miłości. Piękne, a zarazem bolesne. Można by przypuszczać, że dotyczące Susannah Boffey, matki jego pierwszej córki oddanej do adopcji. Klip zawiera również przebitki z Brigthon, o którym pisałem w Inspiracjach w 11kobiet.pl.
Kolejnych sześć utworów i ostatni są bardzo dobre. To zarówno spokojne ballady, może przede wszystkim, ale również poprockowe radosne piosenki. Analizując ich teksty oraz biografię Stewarta, mam wrażenie, że choć są o treściach uniwersalnych, przede wszystkim dotyczących miłości, relacji damsko-męskich, to nadal są osobiste retrospektywne, skierowane do jego byłych, do jego dzieci i być może do Penny.
Sexual Religion – w tej piosence jest wszystko: melodyjność, rytm, charyzma, moc, radość, frywolność, rockowy pazur, na koncertach bardzo osobisty przekaz Stewarta niepozbawiony humoru, współbrzmienie kobiecych głosów, instrumentarium z saksofonem i chyba bardzo osobisty tekst, bez tabu, idealnie wypasujący się w osobowość wykonawcy. To piosenka, o której myślał Marcin w zacytowanym znacznie wcześniej fragmencie „11 KOBIET …”. Sexual Religion harmonizuje również z osobowością Marcina, i bardzo z chwilą której dotyczy fragment. Najpierw obejrzyjcie koncertowy klip, posłuchajcie Roda, a później przeczytajcie tekst.
„Jeśli jest jakaś rzecz, której nie rozumiem
To jest to siła kobiety i słabość mężczyzny
Gdy zasłaniamy domek i rozpoczyna się miłość
Powalasz mnie na kolana
Jedna noc z Tobą pomiesza mi w głowie
Te dobrze przećwiczone złośliwości i rzeczy, które mówisz
Te erotyczne sugestie i kolejne metafory
Sprawiają, że pragnę Cię bardziej
Powiedz mi, jak robisz mi te rzeczy
Za każdym razem
Jestem uzależniony od Twojej seksualnej religii
i nie czuję się zawstydzony
Powiedz mi, jak robisz mi te rzeczy
Za każdym razem
Jestem bezradną katastrofą w tej świątyni miłości
Niewolnikiem przyjemności i bólu
Kiedy jesteś na parkiecie
Poruszając biodrami
Rozpuszczasz swoje włosy i przygryzasz wargi
Jesteś łamaczem serc kochanie, nie mogę pozwolić Ci odejść
Prowadzisz mnie do utraty zmysłów
Ten narkotyk, który sprzedajesz to potężna rzecz
Twoja miłość jest pracą choć czasem nie
Jesteś aniołem Edenu i aniołem miłości
I po prostu nie mogę Cię rozpracować
Powiedz mi, jak robisz mi te rzeczy
Za każdym razem
Jestem uzależniony od Twojej seksualnej religii
i nie czuję się zawstydzony
Powiedz mi, jak robisz mi te rzeczy
Za każdym razem
Jestem bezradną katastrofą w tej świątyni miłości
Niewolnikiem przyjemności i bólu
Jestem naprawdę głęboko tym razem
Nie mogę spać ani jeść ale będę cały
Powiedz mi, jak robisz mi te rzeczy
Za każdym razem
Jestem uzależniony od Twojej seksualnej religii
i nie czuję się zawstydzony
Powiedz mi, jak robisz mi te rzeczy
Za każdym razem
Zahipnotyzowany Twoją seksualną religią
I nie czuję się zawstydzony”
Po przesłuchaniu tej piosenki i wgłębieniu się w jej tekst, bez trudu przyjdzie nam zrozumieć Marcina, dlaczego właśnie ta piosenka przyszła mu namyśl jako zwieńczenie na parkiecie kolacji z Bellą, całego pięknego i ekscytującego dnia z nią i jako łącznik przed dalszą częścią wieczoru, a może już nocy w apartamentowym zaciszu, tête-à-tête.
Make Love to Me Tonight – chyba można by powtórzyć niemal wszystko z poprzedniej piosenki. Poza saksofonem i brakiem w YouTube wersji koncertowej. Ta ma bardzo wyraźne akcenty szkockiej muzyki. Może jest mniej przebojowa. Ale w sferze mentalno-tekstowej jest uzupełnieniem poprzedniej – „… teraz mam jedną rzecz na głowie – kochaj się ze mną tej nocy, jakby nie było jutra”, „Trzymaj mnie w swoich cudownych ramionach”, „Załóż tę seksowną bieliznę”, „kochanie, jesteś skałą, na której stoję, jesteś moją siłą i mądrością, duszą mężczyzny”. Dla Marcina z „11 KOBIET …” w cytowanej chwili też mogłaby być uzupełnieniem, a może nawet jej treść stała się uzupełnieniem poprzedniej piosenki i chwili.
Sześć piosenek stanowiących bonus track w wersjach exclusive jest od sasa do lasa, zupełnie niepasujących do wyrazu artystycznego oraz całości kompozycyjnej podstawowej płyty. Jedyne co je łączy to, to, że są świetnie zaśpiewane przez Stewarta. Ale w kontekście całej płyty nie można powiedzieć, że są nawet dobre, choć każda z osobna taką jest. Nie wiem co mieli na myśli wydawcy umieszczając je tam. Może te białe kruki miały uatrakcyjnić sferę handlową.
Po genialnej płycie dwa lata później, w 2015 roku, kilka miesięcy po 70-tych urodzinach Stewarta, znów w październiku, ukazał się album Another Country. Oceny albumu przez krytyków muzycznych były skrajne. Od niemal euforycznych do bardzo negatywnych. Co ciekaw te skrajności występowały także w stosunku do konkretnych piosenek na płycie. Do większości. Chyba tylko jedna nie miała negatywnych ocen i jedna pozytywnych. A publiczność odebrała ten album przynajmniej dobrze, jak na album Stewarta, albo bardzo dobrze jak na albumy większości muzyków. Album osiągnął 2-gą pozycję w UK, tylko 20-stą w USA, ale jeszcze w trzech znaczących krajach pod względem muzycznym osiągnął pozycję w pierwszej dziesiątce. Zdobył dla Stewarta ostatnią platynową płytę. Być może jest bardziej nierówny i niespójny niż poprzedni, ale zawiera kilka rewelacyjnych kawałków. A historii muzyki absolutną rzadkością było kolejne wydanie dwóch genialnych albumów, a nie zdarzyło się gdy były to albumy nr 28 i 29.
Na albumie znalazło się jedenaście piosenek napisanych przez Stewarta lub jego współautorstwa. Komentując album Time, Stewart stwierdził:
„Odkryłem, że jedynym sposobem na pisanie piosenek jest bycie tak osobistym i szczerym, jak to tylko możliwe. A kiedy mój ostatni album został tak dobrze przyjęty, dało mi to pewność, że mogę dalej pisać i do rozpatrywania i pisania o różnych rzeczach. Dało mi to również swobodę eksperymentowania z różnymi dźwiękami, takimi jak reggae, ska i melodie celtyckie.”
Moje przemyślenia i odczucia o osobistym wyrazie i prawdziwości Time są więc prawdziwe. Częściowo tak jest też w przypadku Another Country. Ale w nim Stewart rozszerzył swoje przemyślenia, poza sferę szeroko rozumianych relacji uczuciowych i męsko-damskich. Pozostawił w tej samej konwencji całe otoczenie koncertowe i teledyskowe.
Love Is – to piosenka przewodnia tego posta. Bardzo mocne wejście w płytę. Piosenka nr 1 na płycie. A także jedna z moich ulubionych z całej jego bardzo obszernej dyskografii. Są chwile, że nawet numer 1. Piosenka niesamowicie radosna, ciepła, melodyjna, śpiewana z młodzieńczym wigorem przez 70-cio latka i z celtyckimi frazami i banjo. Garnitur Stewarta z poniższego teledysku (z wcześniej zamieszczonego także) oraz buty chętnie widziałbym w swojej szafie. A jedna ze skrzypaczek, a może i obie mogłyby zaistnieć w mojej powieści jako muzy. Perkusistka także. Pokażcie mi kogokolwiek, kto w jego wieku, by tak śpiewał. Nie tylko, że świetnie, ale właśnie a taką radością, ciepłem i wigorem. A na dodatek o miłości w tym klimacie. To też piosenka retrospektywna, trochę z akcentami jak w Brighton Beach.
Please – rockowo rytmiczny utwór mocno zaśpiewany. Rockmani się nie starzeją. Rewelacyjny strój Stewarta w teledysku. Piękne dziewczyny, ale wyraźny brak skrzypaczek, nie w muzyce, a w obrazie. A tekst? Osobisty, emocjonalny, uczuciowy, delikatnie erotyczny. Na jego kanwie mógłbym napisać alternatywny cały rozdział do „11 KOBIET …”.
Walking in the Sunshine – w gruncie rzeczy bardzo prosty rytmiczny utwór, ale przyjemny z fajnymi egzotycznymi wstawkami. A jego słowa mogłyby być hymnem młodego pokolenia w Polsce. Nie to, żebym kogokolwiek namawiał do emigracji w ciepłe kraje, ale młodym życzę by zawsze mogli „spacerować w promieniach słonecznych”, a nie żyli w szarej beznadziejności. Jest tylko tu i teraz. „Tu” to człowiek, a nie miejsce. „Teraz” zaś mija z prędkością przynajmniej dźwięku.
Love and Be Loved – piosenka z pogranicza ska i reggae. Świetny muzyk potrafi wykonać genialnie każdy gatunek muzyki. I tak to zrobił w niej Stewart. Trochę hippisowski tekst. Miłość, palmy, morze, ciepły piasek, gitara, śpiew. Trochę nawiązanie mentalne do poprzedniej, ale również z głębokimi przesłaniami. Przyjaźń, pomoc, człowieczeństwo.
We Can Win – zarówno na warstwę muzyczną, tekst, aranżację jak i wykonanie piosenka ma ewidentny charakter szkockiego hymnu piłkarskiego. Jak by nie było Stewart to zapalony kibic piłkarski. Aż dziwne by było gdyby na „osobistych” jego płytach tego typu piosenka nie znalazła swojego miejsca. A słowa jak na hymn fana futbolu, a bardziej całą społeczność fanów futbolu niesamowicie pozytywne.
Another Country – jedna z bardziej krytykowanych piosenek na płycie. Mam inne odczucia niż krytycy. Lubię folkowe szkockie rytmy. Lubię gdy Stewart śpiewa mocno, akcentując treści zawarte w słowach. Wydawać, by się mogło, że to wyłącznie piosenka o tęsknocie za ukochaną, o miłości do kobiety, matki dzieci narratora, ale to piosenka żołnierza będącego daleko od domu, pewnie na misji pokojowej. Oprócz tęsknoty i miłości słychać w niej strach, a jednocześnie wiarę w słuszność misji, bezsens walk i nadzieję na normalny powrót.
Way Back Home – nie słuchając słów można by pomyśleć, że to po prostu spokojna, łagodna ballada, aczkolwiek mocno z wyrazem zaśpiewana. Stewart urodził się w roku zakończenia II Wojny Światowej. Jego dzieciństwo przypadło na okres tuż powojenny. Ta piosenka to właśnie jego wspomnienia z tamtego okresu. Mnie też jest bliska. Co prawda urodziłem się kilkanaście lat po nim, ale przecież rany po II Wojnie Światowej u nas w Polsce była bez porównania głębsze i dotkliwsze. W moim dzieciństwie, może nie dla wszystkich, ale dla mnie bardzo mocno odczuwalne. Może przez to mam naturę na wskroś pacyfistyczną. A bezpieczny Home i droga do niego to największa wartość. Jeden z dwóch najbardziej krytykowanych utworów na płycie. A przecież piękny i z wyrazem.
Can We Stay Home Tonight? – delikatna ballada, trochę jak litania, tylko, że bez odpowiedzi, jednostajna melodia i rytm, a interpretacja Stewarta przypominająca ustawiczną prośbę, a nawet błaganie. O spędzenie czasu z ukochaną, w domu, chociaż ona chciała wyjść „w miasto”, we dwójkę, ze śpiącymi dziećmi, takiego jak za młodych lat, z lampką wina i z cudownym seksem. Każdy ma takie marzenia, lub miał, lub będzie miał.
Następne dwie piosenki i ostatnia choć też retrospektywne, są wyraźnie słabsze pod względem muzycznym. Jedna dotyczy bohaterów z dzieciństwa jego synów, druga ekscesów poalkoholowych, a trzecia przyjaźni w związku.
Hold the Line – niezależnie od wartości tej piosenki po prostu cholernie lubię jej słuchać. Ona daje mi powera, bo ma w sobie mnóstwo radości i witalności. Nie tylko w wykonaniu, co niewątpliwe jest jej siłą, nie tylko w sferze muzyczno-instrumentalnej z banjo i mandoliną, a te instrumenty potrafią podnieść klimat i nastrój, ale także w słowach, bo to rozmowa przez telefon, podtrzymująca na duchu ukochaną osobę w zwątpieniu szarością codzienności. A oprócz tego w tym klipie bajeczny zespół muzyczny, oprócz nie pasującego do niego faceta z harmonią, długonogi, długowłosy, kształtny, jednym słowem piękny. I moja ulubiona skrzypaczka. W takim otoczeniu to nawet ja mógłbym zaśpiewać, nawet na scenie.
W wersji deluxe płyty znalazło się jeszcze pięć utworów. Cztery najwyraźniej specjalnie skomponowane na nią. Nie wiem czy właśnie jako dodatkowy bonus i w pośpiechu, czy stały się odrzutami z podstawowej wersji, bo dla mnie muzycznie są słabsze i nawet nie wsłuchiwałem się w ich słowa.
In a Broken Dream – to piąty bonus na płycie. O tej dla mnie niesamowicie nostalgicznej piosence już pisałem. Powtórzę, że jest rewelacyjna. A tekst to niejako mój dawny hymn. Jedna z najbardziej topowych Stewarta. Ilekroć jej słucham to wszystkie inne idą w zapomnienie, a ta staje się numerem jeden. Nigdzie nie znalazłem wersji z płyty Another Country. Być może umieszczono na niej pierwotną. Dla odmiany zaprezentuję z genialną gitarą Davida Gilmour’a znanego przede wszystkim z Pink Floyd. Z nim stała się jeszcze mocniejsza i bardziej rockowa.
Blood Red Roses – 30-sty album studyjny Roda z 2018 roku. W zasadzie pozytywnie został zauważony tylko przez publiczność w Wielkiej Brytanii gdzie osiągnął pozycję nr 1. W Stanach był poza pierwszą 50-tką. Ja mam w stosunku do niego mieszane uczucia. Chyba za mało jest w niej typowego Stewarta, a za dużo eksperymentów z nowoczesną muzyką. Aż mi trudno skomentować poszczególne utwory. I muszę się przyznać, że jeszcze nie analizowałem ich tekstów. Ale to udany album.
Look in Her Eyes – jeden z dwóch singli. Przebojowy utwór z dobrym tempem. Dużo nowych rytmów i technologii.
Farewell – po rytmicznym niemal hip-hopowym początku utwór nabiera melodyjnych przyjemnych aspektów, które Stewart potrafi zaśpiewać jak nikt.
Didn’t I – drugi singiel z płyty. Z udziałem Bridget Cady. Najbardziej przebojowy utwór. Najprzyjemniejszy. I najbardziej w klimacie z poprzednich płyt.
Rest of My Life – piosenka, która ma ewidentne papiery na popowy dobry przebój
Rollin’ & Tumblin’ – bluesowy standard mający 90 lat w diametralnie odmiennej aranżacji, z całkowicie nowymi rytmami nietypowymi dla Stewarta, ale jest coś intrygującego w tym wykonaniu.
Julia – łagodny popowy utwór, popisowo zaśpiewany, trochę nowych dźwięków, i bardzo lubię dźwięk tego imienia w wersji angielskiej, a jeszcze Stewart pięknie je wyśpiewuje.
Honey Gold – niby popowy utwór, ale rockowe prowadzenie, świetnie brzmiące przez gitarę, drobne eksperymenty muzyczne wkomponowane w całość.
I Don’t Want To Get Married – bonusowy utwór w dwóch wydaniach deluxe. Bardzo wesołe, rytmiczne reggae.
Da Ya Think I’m Sexy – tylko w japońskiej edycji jako bonusowa ścieżka. Z udziałem DNCE amerykańskiego zespołu dance-rocka, a w zasadzie udział Stewarta z ich całkiem nowej i na czasie interpretacji jednego z jego największych przebojów.
31-wszą ostatnia jak dotąd płytę The Tears of Hercules Stewart wydał w listopadzie 2021 roku. Kolejna płyta z bardzo mieszanymi ocenami krytyków. Publiczność mniej euforyczna. Płyta jak poprzednia zauważona tylko w Wielkiej Brytanii gdzie osiągnęła 5-ta pozycję. I Tylko tam w pierwszej dziesiątce. W wielu krajach, w tym USA nawet nie notowana. Stewart na niej niczym młody poszukujący twórca i znajdujący. A płytę warto przesłuchać kilkukrotnie, bo za każdym następnym dokonuje się kolejnych zaskakujących i cudownych muzycznych odkryć. Ja za mało razy odsłuchałem, bo powinienem zamieścić wszystkie jego utwory.
One More Time – pierwszy singiel z płyty, bardzo ciekawy popowy utwór, z mocną sekcją rytmiczną, doskonałym śpiewem, refrenem jak w dobrym hicie, fragmentami celtyckimi i ciekawym intro gitary klasycznej.
Gabriella – bardzo podobny utwór, intro żeński chór, fragmenty latynoskie na trąbce, mniej wyrazisty refren, mocniejszy rytm, mniej melodyjny, bardziej „dzisiejszy” w wyrazie.
I Can’t Imagine – trzeci singiel z płyty, bardzo przebojowa piosenka, z frazami między parlandem, a hip-hopem. Utwór zadedykowany Penny Lancaster. Każda kobieta chciałby usłyszeć takie słowa od faceta, a jeszcze tak wyśpiewane… Penny Lancaster, z którą jest 23 lata i ma dwóch synów to jego ósma partnerka, o której piszą jego biografowie i trzecia żona. Nie tylko ta piosenka pokazuje, że Stewart w drugiej połowie swojego życia spotkał niegasnącą miłość.
Hold On – drugi singiel, bardzo spokojny melodyjny utwór, bardzo ważne w tym utworze są słowa, koniecznie trzeba je dobrze usłyszeć (przeczytać). Nie umiem tego inaczej nazwać jak protest song przeciw bigoterii i rasizmowi, choć wiem, że nie jest to idealne jego określenie.
Precious Memories – mój faworyt na tej płycie. W zasadzie prosty popowy utwór, ale ma mnóstwo ciepła, uroku, melodyjności. Idealny do jazdy w samochodzie w trasie. Taki powrót do muzyki lat 50-60 tych – cała sfera instrumentalna i chórki, a do tego „dzisiejszy” sposób śpiewania Roda we fragmentach. Prostymi słowami, a pięknie o miłości. A dobór do piosenki filmiku z Keira Knightley strzałem w „10” (oczywiście to nie jest oficjalny klip, tylko czyjeś „domowe” dzieło).
These Are My People – jedna z nielicznych kompozycji autorstwa nie Stewarta na płycie, a mistrza country Johnny Casha, ale bynajmniej nie w stylu country. Bardzo wyrazisty, a jednocześnie przyjemny i melodyjny pop-rock.