Miss świata w sukience po raz drugi w „11 KOBIET …”
„Cholera jasna, znów wyglądała zjawiskowo i bardziej seksownie niż kiedykolwiek. Ubrana była w dopasowaną sukienkę w szerokie czarno-białe pasy i czarne sandałki. Włosy miała zaczesane do góry w niewielki koczek. Byłem pewien, że najlepiej jej w rozpuszczonych włosach. Teraz musiałem to zrewidować. Przy okazji bytności u niej widziałem kilka jej ciuchów i nawet sobie pomyślałem, że chciałbym ją zobaczyć właśnie w tej sukience. Podobne myśli miałem także odnośnie do kilku innych jej ubrań, szczególnie bielizny.”
Drugi rozdział z cyklu „Anna”, strona 238, I część tomu „Czerwiec”
Hasło sukienka w szerokie czarno-białe pasy kojarzy mi się, z bardzo konkretną sukienka, cudowną kobietą i wspaniałymi wakacjami w Grecji sprzed wielu laty. To taki niezatarty obraz, stale powracający. To była, szczególnie w tej sukience, ale nie tylko, także miss świata. Może właśnie dlatego w fikcyjnej powieści inną miss świata ubrałem właśnie w sukienkę w czarno-białe pasy. Tamta sukienka była w poprzeczne pasy, ale przecież w mojej powieści jest to niedookreślone. Wcale nie muszą być poprzeczne i sukienka Anny nie musi być identyczna. Co więcej w zamyśle nie była, gdyż niemal równie atrakcyjną sukienkę znalazłem dla Anny w Internecie. Ale niestety poszukiwania musiałem wznowić. Jednak nie jest tak, że w Internecie nic nie ginie. Dla mnie zginęła.
Fryzura to nie strój ale element image i jakże ważny. I jakże mocno wpływający na całość. Włosy zaczesane do góry i jeszcze w postaci koku nie są często spotykaną fryzurą. A szkoda. Ja ją bardzo lubię. Ta fryzura po pierwsze daje pełny obraz kobiecej twarzy. To taki ton jasności, otwartości podkreślającej piękno. Włosy zaczesane do góry to odsłonięcie również szyi, a to wysmukla. A fantazyjny koczek to dodatkowy urok i czar.
Znów można zwrócić uwagę, że Marcin dostrzegł tylko dwa elementy jej stroju i trzy wizażu. Te najbardziej rzucające się w oczy. A przecież trudno sobie wyobrazić, żeby w letni ostro słoneczny dzień Anna była bez okularów przeciwsłonecznych. Niemożliwym jest by była bez torebki. Absolutnie niemożliwym. I niemożliwym by torebkę zostawiła w samochodzie. Nieprawdopodobnym jest, by nie miała żadnej biżuterii. W jej przypadku, na tyle co można było ją poznać całkowicie nieprawdopodobne. Ale ponieważ Marcin w swoim przekazie nawet nie rzucił cienia jak te elementy mogły wyglądać, więc nie będę ich wymyślał. Być może wraz z biegiem wydarzeń, jego przekaz będzie pełniejszy. Może nauczy się patrzeć, dostrzegać i zapamiętywać.
Sukienka
Z sukienkami jest tak jak z pozostałymi elementami kobiecej mody. Tylko bardziej ewidentnie i mocniej. Po pierwsze inaczej widzę je na modelce, a inaczej na wieszaku. Owszem uroda modelki ma znaczenie, ale drugoplanowe. Moja wyobraźnia przestrzenno-estetyczna, a dokładnie jej ograniczenia nie pozwalają mi na ocenę walorów ubrania, które wisi na wieszaku. A poza tym czasami się zdarza, że jakaś sukienka podoba mi się tak, że w danej chwili nie istnieje żadna inna. W mojej powieści kilka razy to się zdarzyło. W realnym życiu także. Ale dużo częściej jest tak, że w danym stylu podoba mi się kilka sukienek. A wówczas mam ochotę, by kobieta miała właśnie ich kilka, trochę podobnych, a jednak różniących się. W powieści zaopatrzyłem bohatera w odpowiednie zasoby finansowe, by mógł temu sprostać, w realu niestety mi się to nie udało. Z sukienkami w czarno-białe pasy właśnie występuje ten casus, że wiele mi się podoba. Z tymi dla Anny także. Mogłoby się wydawać, że Anna miała rysę w postaci wyłącznie markowych ciuchów. Może tylko tak się wydaje. Ale przy akceptacji wyboru sukienki, w której była u Marcina jest to niewiadoma, a Marcin nie przedstawił nam żadnych danych do jej rozwiązania.
Pierwsza sukienka w czarno-białe pasy, która zwróciła moją uwagę była dzianinową ściśle dopasowaną sukienką marki Alexander McQueen. Znana marka, a co za tym idzie cena odstraszająca większość kobiet – 2.700 zł po 50% przecenie z 5.399 zł. Z połączenia wełny i kaszmiru. Ale czy ktokolwiek wełnianą dzianinową sukienkę założyłby w letnie gorące popołudnie? Mini do połowy ud, z długim rękawem i kwadratowym nie za dużym dekoltem. To i mocne dopasowanie przy figurze Anny sprawiałoby, że wyglądałaby w niej atrakcyjnie i ponętnie. A poprzeczne szerokie pasy jeszcze by te doznanie wzmagały. Tym bardziej, że po bokach sukienki, był pas z poprzecznymi krótkimi znacznie cieńszymi paseczkami biało-czarnymi. Oczywiście włoski projekt i włoskie wykonanie.
Wszystkie pozostałe sukienki, które wpadły mi w oko były no name lub masowych producentów. Jedną z takich sukienek była sukienka marki Patrizia Dini, włosko brzmiącej lecz niewiele mi mówiącej. Marka współpracująca niemiecką firmą odzieżową z 70-letnią tradycją, a obecnie jednym z największych sklepów on-line odzieżowych w Europie, w Polsce działającym przede wszystkim przez aboutyou. Zaś w kategorii Patrizia Dini przez efemina. To bynajmniej nie jest sukienka premium, bo kosztuje 249 zł. Bawełniana, więc chyba odpowiedniejsza na letni dzień. Bez rękawów, również mini, lekko za połowę ud, z mniejszym półokrągłym dekoltem. Zapinana z tyłu na kryty suwak. Bardzo szerokie pasy. A fason slim-cut to ukazanie kobiecości. A tej w Annie było mnóstwo.
Trzecia sukienka w miarę szerokie poprzeczne biało-czarne pasy najtańsza bo za 149 zł była jest całkiem no name. Mnie to zupełnie nie przeszkadza. Też mocno dopasowana, też mini, ale nieco nad kolana, też bez rękawów i z półokrągłym dekoltem tuż pod szyją. Wąska spódnica z krótkim rozporkiem z tyłu. Zapinana również na kryty suwak z tyłu. Miała dwa wyróżniki. Skośne kieszenie na wysokości bioder, a w talii niezbyt szeroki pas z poprzecznymi czarno-białymi paskami. Chyba najbardziej codzienna. W niej miss świata też by mnie zachwyciła.
Ostatnia sukienka w poprzeczne pasy, również no name i również w bardzo przystępnej cenie bo 215 zł miała jeden wyróżnik zwracający uwagę. Dopasowany do gorącego letniego dnia. Bardzo mocne wycięcia na ramiona, szczególnie z tyłu. A oprócz tego: mocno dopasowana, bez rękawów, niezbyt głęboki okrągły dekolt, wąska spódnica, tuż za kolana. Sukienka podkreślająca piękno kobiecych kształtów.
Choć pierwotnie wydawało mi się, że Anna winna być w sukience w poprzeczne pasy, to zobaczyłem taką, która nie była w poprzeczne pasy, a zwróciła moją uwagę. Kolejna sukienka no name. Nieco droższa bo za 249 zł. A pasy były średniej szerokości podłużne i przechodzące w ukośne ze względu na jej krój. Sprawiała wrażenie najlżejsze. Ale była ze sztucznego tworzywa: poliestru uzupełnionego elastanem. Rozwiewająca się spódnica lekko za kolano. Góra kopertowa z dekoltem w serek i krótkimi rękawkami. Dopasowana w talii z zaakcentowanym paskiem ze złotym łańcuszkiem. Zasuwana na kryty zamek z tyłu. Chyba w niej Anna tez by prezentowała się zjawiskowo.
Ostatnia z sukienek, która zwróciła moją uwagę była marki Bodyflirt szyjącej dla niemieckiej sieciówki Bonprix z bardzo mocno rozwiniętą sprzedażą on-line. Znów nie marka premium. I odpowiednia cena, do niej, najniższa, czyli 169 zł. Sukienka z elastycznej dzianiny – poliester uzupełnione elastanem. Zupełnie inna niż pozostałe. Gdyby nie mój sentyment do poprzecznych szerokich pasów to niewątpliwie właśnie tę bym wybrał dla Anny. To sukienka szmizjerka, czyli rodzaj sukienki koszulowej. Mocno dopasowana. Mini, nieco nad kolana. Długi rękaw z podłużnymi paskami. Zapinana z przodu na białe guziki umieszczone na czarnej listwie. Najniższy z guzików dość wysoko, a dzięki temu sukienka miała głęboki centralny rozporek. Koszulowy kołnierzyk. Pasy z tyłu podłużne zaś z przodu ukośnie zbiegające się centralnie w talii. Zauroczenie Anną w niej gwarantowane.
Którą z tych sukienek wybrałem dla Anny na wizytę do Marcina, o której mówił cytowany wyżej fragment powieści? Tym razem nie dokonam wyboru. Niech czytelnicy spróbują sami lub znajdą jeszcze inną, bardziej odpowiadającą ich wyobrażeniom o stroju Anny. Ale jeśli w dalszej części powieści Anna będzie kiedykolwiek ubrana w tę sukienkę w czarno-białe pasy, to wówczas zaprezentuję wybraną.
Sandałki
Myślałem, że damskich czarnych sandałków, które by mi się spodobały, a nie były odlotowe, udziwnione i bardzo drogie, będzie mnóstwo, a wcale nie było. W gruncie rzeczy nie znalazłem żadnych, które by mnie zachwyciły. Trzy pary mi się spodobały.
Sandałki Licorice marki Kazar. Kazar to polska marka premium z Przemyśla, która zarówno sprowadza buty z Włoch, szyje tam swoje buty, jak i produkuje je w Polsce. Czarne sandały osadzone na smukłym obcasie, szpilce o wysokości 9,5 cm. Wykonane ze skóry. Wyściółka z miękkiej owczej skórki. Podeszwa z tuniskóru czyli tworzywa gumopodobnego, a imitującego skórę. Przód odkrywający palce to osiem cienkich paseczków rzemyczków obok siebie w poprzek stopy powiązanych w supełki. Tył wiązany rzemykami oplecionymi wokół kostki zakończonymi złotymi okuciami. Na jasnej podeszwie złota blaszka logo firmy. Cena 258 zł po obniżce z 369 zł.
Sandałki Moya również marki Kazar. Sandały damskie wykonane z zamszu w kolorze czarnym wyróżniają się szpulkowym obcasem o wysokości 9 cm oraz kwadratowym noskiem. Stosunkowo szeroki paseczek nad palcami z przodu. Pełna pięta oraz na wąski paseczek wokół kostki z zapięciem na małą złotą klamerkę oraz ze złotą zawieszką logiem firmy. Na jasnej podeszwie złota blaszka logo firmy. Wyściółka z miękkiej owczej skórki. Podeszwa z tuniskóru. Cena 279 zł po obniżce z 399 zł.
Czarne sandałki marki Quazi. Quazi to sieć włoskich sklepów sprzedająca wysokiej jakości buty własnych brandów jak i obcych. Sandałki w cenie 199,99 zł. Buty z imitacji skóry pokryte materiałem na czarnej podeszwie z tworzywa sztucznego. Na szpilce 8,5 cm. Kwadratowy nosek. Nad palcami i podbiciem 6 równoległych cienkich paseczków rzemyczków. Pełna wysoka pięta zapinana na czarny suwak ze srebrną zawieszką logiem marki. Analogiczne logo srebrna blaszka na podeszwie. Od pięty 4 równoległe identyczne paseczki jak na podbiciu, wokół kostki.
Sandałków też nie dokonam wyboru. Analogicznie jak z sukienką.
Kok
Kok to nie element stroju, ale oczywiście image’u. Bardzo istotny dla podkreślenia kobiecej urody. Kok zawsze kojarzył mi się z blondynkami, kobietami z brązowymi włosami, rudymi, ale przede wszystkim z blondynkami. Brunetki w koku widywałem rzadziej niż rzadko. Anna miała długie włosy i gęste. Trudno sobie wyobrazić by miała mały koczek. Ale nie jestem kobiecym fryzjerem, więc może jest to możliwe. Pewne jest to, że bardzo lubię kobiece fryzury odsłaniające twarz i szyję. Lubię gdy są zaczesane do góry. A koczek chyba jest moją ulubioną damską fryzurą. Jego rodzajów jest wiele. To wynik artystycznej inwencji czeszącej. Od misternych do nieładu każdy może zachwycać.