Maciej Dziewięcki

Knajpy  – podsumowanie „Jeść, pić,…” części I tomu Czerwiec

Według WSJP knajpka to mała, przytulna restauracja, zaś według Słownika Języka Polskiego PWN to potocznie podrzędna restauracja. Wg innych definicji to lokalik, restauracyjka, kafejka. Knajpa według WSJP to podrzędna restauracja, w której podaje się alkohol i zakąski, Wg innych definicji to mordownia, bar, pub. Według mnie w języku potocznym, niezależnie czy użyjemy słowa knajpa, czy knajpka jego znaczenie to każdy lokal gastronomiczny: restauracja, kawiarnia, ciastkarnia, lodziarnia, gospoda, zajazd, bar, pub, winiarnia, piwiarnia etc. Słowa knajpa i knajpka przestały mieć pejoratywne znaczenia. Są krótsze niż lokal gastronomiczny, mniej oficjalne i obejmują wszystkie typy lokali gastronomicznych czyli mają szerokie znaczenie. W moim odbiorze brzmią przynajmniej neutralnie, a nawet z dozą pozytywnego zabarwienia. W kontekście powieści to miejsca, w którym poza domem spożywali posiłki nasi bohaterowie lub raczyli się napojami. Ponieważ jeść i pić to dwa z trzech podstawowych elementów hedonizmu, więc knajpy też wpływają na hedonizm. Nie tylko jakością serwowanych potraw i napojów.
Knajpy - podsumowanie „Jeść, pić,…” części I tomu Czerwiec
Knajpy - element "Jeść, pić, ..."

Knajpiany hedonizm elementem „Jeść, pić, …”

Jeść w domu, czy poza domem? Oto jest pytanie. Dylemat niczym z szekspirowskiego Hamleta. Ponieważ żyje się by jeść, a nie odwrotnie, więc w zasadzie dużo ważniejsze. Niestety, rzadko w życiu nasz wybór uzależniony jest wyłącznie od naszych chęci i preferencji. Najczęstszym czynnikiem decydującym w tej kwestii jest zasobność portfela. A w Polsce dysproporcja pomiędzy ceną posiłku domowego, a knajpianego jest znaczna. Rzadko kogo stać by żywić się wyłącznie poza domem. W większości państw starej Unii Europejskiej czyli tzw. Zachodnich te dysproporcje są znacznie mniejsze. Korzystających z knajp jest znacznie więcej. W wielu miejscach w Zachodniej Europie bywałem w knajpkach, w których mój rachunek za obiad był dwukrotnie niższy niż za analogiczny w Polsce. Oczywiście to nie jest standardem. Często jest odwrotnie. Ale w relacji do portfela mieszkańców Europy Zachodniej żywienia knajpiane jest relatywnie niższe niż w Polsce. Dlaczego tak się dzieje to temat na długą rozprawkę socjologiczno-ekonomiczną.  Poza tym w Polsce brak jest tradycji codzienności posiłkowo-spotkaniowej w knajpkach. Traktujemy to jako coś ekstra, jak wyjście na imprezę. Owszem to się zmienia, ale powoli. To efekt nie tylko uwarunkowań finansowych społeczeństwa, ale również historyczno-politycznych, a także wielowiekowej struktury społecznej ludności polski. Codzienność jedzeniowa poza domem dotyczy już wielu pracujących, ale oni korzystają z dostaw cateringowych do miejsc pracy. Tanich i średniej jakości. Ale oszczędzają dzięki temu czas. Z hedonizmem i realizacją maksymy żyje się by jeść nie ma to nic wspólnego. Oczywiście są firmy, których przynajmniej część lepiej uposażonych pracowników w każdy dzień roboczy w przerwie na lunch korzysta z knajpek przynajmniej średniej klasy, ale ten odsetek nie jest zbyt wysoki. To wszystko dotyczy przede wszystkim dużych miast i ich aglomeracji. W małych miasteczkach i na wsiach należy do absolutnej rzadkości. Tam zgodnie z patriarchalnymi tradycjami je się niemal wyłącznie w domu posiłki w pełni przygotowane przez kobietę, czyli tanio, dużo, zdrowo i smacznie wg tamtejszych opinii. Tanio bo praca kobiety w domu i przy zakupach nic nie kosztuje. W każdym aspekcie, nie tylko finansowym. To jej wynikający z praw natury czyli tradycji, święty nie podlegający dyskusji obowiązek wyssany z mlekiem matki.

Pomijając te aspekty, wróćmy do pierwotnego pytania. Ze względu na kategorię artykułów zacznijmy od plusów i hedonizmu jedzenia poza domem. Tych plusów jest przynajmniej kilka.

Oszczędzamy czas konieczny na przygotowanie posiłku, wcześniejsze zakupy artykułów koniecznych do przygotowania posiłku, a następnie sprzątania po nim. Oszczędzamy wysiłek osób, które są w to zaangażowane. To bardzo ważne aspekty, choć często niedoceniane. Różnorodność restauracji umożliwia próbowanie smaków właściwych dla różnych regionalnych lub specjalistycznych kuchni, smaków, których w domu zapewne byśmy nie doświadczyli. Możemy skorzystać z knajpek z kuchnią azjatycką, bardziej szczegółowo tajską, czy japońską, śródziemnomorską, francuską czy włoską, arabską, amerykańską, meksykańską czy argentyńską i wielu innych. Możemy skorzystać z pizzerii, knajpek z pastą, z sushi, steakowni, burgerowni, z owocami morza, rybnych, z tapasami, wegetariańskich, z tradycyjną polską kuchnią i wielu innych. Jak dla mnie to clou jedzenia poza domem i często mocne doznania hedonistyczne.

Jedzenie poza domem, nawet jeżeli nie następuje w jakiejś bardzo specyficznej restauracji, zawsze jest odmianą smakową i czymś nowym. Nagle okazuje się, że potrawę doskonale nam znaną i lubianą możemy przyrządzić w zupełnie inny sposób i ku naszemu zaskoczeniu smak jej jest nie gorszy niż ten znany od dawna.

Jedzenie poza domem to również inny klimat i nastrój. Jeżeli nie jesteśmy zatwardziałymi domatorami, sknerami, czy wiecznymi malkontentami to zawsze tchnie czymś choć trochę wzniosłym, a przede wszystkim przyjemnym i radosnym. Oprócz samego posiłku decydujący wpływ na to ma położenie knajpki, jej wystrój i obsługa oraz popularność knajpki szczególnie u lokalsów. W moich podróżach i korzystaniu z lokalnych knajpek staram się zgłębić ten temat i wybrać taką, której te czynniki są mocnymi atrybutami. Gdy te czynniki są na wysokim poziomie, potrawy smakują lepiej. Jedzenie poza domem to chłonięcie nie tylko innych smaków, ale również całej otoczki spożywania posiłku. W tym aspekcie plusem knajpek jest jeszcze możliwość obserwacji ludzi zarówno w knajpkach jak i gdy spożywamy posiłek w ogródku knajpkowym ludzi będących wokół. To fantastyczne doświadczenie z zakresu społeczno-kulturowego.

Knajpka to również idealne miejsc do spotkań ze znajomymi, z którymi lubimy się spotykać lub z takimi, z których z różnych względów powinniśmy się spotkać, a nie mamy ochoty lub warunków by ich gościć w domu. To w niektórych rodzajach knajpek jak bary czy puby miejsce, w którym możemy kogoś interesującego poznać. To miejsce, nie tylko według hollywoodzkich filmów, idealne na romantyczną randkę. Nie tylko pierwszą, ale również choćby z okazji którejś rocznicy ślubu czy poznania się. Knajpka potencjalnie daje nam większe możliwości interakcji komunikacyjnej z innymi ludźmi, bo w niej każdy ma podobny status. Nie ma przewagi własnego terenu. Nikt nie jest zajęty obsługą, przez co traci wątki rozmów. Nikt nie jest zdenerwowany czy gościom smakowało, czy zdąży na czas, etc. W kulturze tzw. Zachodniej Europy, w dużej mierze bardzo pragmatycznej to najważniejszy czynnik korzystania z knajpek, czynnik, który miał zasadniczy wpływ (poza klimatem) na tradycję niemal codziennego bywania w knajpkach.

Jedzenie w domu natomiast jest tanie, zdrowe i smaczne. Sami decydujemy o składnikach, sposobie przyrządzania i przyprawiania, o wielkości porcji, o porze posiłku, czasie jego trwania i z kim go spożywamy. Częstokroć przyzwyczajenie do domowej kuchni jest tak wielkie, że poza nią nic nam tak dobrze nie smakuje, a nawet poza nią możemy mieć problemy zdrowotne.

Ja choć bardzo lubię jadać w różnych knajpkach to uważam, że najlepsze kuchnie na świecie były mojej babci, mojej mamy i te które w moich domach zostały wspólnie stworzone przez członków rodziny.

Przyrządzanie posiłków w domu może mieć bardzo silny akcent hedonistyczny, nie tylko związany bezpośrednio z samym posiłkiem i jego smakiem. Ekstremalnego takiego efektu możemy doznać w lustrzanych sytuacjach. Nie ma mocniejszej wewnętrznej satysfakcji gdy konsumuje się posiłek przygotowany specjalnie dla nas, a dodatek przygotowujący realizuje nasze najskrytsze marzenia w kategorii menu. Podobnie mocna, a może mocniejsza wewnętrzna satysfakcja ogarnia nas gdy to my kogoś gościmy, dla tej osoby przygotowujemy posiłek, a ona zjada go ze smakiem i zachwytem w oczach. Przygotowującym posiłek w obu tych przypadkach może być zarówno mężczyzna jak i kobieta, i na odwrót goszczonym. To co prawda wbrew patriarchalnej tradycji, ale jak najbardziej normalne i wskazane. Gdy jeszcze w takiej sytuacji zadbamy o odpowiednią oprawę to mamy przepis na idealną romantyczną randkę. Nie gorszą niż w knajpie. A w domu mamy bliżej do sypialni. Może nie tak mocny akcent hedonistyczny wewnętrznej przyjemności, a trochę inny i z większymi akcentami pragmatyzmu osiągamy gdy posiłek, który mamy wspólnie spożywać wspólnie przygotowujemy.

W mojej powieści jedzenie, i jedzenie w knajpkach odgrywa ważną rolę. Zazwyczaj jest doznaniem hedonistycznym. O wszystkich tych aspektach, o których wspomniałem wyżej w powieści jest znacznie więcej i dogłębniej. Zarówno o jedzeniu w domu jak i w knajpkach. Ponieważ główny bohater nie był w tej mierze limitowany przez zasobność swojego portfela to w całej powieści „11 KOBIET …” we wszystkich jej tomach bohaterowie odwiedzą sporo knajp.

W części I tomu „Czerwiec” tych knajp jest tylko osiem. Pięć warszawskich, a wśród nich jedna niewymieniona z nazwy. Jedna z okolic Milanówka czyli z Podkowy Leśnej. I dwie związane ze SPA w którym weekend spędzili bohaterowie, jedna z nich należąca do SPA, a druga niewymieniona z nazwy odwiedzona w drodze powrotnej ze SPA. Trzy z nich są knajpkami włoskimi, w tym dwie o charakterze pizzerii, trzy z polską kuchnią i po jednej z kuchnią tajską i argentyńską o charakterze steakowni. Ta niewielka próbka oddaje w dużej mierze strukturę podaży lokali gastronomicznych na naszym rynku i preferencje polskich klientów. Owszem jest jeszcze kilka rodzajów knajp cieszących się dużą popularnością jak choćby burgerownie i specjalizujące się w kebabach (czyli teoretycznie amerykańskie i tureckie), ale kuchnia włoska, polska, azjatycka i mocno mięsna w zasadzie brylują na polskim rynku. Każda z nich może dostarczyć sporo hedonizmu, te w których byli bohaterowie niewątpliwie im dostarczyły. Kuchnia polska nawet u największych kosmopolitów i anarchistów jest w nas zakodowana. Kuchnia włoska to jeden z synonimów dolce vita. Kuchnia azjatycka to oryginalność i na ogół ostrość. A argentyński stek to z kolei synonim najlepszego mięsa na świecie. A nawet największe krwiste steki to nie tylko męskie jedzenie. Czasami dla małej filigranowej kobiety jest to pyszniejszy rarytas niż dla wielkiego umięśnionego faceta. Dla faceta doznaniem hedonistycznym może być widok tej małej filigranowej kobiety pochłaniającej wielkiego steka.

Indeks artykułów o knajpach

Pierwszy rozdział z cyklu „Bibiana Isabelle”, strony 74-75. (pierwszy posiłek w knajpce)

Pierwszy rozdział z cyklu „Bibiana Isabelle”, strona 83. (pierwszy mocny trunek w domu)

Pierwszy rozdział z cyklu Anna, strony 177-178. (pierwszy mocny trunek w knajpce)

Jeśli chcemy zjeść w miarę smacznie, w miarę szybko, w miarę tanio i tak by wszyscy, o ile to możliwe, byli zadowoleni to jaki lokal na ogół wybieramy?
Oczywiście nie przeprowadziłem badań statystycznych, ale zaryzykowałbym tezę, że będzie to pizzeria.
Niezależnie od wieku biesiadników.

Tytuł artykułu określił jednoznacznie, że ma się odnosić do pierwszego posiłku z Bellą, a artykuł jako bonus zawierał jeszcze pierwszy mocny trunek z Bellą i pierwszy mocny trunek Anny, tego samego rodzaju.
O knajpce, w której był Marcin, główny bohater, z Bellą niewiele wiemy. Możemy jedynie przypuszczać, że była to pizzeria i była położona gdzieś pomiędzy Moliera, a Mokotowską w Warszawie. Takich knajpek jest tam dużo. Czy pobyt w niej miał coś z hedonizmu? Dla Marcina każdy posiłek z Bellą miał ten aspekt, ale to wynikało z jej towarzystwa. Dla Belli było to ukojenie emocji, takie bardzo przyjemne, przerwa między sytuacjami, w których znalazła się w zupełnie nieznanej sobie bajce.
Whisky jako pierwszy mocniejszy trunek pity przez bohaterów, dobrej jakości, w rozsądnych ilościach, nawet jeżeli jest z nieznanej nam bajki może tak jak w przypadku Belli być hedonistycznym doznaniem i prowadzić do kolejnych hedonistycznych doznań. Pity w nadmiarze, jak w przypadku Anny, wywołuje skutki całkowicie przeciwstawne do hedonistycznych.

Knajpy  - podsumowanie „Jeść, pić,…” części I tomu Czerwiec
Pierwszy posiłek z Bellą w „11 KOBIETach …”

Głęboczek Vine Resort & SPA, tam dzieje się duża część akcji pierwszego chronologicznie rozdziału „11 KOBIET…”.
Zarazem przełomowego w jednym wątków.
To doskonałe miejsce dla dwojga, na relaks, hedonistyczne doznania, poznawanie siebie i rozpalanie żaru między sobą.

Pierwszy rozdział z cyklu „Bibiana Isabelle”, strony 103-104, 117-127, 133

Ten artykuł poświęcony był całemu ośrodkowi SPA. Knajpkom w nim jeden akapit pod tytułem "Jeść w Głęboczku". W Głęboczku są dwie knajpki serwujące pyszne, w zasadzie tradycyjne dania kuchni polskiej, oparte na lokalnych produktach, w oprawie kuchni europejskiej. W tych knajpkach nasi bohaterowie skonsumowali lunch, kolację i jeszcze jedną kolację. Tyle wynika z opowieści Marcina. Możemy się domyślać, że jeszcze dwa śniadania i jeden lunch. Ale tylko dwa pierwsze posiłki są dokładnie przez niego opisane. Po pierwsze wzajemne swoje towarzystwo pary bohaterów, pod drugie położenie knajpki nad jeziorem i niedaleko apartamentu, po trzecie jej wystrój elegancki, a pasujący do koncepcji całego ośrodka, po czwarte bardzo dobre jedzenie i wino. Plus jako bonus pierwszej kolacji zabawa na parkiecie i maksymalnie elegancko-zmysłowy strój towarzyszki głównego bohatera. Czyż do wysokiego poziomu hedonizmu wynikającego z pobytów w tej knajpce można mieć jakiekolwiek zastrzeżenie.

Knajpy  - podsumowanie „Jeść, pić,…” części I tomu Czerwiec
Głęboczek Vine Resort & SPA

Pierwszy rozdział z cyklu „Bibiana Isabelle”, strona 136

Polska przydrożna gastronomia jest bardzo rozmaita i często zaskakująco rozmieszczona.
Królują różnego rodzaju fast-foody i kuchnie polowe, bywają średniej jakości knajpki, ale zdarzają się też gospody i zajazdy z myślą kulinarną i dobrym jedzeniem.
Rzadko można trafić na wykwintną i dobrą restaurację.
Na ogół jeśli dość uczęszczana droga przebiega przez miasto i to w regionie turystycznym.
Bywają drogi przy, których przez dziesiątki kilometrów nie znajdziemy żadnego lokalu i by coś zjeść należy z nich zjechać.
Czasami nawet sporo kilometrów.
Infrastruktura przydrożna powstaje z dużą inercją, a nowe drogi zostają wytyczone z dala od dotychczas dobrze prosperujących lokali.
A ostatnie lata prowadzą do zamykania lokali, a nie otwierania nowych.

Przydrożna knajpka, gdzieś na trasie między Głęboczkiem, czyli Pojezierzem Brodnickiem, a Milanówkiem była miejscem na lunch dla pary bohaterów powieści. Nic nie wiemy gdzie ona dokładnie była położona. Nic nie wiemy o jej nazwie. Takich knajpek tuż przy samej drodze i niewielkiej od niej odległości zapewne jest sporo, choć nie przesadnie, bo to przynajmniej częściowo nie jest trasa nastawiona na turystów czy ruch tranzytowy. Z menu pary bohaterów wynika, że była to knajpka z typową polską tradycyjną kuchnią. Raczej nie wyszukaną, a bardziej domową. To co proste, znane, tradycyjne, a dobrze przyrządzone bywa czasami bardzo smakowite. Bardzo lubię dania kuchni polskiej, które są jej symbolem. W knajpach też.

Knajpy  - podsumowanie „Jeść, pić,…” części I tomu Czerwiec
Obiad w przydrożnej knajpce

Pierwszy rozdział z cyklu „Anna”, strony 176-177

Hedonizm jedzeniowy. Jeden z najważniejszych i najprzyjemniejszych. Zbyt często pomijany. Bardzo słaby w polskiej tradycji. Oprócz suto zastawionych stołów na rodzinnych przyjęciach. Coraz bardziej przemijających. Cóż, w przeciwieństwie do szczególnie południa, ale i zachodu Europy z różnych względów nie ma u nas tradycji spotkań i biesiadowania w knajpkach. No i knajpki do tego nigdy zbyt mocno nie zachęcały. Szczególnie cenami. A może bardziej przyczyną była i jest nie cena, a zasobność portfela. Ale są knajpki, które serwują wyśmienite jedzenie. Są również wyjątkowe pod względem entourage, atmosfery. Biesiadowanie w nich, nawet bardzo rzadkie, to odskocznia od szarej rzeczywistości. Mogłem do mojej powieści wybrać dziesiątki innych knajpek warszawskich, które spełniałyby ten warunek. Czy Oberża pod Czerwonym Wieprzem zasługuje na mój wybór?

Pierwszy raz w powieści z nazwy wymieniona konkretna istniejąca warszawska restauracja. Wybór jej nie jest przypadkowy. Restauracja swoim menu i wystrojem nawiązuje do czasów PRL-u. Spotykają się w niej dwaj faceci, których okres młodości przypadł na tamte czasy, którzy mają nostalgię do potraw ze swojego dzieciństwa i młodości. Czerwony Wieprz serwuje potrawy tradycyjnej kuchni polskiej, oczywiście z naleciałościami okresy komunistycznego w Polsce. Dziś te część z tych naleciałości może dziwić, śmieszyć i rzadko gdzie już występować. Ale bazą wówczas i teraz w Czerwonym Wieprzu jest polska kuchnia, z najlepszymi jej daniami. Swojskość, bez zadęcia na zbyteczną elegancję i kosmopolityczny snobizm. Kilka razy jadłem w tej restauracji i pomijając rachunek z reszty zawsze byłem więcej niż zadowolony. W powieści zarówno spotkanie tych dwóch facetów jak menu, czy sama w sobie knajpa nie są najistotniejsze dla dalszych losów bohaterów. Istotą jest niespodziewane spotkanie, oczywiście z kobietą, które przydarzyło się głównemu bohaterowi.

Knajpy  - podsumowanie „Jeść, pić,…” części I tomu Czerwiec
Oberża pod Czerwonym Wieprzem

Pierwszy rozdział z cyklu „Anna” strony 206 i 207

Drugi rozdział z cyklu „Anna” strona 237

Czwarty rozdział z cyklu „Anna” strona 38, II część tomu „Czerwiec”

Są lokale do których ma się po prostu sentyment. Nawet jeżeli nie można powiedzieć, że są najlepsze. Sentyment ma swoje korzenie. I wiąże się z jakąś historią. W przypadku knajpek mógł to być posiłek w jakiejś konkretnej sytuacji, w towarzystwie, a czasami niespodziewanie rewelacyjne jedzenie. I nawet jeśli kolejne doznania nie są już aż tak rewelacyjne, to często nadal odwiedzamy daną knajpkę w nadziei, że może jednak się powtórzą. Właśnie tak jest u mnie z Bazylią.

Pizzeria Bazylia występuje w tomie Czerwiec trzykrotnie. Raz bohater samotnie spożywa w niej lunch. Wówczas choć to pizzeria spożywa w niej nie pizzę, ale inne typowo włoskie dania. Dwa razy związana jest z jego spotkaniami z tą samą bohaterką. Raz goszczą w pizzerii i pizza stanowi główną część ich menu, a drugi raz zamawiają pizzę do domu. Pizzeria Bazylia znajduje się w Podkowie Leśnej niespełna 5 kilometrów od domu głównego bohatera. W momencie mojego pierwszego z nią kontaktu i później gdy pisałem ten tom powieści była to jedna z najlepszych pizzerii w okolicy. W międzyczasie powstało kilka lepszych, a jakość Bazylii wyraźnie uległa pogorszeniu. Chociaż i tak nie jest zła. Natomiast mnie nadal został do niej sentyment i nadal czasami z niej korzystam. Nie jestem maniakalnym fanem pizzy, ale przynajmniej dobra pizza, to najbezpieczniejsze rozwiązanie na lunch niemal dla każdego. A w czasach świetności Bazylia była bardzo dobrym rozwiązaniem. Chyba, że jest się tuż po powrocie z Włoch. Wówczas trudno znaleźć jakąkolwiek pizzerię u nas, w której pizza byłaby porównywalna z włoskim oryginałem.

Knajpy  - podsumowanie „Jeść, pić,…” części I tomu Czerwiec
Pizzeria Bazylia

Pierwszy rozdział z cyklu „Agata”, strony 268 i 275, część I tomu „Czerwiec”

„… lubię tradycyjną francuską kuchnię regionalną. Lubię włoską, grecką, polską. Azjatycką także.” To słowa głównego bohatera „11 KOBIET …” Marcina. Ja również. Chyba knajpki z włoską kuchnią są najbardziej popularnymi, jeżeli zaliczymy do nich pizzerie. Casa Italia jak sama nazwa wskazuje serwuje włoską kuchnię. Przynajmniej jakiś czas temu serwowała bardzo dobrą. A w menu można było znaleźć całe mnóstwo włoskich doskonałych specjałów od pizzy, risotto i past, przez owoce morza i stek z polędwicy do tiramisu i panna cotta.

Dziś tytuł artykułu nie jest adekwatny do rzeczywistości, gdyż Casa Italia nie mieści się już na Świętojerskiej, a na Jasnej w Warszawie. Para bohaterów powieści odwiedziła tę restaurację po spacerze na Starym Mieście gdy jeszcze mieściła się na Swiętojerskiej. Oni wybierali knajpki według własnej listy priorytetów jakiej kuchni serwują potrawy. W ich hedonistycznym postrzeganiu różnych kuchni włoska zajmowała jedno z najwyższych miejsc. Włoska kuchnia bywa często prosta, ale ma również dania zaliczane do wykwintnych. Ale co jest najwazniejsze do produkty uzywane w tej kuchni. One dobrze przyrządzone mogą dostarczyć wyłącznie hedonistyczne doznania. Patrząc na menu wybrane przez bohaterów nie mogło być inaczej. Natomiast sama Casa Italia w starej lokalizacji bardziej mi odpowiadała.

Knajpy  - podsumowanie „Jeść, pić,…” części I tomu Czerwiec
Casa Italia na Świętojerskiej

Pierwszy rozdział z cyklu „Agata”, strony 268, 286-287

Kuchnia azjatycka jest niezmiernie popularna na świecie. Przede wszystkim w Stanach, ale w Europie również. Zasługuje na to. Króluje kuchnia chińska, a następnie indyjska i niektóre dania japońskiej. Tajska systematycznie zdobywa coraz większą popularność. Zasługuje na to bo jest z nich najlepsza. Choć Tajów w Polsce jest znakomicie mniej niż Wietnamczyków, Chińczyków czy Hindusów, a nawet Koreańczyków to powstało sporo dobrych knajpek tajskich. Jedną z nich jest warszawska Why Thai (jest też poznańska).

Po lunchu w restauracji włoskiej, para bohaterów wybrała się na kolację do restauracji tajskiej. Dlaczego taką i tą wybrali? Jak ustalili bardzo lubią kuchnię azjatycką. Z kuchni azjatyckich kuchnia tajska wg mnie jest najsmaczniejsza. Nie jest tak przeperfumowana przyprawami jak choćby hinduska, jest generalnie łagodniejsza niż indonezyjska, jest dużo bardziej urozmaicona niż japońska, czy wietnamska, nie jest tak rygorystyczna jak chińska czy koreańska. Czyli każdy może w niej znaleźć coś dla siebie. Menu bohaterów powieści w Why Thai jest tego potwierdzeniem. Why Thai to jedna z najlepszych knajpek tajskich w Warszawie (bliżniacza jest w Poznaniu). Mieści się na Wiejskiej, czyli kilka kroków od domu bohaterki.

Knajpy  - podsumowanie „Jeść, pić,…” części I tomu Czerwiec
Why Thai na Wiejskiej

Pierwszy rozdział z cyklu „Agata”, strony 268, 294-295 

Dla fanów potraw mięsnych stek jest niewątpliwie pozycją numer 1. A jeszcze jak to jest stek z najlepszej wołowiny, a takową bywa argentyńska to mamy królową dań mięsnych. Właśnie takie steki można zjeść w Warszawie w Hoża Argentinian Stekhouse,

Po spędzeniu niemal całego dnia na świeżym powietrzu, czynnie, z lekkim wysiłkiem fizycznym, bardzo późny lunch, a bardziej wczesna kolacja w postaci steku to bardzo dobre rozwiązanie. Właśnie takie zaplanowała i zrealizowała para bohaterów powieści w Warszawie, w Hoża Argentinian Stekhouse, W ciągu weekendu trzecia restauracja i trzecia całkowicie odmienna kuchnia. I znów w swej specjalności jedna z najlepszych w stolicy. I znów trzy kroki od domu bohaterki. I znów świetna uczta. Nie ograniczająca się wyłącznie do argentyńskich steków, które są najlepsze na świecie. Choć najsmaczniejsze i zarazem wielkości XXXL jadłem w Stanach.

Knajpy  - podsumowanie „Jeść, pić,…” części I tomu Czerwiec
Hoża Argentinian Steakhouse na Hożej

Spodobało się - udostępnij

Newsletter

Mój newsletter to najlepszy sposób by nie przegapić niczego co dzieje się wokół „11 KOBIET …” i co ma do powiedzenia autor powieści. 

Przeczytaj z cyklu Jeść, pić ...

Zupa rybna bouillabaisse

Zupa rybna bouillabaisse

Bouillabaisse, francuska zupa rybna, to chyba najbardziej znana europejska tego typu zupa. To jedna z kulinarnych wizytówek południa Francji. Będąc w Prowansji, a szczególnie w

Zupa z homara

Zupa z homara

Zupa z homara, zupa bisque krem z homara, to jedna z najpopularniejszych zup z owoców morza, a jednocześnie najsmaczniejszych.

The Seafood Bar, Amsterdam

The Seafood Bar, Amsterdam

Jeden z podstawowych elementów hedonizmu – jedzenie. Odwiedzając The Seafood Bar w Amsterdamie i rozkoszując się tam przyrządzonymi darami morza nie sposób nie odczuć hedonizmu

rzeczywistość miesza się z fantazją

zapisz się do newslettera

Mój newsletter to najlepszy sposób by nie przegapić niczego co dzieje się wokół „11 KOBIET …” i co ma do powiedzenia autor powieści.