Maciej Dziewięcki

Hoża Argentinian Steakhouse na Hożej

Dla fanów potraw mięsnych stek jest niewątpliwie pozycją numer 1. A jeszcze jak to jest stek z najlepszej wołowiny, a takową bywa argentyńska to mamy królową dań mięsnych. Właśnie takie steki można zjeść w Warszawie w Hoża Argentinian Stekhouse,
Hoża Argentinian Steakhouse na Hożej
Hoża Argentinian Steakhouse

Hoża Argentinian Steakhouse na Hożej w „11 KOBIET …”

„– W okolicach Starego Miasta znam fajną włoską knajpkę Casa Italia, na Świętojerskiej. Możemy tam spróbować kuchni włoskiej.
– A ja tu niedaleko domu mam niezłą tajską Why Thai na Wiejskiej i Hoża Argentinian Steak House na Hożej, jak łatwo się domyślić. Co sądzisz o takim urozmaiceniu?
– Rewelacja. Niestety wyeliminowaliśmy kuchnię polską.”

Pierwszy rozdział z cyklu „Agata”, strona 268, część I tomu „Czerwiec”

„Wpół do szóstej zameldowaliśmy się w Hoża Argentinian Steak House. Tym razem także postanowiliśmy, że jemy po połowie zamówionych dań i wymieniamy się nimi. Najszybciej zdecydowaliśmy się na talerz serów hiszpańskich. Na przystawkę wybraliśmy argentyńskie krewetki w emulsji maślanej z trawą cytrynową, rukwią wodną i pomidorkami concasse oraz zupę z owocami morza. Jak się okazało z łososiem, krewetkami, kalmarami i mlekiem kokosowym. Danie główne musiało być stekiem i to stekiem argentyńskim. Może różnica między stekiem z antrykotu, czyli rib eye, i stekiem z polędwicy była niewielka, ale właśnie takie zamówiliśmy. Największy problem mieliśmy z wyborem sosów. Chcieliśmy spróbować każdego, więc wzięliśmy dwa zestawy po trzy sosy: z zielonego pieprzu, chimichurri (na oliwie i occie winnym z natki pietruszki, oregano, czosnku, papryczek chili i oliwek), béarnaise (na białym winie i occie winnym z szalotki, estragonu, żółtek i masła z czarnym pieprzem – doskonały również do szparagów), sos serowy, chipotle (meksykański na bazie majonezu z ostrych papryczek chipotle, słodkiej wędzonej papryki i limonki) oraz dijon (francuski musztardowy z szalotką i gorczycą). Wahaliśmy się, czy jeść steki wyłącznie z sosem, czy jeszcze z jakimiś dodatkami. Kiedyś w San Francisco w podobnym lokalu cała nasza grupa skusiła się na dodatki w postaci zasmażanych ziemniaków i miksu sałat. I niemal nikt nawet ich nie spróbował. Steki były takiej wielkości, że wystarczały przynajmniej na trzy posiłki. Nie spodziewałem się w Polsce steku size USA, a ponadto zwyciężyło łakomstwo, więc szparagi w emulsji maślanej i warzywa z grilla uzupełniły nasze zamówienie. Do picia tradycyjnie woda z cytryną.”

Pierwszy rozdział z cyklu „Agata”, strony 294-295, część I tomu „Czerwiec”

Jeść, pić, kochać i jeszcze bawić się zwiedzaniem i czynnym relaksem – to był program krótkiego weekendu Marcina i Agaty. Tu i teraz oraz jak najwięcej hedonizmu. To też była lekcja ekspresowego poznawania się. Poznawania drugiej osoby. Tego co ona lubi we wszystkich tych kategoriach. A w kategorii „jeść” upodobania bohaterów powieści były niemal zbieżne. Oboje lubili jeść, dobrze jeść i próbować najróżniejszych smaków. Oboje nie gardzili mięsem. Mięsem w dużej ilości, bo właśnie takie są steki w najlepszych restauracjach. Oboje bardzo lubili to najbardziej mięsne z mięsnych dań. Przy konfigurowaniu menu w klasycznym stekhouse należy pamiętać, że steki bywają tak duże, że trudno w siebie wcisnąć cokolwiek więcej. Ja taką sytuację przeżyłem dwadzieścia parę lat temu w San Francisco. Tam stek był genialny. Po prostu rarytas. Ale jednocześnie amerykański size. Jego wielkość wykluczyła by jeszcze cokolwiek innego zjeść. Tym bardziej, że ze względu na ambrozyjny smak steka, nie do pomyślenia było by choć jego kęs zostawić. W Hoża Argentinian Stekhouse steki nie są aż takiej wielkości, ale i tak słusznej. Niezależnie od wielkości steków, jeśli jest się jedzeniowym hedonistą, tak jak byli nimi bohaterowie powieści, to w Argentinian Stekhouse nie można sobie odmówić przystawek i dodatków do steka w postaci warzyw. To pożądane i rewelacyjne urozmaicenie. A piękna nieduża, filigranowa blondynka konsumująca olbrzymi mięsny kawał steka to fascynujący obraz.

Hoża Argentinian Steakhouse

Ta restauracja mieści się w samym centrum Warszawy na ul. Hoża 25A. Między ulicą Kruczą, a Księdza Skorupki. Doskonałe położenie w kategorii komunikacyjnej. Choć oczywiście jak to w Śródmieściu stolicy zaparkować blisko restauracji jest trudno. Ale jeśli nie na Hożej, to na którejś z sąsiednich ulic zawsze można znaleźć miejsce. Czasami trzeba zrobić dwa, albo trzy kółka po okolicy. Oczywiście jest to strefa płatnego parkowania. Przy tym należy pamiętać, że Argentinian Stekhouse to nie jest bistro. Pobyt w tej restauracji trwa minimum półtorej godziny, jeśli zamawiamy więcej niż jedno danie i chcemy się nimi rozkoszować, a nie połykać.

Z zewnątrz lokal niezbyt zwracający uwagę, choć jest w starej kamienicy wybudowanej w 1900 roku. W sezonie letnim bywa przed nim mały ogródek na dość wąskim chodniku. Za to wnętrze ma swój styl, urok i klimat. Surowe ceglane ściany, w większości niebieskie, czerwona podłoga, czerwone kaloryfery i czerwone kanapy oraz złoty bar, unikalne antyki w tym „biblioteczka” z winami oraz proste stoły i krzesła. Te ostatnie na szczęście miękkie. Sufit szary, industrialny ze srebrnymi rurami wentylacyjnymi i kablami elektrycznymi poprowadzonymi po wierzchu. Lampy srebrne, proste, metalowe, niczym w fabryce z XIX wieku. Wieczorem lekki półmrok. A to wszystko doskonały klimat do romantycznej randki we dwoje przy doskonałym żarciu. No może niektóre stoliki są za blisko siebie. Ale jeśli ktoś ma ochotę na intymność to jest tam private room z dedykowaną obsługą. Ta sala może pomieścić do 10 osób. Kosztuje 3.000 zł, a dokładniej ta opłata jest rodzajem bonu, który można wykorzystać w restauracji.

Z plusów należy jeszcze dodać uczynną, sprawną obsługę. No i oczywiście jedne z lepszych jeśli nie najlepsze steki w stolicy. Bardzo dobry, jeśli nie jeszcze lepszy wybór win.

Minus to ceny. Ale po pierwsze wołowina to jedno z najdroższych mięs (w przeciwieństwie do lat PRL-u, gdy była jednym z najtańszych i uważanych za poślednie). Steki to najlepsze części wołowiny. No i mówimy o lokalu w samym centrum Warszawy uznawanym za jeden z lepszych w mieście.

Ocena w Google 4,6 czyli niemal bardzo dobrze.

Ocena w Tripadvisorze 4,5 czyli również niemal bardzo dobrze. A przede wszystkim przez użytkowników portalu sklasyfikowana na 39 miejscu wśród 2.783 restauracji w Warszawie. Czyli top 1,5% najlepszych warszawskich knajp.

Według mojej subiektywnej oceny jednak największym plusem jest kuchnia. Steki świetne. Trzeba tylko przy zamawianiu doskonale wiedzieć jak wysmażonego steka chcemy otrzymać. Inaczej może nas spotkać rozczarowanie. A klasycznie stopień wysmażenia steka jest następujący:

  • Blue – czyli stek lekko obsmażony z każdej strony. To najbardziej krwista wersja steka, ciepła i surowa w środku. Takie wysmażenie steka możliwe jest tylko na patelni.
  • Rare (mocno krwisty) – czyli stek słabo wysmażony. W tym wypadku rozpoczął się już proces ścinania białka, jednak mięso pozostaje czerwone w środku. Mocno krwisty stek ma rumiane boki i jest miękki w dotyku.
  • Medium (średnio wysmażony) – najbardziej popularny stopień wysmażenia. Stek nie jest krwisty, ale zachowuje soczystość. W środku mięso powinno być brązowe.
  • Medium well –  czyli dobrze wysmażony stek. Kolor mięsa staje się bardziej brunatny. Po dotknięciu jest twardawe, ale elastyczne.
  • Well done (dobrze wysmażony) – czyli bardzo dobrze wysmażony stek. Mięso ma brunatny lub szarawy kolor, a miejscami może nawet nosić ślady niewielkiego przypalenia.
To teoria. Jednak często się zdarza, szczególnie przy dużych grubych stekach, że medium też bywa lekko krwisty. W najrozmaitszych miejscach na świecie tak bywa.
Do steków sosy też bywają pyszne. Przystawki to też atut restauracji. Ja bardzo lubię zarówno krewetki jak i sałatkę z kozim serem. Ale najlepsze bywają talerze serów i wędlin. Bywają w karcie również zestawy serów i wędlin, taka mieszanka. Świetna. Akurat w prezentowanym przeze mnie menu nie znalazły się zupy. Ale jeśli są to również godne polecenia. Ponieważ to steakhouse to nie mam pojęcia jak smakują tzw. dania klasyczne. Bo przecież nie mogą się one równać ze świetnym stekiem. Dodatki do steka też niezłe, a w zasadzie od bardzo dobrych do mniej niż średnich. Ale to kwestia gustu. Akurat do steków pasują mi tylko opiekane ziemniaki, warzywa z grilla i szparagi. Chociaż generalnie szpinak też uwielbiam.
Natomiast jak dla mnie całkowicie rozczarowujące są desery. W stylu kuchni fusion, za którą nie przepadam. Więcej formy niż treści. A na dokładkę wg mnie smak sprzeczny z wyglądem. I całkowicie nie mój. A przecież uwielbiam dobre desery. 
Co do win nie powinienem się wypowiadać, gdyż po prostu ich tam nie kosztowałem. Może nie wynikało to bezpośrednio z ich cen, choć te nie należą do stanów niskich, ale z kalkulacji całego końcowego rachunku. No cóż po prostu pod tym względem niestety nie jestem Marcinem. Ale patrząc na to jakie wina oferuje lokal to muszą być one przednie.

Przyjrzyjmy się zestawowi dań zamówionych przez Marcina i Agatę i potencjalnemu rachunkowi, który uiścili.

– talerz serów hiszpańskich – w załączonej karcie dań występuje zestaw serów włoskich w cenie 68 zł

– argentyńskie krewetki w emulsji maślanej z trawą cytrynową, rukwią wodną i pomidorkami concasse – w załączonej karcie są krewetki z czosnkiem i oliwą w cenie 68 zł

– zupa z owocami morza – brak nawet podobnego dania w dzisiejszym menu, patrząc na inne dania oceniłbym na 45 zł

– stek z antrykotu, czyli rib eye – 300g 176 zł

– stek z polędwicy – 240g 154 zł lub 320g 196 zł Można podejrzewać, że został zamówiony większy

– szparagi w emulsji maślanej – brak w menu, wyceniłbym na 35 zł

– warzywa z grilla – 26 zł

– dwa zestawy po trzy sosy:

  • z zielonego pieprzu,
  • chimichurri (na oliwie i occie winnym z natki pietruszki, oregano, czosnku, papryczek chili i oliwek),
  • béarnaise (na białym winie i occie winnym z szalotki, estragonu, żółtek i masła z czarnym),
  • sos serowy,
  • chipotle (meksykański na bazie majonezu z ostrych papryczek chipotle, słodkiej wędzonej papryki i limonki)
  • dijon (francuski musztardowy z szalotką i gorczycą)

w aktualnym menu brak zestawów sosów. Są oddzielnie i trochę inne bo: pieprzowy, borowikowy, gorgonzola z brandy, chimchurri, paprykowy i salsa brava. Każdy po 9 zł. Czyli zestaw powinien być w cenie 25 zł.

– woda z cytryną – nie znalazłem aktualnej karty napojów; można ocenić, że to dwa razy po 15 zł

Cały rachunek niebagatelne 616 zł. Czyli nieco ponad 300 zł na osobę. I to bez wina. Raczej to nie jest restauracja na codzienny obiad. Ale jeśli ktoś bardzo lubi steki, to przynajmniej raz powinien ją odwiedzić.

Spodobało się - udostępnij

Newsletter

Mój newsletter to najlepszy sposób by nie przegapić niczego co dzieje się wokół „11 KOBIET …” i co ma do powiedzenia autor powieści. 

Przeczytaj z cyklu Jeść, pić ...

Warzywa z grilla

Warzywa z grilla

Nie jestem jaroszem. A warzywa z grilla bardzo lubię. Przede wszystkim jako dodatek w daniu głównym. Ale różnorodny i bogaty ich zestaw może być samodzielnym

rzeczywistość miesza się z fantazją

zapisz się do newslettera

Mój newsletter to najlepszy sposób by nie przegapić niczego co dzieje się wokół „11 KOBIET …” i co ma do powiedzenia autor powieści.