Maciej Dziewięcki

Wakacyjne destynacje – włoska wioska turystyczna

Włoska wioska turystyczna to idealne miejsce na spędzenie wakacji, przede wszystkim rodzinnych, dla tych, którzy nie przepadają za pobytem w hotelach. Dla tych, dla których „all inclusive” nie jest szczytem marzeń. Dla tych, którzy potrzebują zarazem wygody, a jednocześnie być bliżej natury. Dla tych, którzy lubią morskie i basenowe kąpiele, plażowanie, zwiedzanie, odwiedzanie miejscowych knajpek, trochę własnego pichcenia. A przede wszystkim luz, brak pośpiechu i oderwanie się od codzienności, dla większości takiej miejsko, biurowo, korporacyjnej. To idealne miejsce na poznawanie się i zacieśnianie więzi rodzinnych, a także poznawania i obserwację ludzi z różnych stron Europy. Tu w pełni można zaznać dolce vita.
Wakacyjne destynacje - włoska wioska turystyczna
Włoska wioska turystyczna

Wakacyjne destynacje - włoska wioska turystyczna w „11 KOBIET …”

„– Opowiedz mi o miejscu, które zrobiło na tobie największe wrażenie, które ci się najbardziej podobało.
– Ma to być miasto, kraina czy miejsce na leniwe wakacje? W każdej z tych kategorii mam kilka propozycji.

– Jeśli miasto, to Paryż. Za nim długo, długo nic, a potem w kolejności alfabetycznej: Amsterdam, Barcelona, Florencja, Siena i Wiedeń. Kraina to Andaluzja, Prowansja i Toskania, a za nimi Holandia i polskie Kaszuby. Miejsce na wakacje to włoski kemping, wioska turystyczna tuż nad morzem lub grecka wyspa. Nie wiem, o czym chcesz posłuchać.
– O wszystkim.
Opowiadałem bardzo długo. To są tematy, o których mogę gadać niemal bez końca. Odpaliliśmy laptop, by móc wspomagać moją opowieść zdjęciami.”

Pierwszy rozdział z cyklu „Agata”, strony 262-263, część I tomu „Czerwiec”

Włoski kemping, wioska turystyczna tuż nad morzem. Co kryje się pod tym hasłem? I dlaczego Marcin na wakacje wybrał ją jako jedno z dwóch idealnych miejsc. Niemal wszystkie tego typu włoskie miejsca oprócz nazwy właściwej mają przed nią Villaggio turistico czasami z dodatkiem camping. Bo włoskie kempingi, a w zasadzie również we Francji, Hiszpanii, Niemczech, Beneluksach i we wszystkich państwach starej Unii Europejskiej, a nawet Chorwacji w niczym nie przypominają polskich. To ośrodki z pełną infrastrukturą wakacyjno-turystyczną. W przeciwieństwem do hoteli i apartamentowisk z większym luzem i bliżej natury. Oczywiście są różnej klasy i standardu. Dla mnie to znacznie coś więcej i ciekawsze niż hotel lub apartament. Chociaż trzy ostatnie moje urlopowe wakacje to hotel, mały ośrodek apartamentów i włoska wioska turystyczna. Każdy miał swój urok i był rewelacyjny. Co składa się na pełną strukturę wioski turystycznej? Po pierwsze miejsca zakwaterowania. Królują tu mobilhomy, w Polsce nazywane nie wiedzieć czemu domkami holenderskimi. To coś pośredniego między dużą przyczepą kempingową, a domkiem. W zależności od standardu i jakości mają tak zwaną sypialnię małżeńską, jedną lub dwie dodatkowe sypialnie, przynajmniej jedną łazienkę oraz living room połączony z kuchnią. A także pełne wyposażenie, przede wszystkim kuchenne, potrzebne do spędzenia dwóch tygodni wakacji, a w zasadzie każdego okresu wakacji. 

Mobilhomy są różnej wielkości, od 15 m2 do nawet 50 m2. W tych najmniejszych każde pomieszczenie jest mikroskopijne, ale wbrew pozorom wystarczające. Bo w nich praktycznie się wyłącznie śpi. Całe dzienne życie odbywa się poza mobilhomem i na jego tarasie lub ogródku. Tu się jada i odpoczywa. Dla podróżujących kamperami, z przyczepami kempingowymi lub z namiotami też są odpowiednio uzbrojone miejsca. Bywają również samodzielne domki kempingowe, przyczepy kempingowe, czasami zespoły apartamentów i pokoi hotelowych, a nawet namioty do wynajęcia. Od kilku lat popularny stał się glamping. To luksusowe namioty a może bardziej domki w formie namiotów z pełną strukturą mieszkalną, w tym kuchnią i łazienką. Często bardziej luksusowe, lepiej wyposażone i z bardziej wyrafinowanym dizajnem niż inne struktury mieszkalne. 

Większość polskich turystów trafiała do wiosek turystycznych z oferty kilku sieciowych firm turystycznych specjalizujących się w wynajmie swoich miejsc zakwaterowania postawionych w wioskach turystycznych. Na ogół w podobnym stylu jak te należące do wioski turystycznej. Mobilhomy czy inne struktury mieszkalne bywają również w ofertach najpopularniejszych biur turystycznych. Ostatnio część kempingów sprzedaje ofertę wakacyjną przez takie portale jak booking i tym podobne, specjalizujące się w pośrednictwie wynajmu. Można również wynająć wakacyjne miejsce w wiosce turystycznej bezpośrednio od kempingu przez internet. Cenowo bywa z tym różnie. Wszystko zależy od standardu kempingu, czasu dokonania rezerwacji i upolowania odpowiedniej promocji. 

Grubo ponad 20 lat temu moja przygoda z włoskimi wioskami turystycznymi rozpoczęła się do oferty globalnej firmy Eurocamp, która na bardzo wielu kempingach, w tym we Włoszech miała swoje namioty i mobilhomy. Zaczęła się od pobytów w namiotach. Później niemal wyłącznie korzystałem z bezpośrednich ofert kempingów i sam dokonywałem internetowych rezerwacji wybierając najciekawsze i przystępne cenowo oferty. Raz skorzystałem z oferty booking. Należy pamiętać, że w szeroko rozumianym okresie wakacyjno-letnim ceny we Włoszech i większości starej Europy nie są stałe. Apogeum cenowe to pierwsze cztery tygodnie sierpnia. Lipiec również choć tańszy od sierpnia, nie jest bardzo tani. Ale przełom czerwca i lipca oraz sierpnia i września to ceny porównywalne, a czasami niższe niż w polskich „kurortach”. Przy znakomicie lepszej strukturze i bez porównania większej gwarancji pogodowej. Choć w moich włoskich wakacjach zdarzało się, że było kilka dni deszczowych i chłodnych. Dni bardzo chłodne to temperatura minimum 22°C, a jednocześnie temperatura morza minimum 24°C.  Ale również te początki i końce wakacji miewały dni o temperaturze powyżej 35°C, a wody w morzu 28°C oraz krystalicznie czysto błękitnego nieba z stale grzejącym mocno słońcem.

Infrastruktura to wszystko co może być potrzebne turystom by miło i bez problemów spędzić dowolny okres kempingowy, ale przynajmniej lekko w włoskim stylu. Najważniejszą częścią infrastruktury na większości kempingów są baseny. Owszem bywają również takie bez basenów, ale z nich nie korzystałem. Na wielu kempingach jest zespół basenów, a nawet mały aquapark ze zjeżdżalniami i innymi atrakcjami, głównie dla dzieci, bo bambini są traktowane jako najważniejsi goście. To wynika z włoskiej tradycji rodziny, która nadal jest żywa, nawet jeśli przechodzi przeobrażenia, choćby w rodziny patchworkowe. Ale wiele zespołów basenów zawiera również basen typowy do pływania. Są nawet o olimpijskich wymiarach. Są kempingi z kilkoma zespołami basenów. Są również takie z pojedynczym basenem i odnogą dla dzieci lub obok małym. Niemal wszystkie z nich są rewelacyjne. Czasami w basenach, a czasami obok w bardzo dużych „wannach” bywają jacuzzi. Często atutem tych najprostszych pojedynczych jest i położenie i atmosfera.

Włosi to naród bardzo usportowiony, wystarczy popatrzeć na ich wyniki sportowe, przede wszystkim w grach zespołowych – we wszystkich są w czołówce światowej. Na kempingach nie może zabraknąć boisk sportowych. Najczęściej do siatkówki, koszykówki, „małego” futbolu, także duże boiska piłkarskie, korty tenisowe, stoły do ping-ponga oraz tu bardzo popularne tory łucznicze. Na plażach bywają boiska do siatkówki plażowej. Bywają również siłownie i sale do fitnessu. Większość kempingów ma również wypożyczalnie rowerów i parkury konne z możliwością nauki jazdy konnej. A do tego są animatorzy sportowi, którzy prowadzą zajęcia sportowe i biegają po kempingach namawiając kempingowców do uczestnictwa w nich. I co ciekawe w takich zajęciach uczestniczą ludzie w każdym wieku i płci razem.

Dla mnie i dla mojej rodziny warunkiem niemal obligatoryjnym włoskich wakacji w wiosce turystycznej jest by była nad morzem. Część ze znanych mi kempingów była położona bezpośrednio przy plaży, część w lekkim oddaleniu. Jeden nawet kilka kilometrów. Jeżeli kemping nie jest położony bezpośrednio przy plaży, to oferuje wahadłowe bezpłatne połączenia między kempingiem, a plażą – busikami lub minikolejką bez torów. Plaże włoskie różnią się od polskich. Nie tylko piaskiem, wielkością czy zejściem do morza, ale przede wszystkim infrastrukturą. Każdy kemping ma swoją strefę z leżakami i parasolami. Jeżeli serwis plażowy nie jest w cenie zamieszkania, a przy tych tańszych kempingach i rodzajach zakwaterowania rzadko się to zdarza, to relatywnie jest to najdroższa przyjemność. W niektórych miejscowościach strefy zagospodarowanej plaży graniczą ze sobą. Bo w kurortach jest sporo wiosek turystycznych, ośrodków apartamentów i hoteli i każdy z nich ma swoje leżaki na plaży. W takich lokalizacjach trudno jest znaleźć kawałek dzikiej plaży, na której można by rozłożyć się na kocyku czy ręczniku pod własnym parasolem (parasol jest koniecznością na włoskiej plaży), czy rozbić plażowy namiocik. Ja generalnie staram się wybierać kempingi z dostępem do dzikiej plaży, choć z roku na rok to się zmienia i coraz więcej plaż jest zależakowanych. Cóż, powody są dwa. Jeden oczywiście to finanse. A drugi, choć czasami lubię poleżeć na leżaczku pod parasolem i poczytać książkę, to jednak sąsiedzi na leżaczkach naruszają moją sferę intymności. A na dzikiej plaży o nią znakomicie łatwej, bo nie ma parawanów i tłumów jak w Polsce. Można mieć dla siebie bardzo dużo przestrzeni. Struktura plażowa zawiera również różnego rodzaju place sportowe i dla zabaw „bambini”, a także wypożyczalnie różnego sprzętu wodnego. Oczywiście również z animatorami i instruktorami. Są także prysznice, czyste toalety i przebieralnie. No i oczywiście bary i restauracje plażowe. Takowe bywają również tuż przy basenach. We włoskim „dolce vita” jedzenie i picie odgrywa bowiem podstawową rolę. Bo przecież niewyobrażalne jest by nie napić się przed południem na plaży cappuccino czy w ciągu dnia espresso, jakiegoś drinka czy schłodzonej lampki białego wina, nie móc zjeść lunchu. W plażowej knajpce z widokiem na morze zarówno aperol jak i mule czy grillowane owoce morza smakują wyśmienicie.

Restauracje są nieodzownym elementem każdego kempingu. Serwują zarówno typowo włoskie dania jak i fast foody typu burgery. Ale przede wszystkim to pizzerie. W zasadzie w każdej z nich, pizza jest lepsza niż w jakiejkolwiek knajpie w Polsce. Oczywiście jest tu take away, gelateria i bar. A w nim doskonałe włoskie wina i drinki. Może to nie jest najwyższa półka włoskich knajp, bo przecież nastawiona na turystów i duży przemiał i nie porównywalna z małymi rodzinnymi włoskimi knajpkami, ale ja mam same dobre doświadczenia, a niektóre świetne. A cenowo porównywalne z polskimi knajpkami w kurortach nadmorskich. Ale Włosi równie chętnie chodzą do knajpek jak i sami gotują. Patrząc na „czasowych” mieszkańców kempingów, nie tylko Włochów, mam wrażenie, że jeden posiłek, lunch lub obiadokolację, jadają w knajpie, a drugi sami sobie przyrządzają. We Włoszech jest tyle doskonałych produktów spożywczych, że przyrządzanie posiłków bywa proste, szybkie, a rezultaty wyśmienite. Na każdym kempingu jest market, w którym można zakupić niemal wszystko z każdej dziedziny produktów spożywczych. Dla mnie kempingowy market pełni funkcję awaryjną jeśli czegoś mi właśnie zabraknie lub nie chce mi się jechać do supermarketu. Na ogół zakupy robię w supermarketach, bo jednak sporo posiłków sami przyrządzamy, choć wizyty w knajpkach we Włoszech są koniecznością. Większość kempingów, na których byłem, położonych jest nad Adriatykiem w Veneto, Emilii Romani lub Marche i po drodze do nich są supermarkety Iperlando. Zaopatrzenie rewelacyjne. Można nabyć wszystko co należy spróbować we Włoszech. Jakość bardzo dobra. Wiele z tam zakupionych produktów, jak choćby kawa, sosy, sery, wędliny, anchovis, soki czy wino teoretycznie jest identyczne jak w Polsce, a smakuje znacznie lepiej. A koszyk tygodniowych zakupów kosztuje tyle samo, albo podobnie jak w Polsce. Sery i wędliny są droższe. Soki, sosy, a przede wszystkim wino znacznie tańsze.

Włosi niewątpliwie są również gadżeciarzami, fanami mody. Więc są tu też sklepy z wakacyjnymi modnymi bajerami. Włosi również przykładają wielką wadę do swojego wyglądu. Na niektórych kempingach są salony piękności, fryzjerzy, salony masażu, wellness i SPA. To dla dorosłych. A dla dzieci place zabaw, nawet przechodzące w „wesołe miasteczka”. Natomiast bardzo różnie bywa z Wi-Fi. Jest na każdym kempingu, czasami dodatkowo płatne, ale najczęściej w wydzielonych strefach, basenowych, restauracyjnych i tym podobnych. Rzadko w miejscach zakwaterowania. To wynika z założenia, że na kempingach odpoczywamy od cywilizacyjnych uzależnień, przede wszystkim od Internetu.

Dwanaście „moich” włoskich villaggio turistico

Do tej pory zdążyłem spędzić pobyty wakacyjne na 12 włoskich kempingach. Każdy z nich w swojej nazwie, oprócz marki obiegowej, ma określenie związane z tym czym jest. Bywają po włosku, ale równie często po angielsku. Można spotkać „Holiday Village”, „Camping Village”, „Centro Vacanze”, „Family Village”, „Holiday Park”, „Villaggio Turistico” i jeszcze kilka podobnych. Każde z tych określeń oddaje charakter tych ośrodków, a najbardziej wszystkie naraz. A moja przygoda z nimi zaczęła się ponad ćwierć wieku temu. Wówczas była to niemal nieznana w Polsce forma spędzania wakacji. To były czasy gdy Internet w Polsce zaczynał raczkować, więc nie mógł jeszcze posłużyć do wyboru ofert wakacyjnych. Ba, nawet do samodzielnego znalezienia takich miejsc. W zasadzie pozostawały biura turystyczne i wieść gminna. Będąc na targach turystycznych trafiłem na biuro turystyczne, pioniera na polskim rynku w obsłudze kempingów – wiosek turystycznych, nie tylko włoskich. Ich oferta, choć wcale nie najtańsza, wydała mi się czymś zupełnie nowym i ciekawym. I tak to się zaczęło. Od razu, w czasie jednych wakacji, od dwóch tygodniowych pobytów na dwóch różnych kempingach w różnych regionach Włoch.

Ca'Pasquali Village

Pierwsze moje wrażenie po przyjeździe na kemping było koszmarne. Pierwsza reakcja to chęć ucieczki i natychmiastowego powrotu do domu. Poczułem się jak w ulu. Mnóstwo ludzi, na ogół dość hałaśliwych. Tak często bywa w rejonie recepcji, szczególnie na tych kempingach, które w pełni sezonu, mają tylko jeden lub dwa dni „zmiany turnusu”. Na ogół blisko recepcji umieszczonych jest jeszcze kilka innych atrakcji, takich jak restauracje, sklepy, miejsca zabaw dla dzieci, dodatkowe parkingi, czasami baseny i różne boiska sportowe. Tam kumuluje się ruch. A ja na dodatek odczuwałem drogę ponad 1250 km. Lekko humor mi się poprawił gdy dotarliśmy do miejsca zakwaterowania. W czasie tamtych wakacji po raz pierwszy i na razie ostatni wybraliśmy zakwaterowanie w namiotach. Później bywały to na ogół mobilhomy, a zdarzyły się też domki kempingowe i przyczepy. Moje biuro podróży miało w ofercie również mobilhomy, ale ich cena była znacznie wyższa. Te namioty na włoskich kempingach niczym nie przypominały, ani wówczas spotykanych na polskich, ani dzisiejszych „pałaców” namiotowych z formuły glamping, ostatnio niezmiernie popularnej na europejskich kempingach. Ówczesny namiot, z pełną wysokością stania, podłogą, posiadał dwie oddzielne sypialnie oraz salon z kuchnią. Kuchnia z pełną zastawą stołową i kuchenną, lodówką i normalną kuchenką gazową. Brakowało jedynie wody. A w namiocie łazienki. Ale blisko namiotu były budynek kempingowych łazienek. Idealna czystość i wyposażenie. Dziś dla mnie łazienka jest absolutną koniecznością. Wtedy nie było to jakimś wielkim utrudnieniem. Dodatkowo przed namiotem zadaszony ogródek z meblami wypoczynkowymi. Wówczas nasz namiot był w wyodrębnionej enklawie z mobilhomem i przyczepą kempingową, więc bliskich sąsiadów nie było zbyt wielu. Na większości kempingów tworzone są takie enklawy, acz w różnej formule. Aktualnie znacznie większe, bo coraz ekonomiczniej wykorzystuje się każdy kawałek ziemi na kempingu. Nagle po harmidrze z rejonu recepcji i głównego ruchu trafiliśmy do oazy spokoju. Nasza enklawa była taką oazą przez cały czas naszego pobytu. A tryb życia kempingowy to oprócz snu, pobyt na świeżym powietrzu. Praktycznie w dzień pobyt pod dachem bywa sporadyczny, nawet przy gorszej pogodzie, która tam owszem bywa, ale rzadko.

Ca’Pasquali położony jest w regionie Veneto, czyli Wenecji Euganejskiej, w prowincji Venezia (Wenecja) w gminie Cavallino-Treporti sąsiadującej z gminami Jesolo od wschodu i Wenecja od północnego-zachodu, mniej więcej w połowie wschodniego półwyspu oddzielającego lagunę wenecką od Adriatyku. Niewątpliwie położenie kempingu jest atrakcyjne. Jedna z bliższych lokalizacji z Polski. Z Warszawy ok. 1260 kilometrów i tylko ostatnie czterdzieści parę kilometrów nie po autostradzie. Nad samym morzem, a dokładniej bezpośrednio przy kempingowej plaży. Blisko Wenecji, ale także innych ciekawych miejsc w tym regionie Włoch. Jedyny minus to pokonanie ostatniego nie autostradowego odcinka drogi, albowiem prowadzi on do popularnych nadmorskich miejscowości z niezliczoną liczbą różnych ośrodków wakacyjnych, nie tylko kempingów. W sezonie, a szczególnie w weekendy trasa jest zakorkowana. Kemping położony w mocno zadrzewionym terenie z piniami, palmami i brzozami, co niezwykle istotne ze względu na bardzo pożądane zacienienie miejsc zakwaterowania. Oprócz drzew mnóstwo zieleni i śródziemnomorskiej roślinności. Większość kempingów wykazuje się rewelacyjną dbałością w tym aspekcie.

Oprócz położenia i na tamtejsze czasy namiotu o wysokim standardzie głównymi atrakcjami kempingu był zespół basenów, plaża, restauracja i sama wielkość kempingu. Przynajmniej mnie to tak zostało w pamięci. Ca’Pasquali należy do średniej wielkości kempingów. Jest na tyle duży, że posiada wystarczająco rozbudowaną strukturę wszystkiego co potrzebne i atrakcyjne w czasie wakacji, a jednocześnie nie jest jeszcze molochem, wielkim turystycznym miastem. Baseny ulegają największym zmianom w czasie. Za mojego pierwszego pobytu były na w miarę wysokim standardzie. Jeden basen przeznaczony przede wszystkim do pływania, a drugi, a może zespół kilku, łącznie z brodzikiem, zjeżdżalniami, mostkami, płaszczami wodnymi. Jak na mój gust jedynym mankamentem tych basenów była temperatura wody. Relatywnie najzimniejsza. Teraz zostało to rozbudowane o kolejny zespół basenów m.in. z kaskadami i jacuzzi. A wokół basenów leżaki z wielkimi słomianymi, bądź trzcinowymi parasolami. Przy basenie pojawiła się druga restauracja, w której można zjeść lunch lub wypić drinka. Plaża szeroka, z ładnym piaskiem jak na Adriatyk, z dobrym zejściem do morza z zawsze ciepłą wodą. Idealnie czysta. Codziennie dokładnie sprzątana i idealnie wygładzana. Szerokość plaży na tyle duża, że zarówno za strefą z kempingowymi leżakami i parasolami jak i przed nią sporo miejsca tak by się położyć na ręczniczku. Jak to bywa w większości włoskich restauracji jedzenie bardzo dobre, może nie wyjątkowe. Głównym atutem kempingowej restauracji jest położenie na granicy z plażą i widok na morze przez oszkloną ścianę.

zobacz galerię zdjęć (12)
Ca'Pasquali Village 1
Plaża

zobacz galerię zdjęć (22)
Ca'Pasquali Village 2
Aquapark

zobacz galerię zdjęć (18)
Ca'Pasquali Village 3
Restauracje

zobacz galerię zdjęć (6)
Ca'Pasquali Village 4
Market

Oprócz basenów, tak jak na wielu innych kempingach najbardziej zmieniają się miejsca zakwaterowania. Powstają nowe formy, jak choćby wspomniany glamping. Ten akurat na Ca’Pasquali nie jest najciekawszy i niewielki jest jego wybór. Tu natomiast coraz bardziej luksusowe, ekskluzywne, lepiej wyposażone i większe stają się mobilhomy. Chyba nie mam natury snobistycznego krezusa, bo większość tych bajerów nie do końca mnie nęci. Ba nawet uważam za zbędne, jeśli w gruncie rzeczy w mobilhomie tylko śpimy i częściowo przyrządzamy posiłki. No ale taki jest trend. Zapewne części udogodnień, które pojawiają się w podstawowych mobilhomach po prostu nie dostrzegam, bo wydają się oczywistymi w dzisiejszych czasach. Granice prostoty i luksusu z biegiem czasu ulegają ciągłemu przesuwaniu się. Na tym kempingu idealnie można zaobserwować modułową strukturę mobilhomów. Możemy wybierać pomiędzy kilkoma typami. Różnią się one wielkością, liczbą miejsc do spania, liczbą pomieszczeń, wyposażeniem. Ale nie wszystkie są diametralnie różne. Bywają takie, które mają identyczną łazienkę, salon, sypialnię małżeńską lub drugą sypialnię. Całkowicie różne są glampingowe caravany i namioty.

zobacz galerię zdjęć (54)
Ca'Pasquali Village 5
Zakwaterowanie

Pomimo pierwszych koszmarnie negatywnych odczuć Ca’Pasquali okazał się bardzo przyjemnym, przyjaznym i wygodnym miejscem na spędzenie tygodnia wakacji. Z dwiema bardzo ważnymi atrakcjami. Pierwszą była całodniowa wycieczka do Wenecji, łącznie ze zwiedzaniem Murano i Burano oraz pływaniem po lagunie różnymi typami vaporetto. Niezależnie jaki mamy stosunek emocjonalny do Wenecji, należy przyznać obiektywnie, że jest to jedno z najbardziej niezwykłych miast w Europie. To była moja pierwsza przygoda z Wenecją, którą jeszcze kilkukrotnie powtórzyłem, z dwoma kilkudniowymi pobytami w niej. Drugą atrakcją było przebywanie w międzynarodowym towarzystwie. Tam na Ca’Pasquali sprowadziło się w głównej mierze do obserwacji ludzi, szczególnie mieszkających w mojej enklawie. W mobilhomie zamieszkiwało młode małżeństwo Austriaków z małym dzieckiem, a w przyczepie „typowa” włoska rodzina z trójką dorosłych dzieci. Bardziej sami rodzice, a dzieci wraz z partnerami, bądź znajomymi ciągle wpadali na jakiś posiłek. Dla ścisłości pasty, do których gotowano tony makaronu i przyrządzano hektolitry różnych sosów pomidorowych. Oraz wypijali hektolitry wina. Być może to częściowo było wynikiem nieznajomości włoskiego języka, ale wrażenie nasze było takie, że wśród nich choć widać szacunek dla „mamma” i „pappa”, bariery wieku i rodzic – dziecko niemal nie istnieją. Oni wszyscy zachowywali się jak grupa darzących się mocnym uczuciem bardzo bliskich serdecznych przyjaciół.

Dziś największym minusem tego kempingu są ceny. Kemping należy do górnej strefy stanów średnich analogicznych kempingów we Włoszech. A to jest bardzo dużo jak na polską przeciętną kieszeń. Niemal wszystkie kempingi w tamtej okolicy są stosunkowo drogie. Jeżeli stać Cię drogi Czytelniku, to ten kemping jest godny polecenia.

Camping Village & Glamping Le Capanne

Jedyny z odwiedzanych przeze mnie kempingów w Toskanii, choć Toskania stając się jedną z moich ulubionych krain w Europie była odwiedzana przeze mnie wielokrotnie. Jedyny kemping po stronie Włoch od mórz Liguryjskiego i Tyrreńskiego, a nie Adriatyku. O ile w Veneto cenowo kempingi nie są najtańsze, to w Toskanii i Ligurii na ogół jeszcze nieco droższe. Pomimo tego, że częstokroć ich standardy były niższe i gorsza struktura kempingu. Wiele kempingów w tych rejonach nie posiadała basenów, szczególnie te tuż nad morzem. Le Capanne położony jest w gminie Bibbona, prowincji Livorno, regionie Toskania w odległości około 1620 kilometrów od Warszawy.

Le Capanne dwadzieścia parę lat temu był dość atrakcyjny. Posiadał basen. Całkiem przyzwoitą strukturę zarówno zakwaterowania jak i rekreacyjną. Nie był co prawda położony tuż przy plaży, bo w odległości od niej niecałych 4 kilometrów. Tak jak w przypadku Ca’Pasquali mieszkaliśmy na nim w identycznym namiocie. I tak jak w przypadku tamtego kempingu łazienki były niedaleko i idealne. Kemping w Toskanii na tygodniowy pobyt został przez nas wybrany z ideą by co drugi dzień robić wycieczki po Toskanii, a co drugi odpoczywać na kempingu. Dzięki temu zwiedziliśmy Florencję, Pizę, Sienę, San Gimignano i Volterrę i kilka mniej znanych okolicznych miejscowości. Ten kemping jest doskonale położony by zwiedzić dużą część Toskanii. Z wymienionych miast najdalej jest do Florencji, ok. 120 km. Odległość do pozostałych nie przekracza 100 km, a do Volterry jest tylko 45 km. A wszystkie z wymienionych miejsc to perełki, których nie można nie zobaczyć. Tych perełek w okolicy jest jeszcze mnóstwo. Im więcej poświęcę w artykule dedykowanym Toskanii.

Przez ćwierć wieku ten kemping zmienił się chyba najbardziej. Kiedyś sprawiał wrażenie niezbyt dużego, może nawet lekko zaniedbanego, ale urokliwego, klimatycznego z niemal rodzinną atmosferą. Dziś to średniej wielkości kemping, z rozbudowaną strukturą, typowe przedsięwzięcie turystyczne. Ale czasami właśnie atmosfera i ludzie są największą wartością w czasie wakacyjnego pobytu.

Oprócz zwiedzania Toskanii najbardziej w pamięci pozostali mi nasi sąsiedzi. Wszyscy namiotowi. Na tym kempingu namioty i mobilhomy rozmieszczone były przy prostopadle krzyżujących się alejach, niczym miejskie kamienice, ale jednocześnie w dość dużych od siebie odległościach pozwalających na zachowanie intymności i nie przeszkadzającej do zawarcia znajomości sąsiedzkiej. Dziś te odległości zostały mocno skrócone, można by rzec, że nawet zminimalizowane, przez co mocno została ograniczona intymność. Naszymi sąsiadami byli Duńczycy, Holendrzy i Anglicy. Wszyscy bardzo sympatyczni i ze wszystkimi można było nawet sporo pogadać. Najfajniejsza była rodzinka Anglików z czwórką dzieci, z których najstarsze było nieco młodsze od mojego młodszego. Mimo różnic wiekowych dzieciaki spędzały ze sobą mnóstwo czasu, co siłą rzeczy skłoniło rodziców do wielu rozmów ze sobą. Właśnie tam w otoczeniu tych Anglików, Holendrów i Duńczyków, we Włoszech, poczułem się jako pełnoprawny obywatel Europy, choć niewątpliwie biedniejszy. To, że nie można było tego poczuć na zachodzie w latach 80-tych zeszłego wieku, to dla tych, którzy pamiętają tamte czasy, jest sprawą oczywistą. Ale przed pobytem na tym kempingu choć bywałem na zachodzie w latach 90-tych wielokrotnie, zarówno służbowo, jak i prywatnie wakacyjnie, zawsze odczuwałem dyskomfort, że pochodzę z bloku wschodniego, a Polska mimo zmian ustrojowych nadal w pewnym sensie w nim tkwi. Na dwadzieścia parę lat odeszło to w zapomnienie, ale ostatnio znów to niestety wraca.

Moje piękne wspomnienia to kąpiele w basenie, w którym była dość ciepła woda. Sam basen był niewielki, standardowy z małym zakątkiem brodzikowym dla dzieci. Ale otoczony był żywopłotem oleandrów. Zapach na nim był oszałamiający.

Również oleandry otaczały tamtejszą restaurację, z bardzo klimatyczną, w stylu lokalnej gospody, z dużym tarasem z daszkiem krytym strzechą. Miejsce było cudowne do biesiadowania. Niewątpliwie musieliśmy tam skosztować pizzy, ale w mojej pamięci zostały spożywane fritto misto i cozze. Nie pamiętam czy to było pierwszy raz we Włoszech, ale akurat te dania właśnie stamtąd utkwiły mi w pamięci.

Dziś nie ma już tego basenu, a jest cały kompleks basenowy z rozmaitymi atrakcjami przede wszystkim dla dzieci. Jeśli jest się całkiem dorosłym, niezależnie od wieku, to w czasie wakacji można czasami zabawić się jak dziecko. Zabawa jest przednia. Nie należy mieć jakichkolwiek oporów. Dziś pozmieniała się struktura zakwaterowania. Bardzo mocno rozwinął się glamping, czyli wysokiej klasy namioto-domki, w większości z łazienkami i nowoczesnym sprzętem oraz jedną warstwą przezroczystych widokowych ścian, a jednocześnie z klimatycznymi, prostymi, drewnianymi, w rustykalnym stylu meblami. Glamping nawet trafił do nazwy kempingu. Mobilhomy przeskoczyły kilka standardów do góry. Część z nich posiada mikrofalówki, piekarniki, zmywarki, nie wspominając o klimatyzatorach, a także kilkuosobowe prywatne baseniki jacuzzi na tarasach przy domku. Unowocześnił się dizajn mebli. Jest mnóstwo kolorów, szkła, kompozycji metalu z drewnem i grafik oraz nowoczesnego oświetlenia. A wybór struktury zakwaterowania jest olbrzymi. 16 różnych mobilhomów, 5 typów glampingowych namiotów i 9 różnych apartamentów. Zmodernizowano i rozwinięto place zabaw dla dzieci, boiska sportowe. Są tam świetne korty tenisowe, miejsce do zabawy w golfa i tor minigolfa, tory łucznicze, strefa fitness i masażu, oraz bar przy basenie. Chyba pojawił się budynek z apartamentami, bo takowego nie pamiętam. A obok niego kolorowa kawiarenka w miejsce lodziarni. Jeżeli nadal są te same smaki lodów, to jest to zmiana pozytywna, bo cytrynowe i cassis sorbety mieli rewelacyjne.

zobacz galerię zdjęć (108)
Camping Village & Glamping
Le Capanne 1
Mobilhomy

zobacz galerię zdjęć (34)
Camping Village & Glamping
Le Capanne 2
Glamping

zobacz galerię zdjęć (31)
Camping Village & Glamping
Le Capanne 3
Apartamenty

zobacz galerię zdjęć (18)
Camping Village & Glamping
Le Capanne 4
Aquapark

zobacz galerię zdjęć (17)
Camping Village & Glamping
Le Capanne 5
Restauracje

zobacz galerię zdjęć (11)
Camping Village & Glamping
Le Capanne 6
Sport i Zdrowie

Pomimo, że do plaży jest około 4 kilometry to łatwo tam się dostać. Kiedyś co godzinę jeździła tam kempingowa „kolejka”. Dziś podobno busik. Można bez trudu również dojechać samochodem lub wypożyczonym na kempingu rowerem. A sama plaża ma oczywiście kempingową strefę z leżakami i parasolami, ale również mnóstwo miejsca na plażowanie we własnym zakresie. To też bardzo ładna plaża. Szeroka, piaszczysta, czysta. Morze tu bywa nieco chłodniejsze niż w Adriatyku, bardziej wzburzone i z mniej łagodnym zejściem. Ale to też idealne miejsce do morskich kąpieli.

W zależności od miejsca zakwaterowania na kempingu, drobnym minusem może być słyszalność trasy szybkiego ruchu i linii kolejowej, które przebiegają w odległości około 150-500 m od niego.

Dziś to nadal jeden z ciekawszych toskańskich kempingów w relacji jakość i cena, rozpatrując pod hasłem jakość, wszystkie jego cechy poza cenowymi.

Jesolo Mare Family Village

Na ten kemping trafiłem po dziesięcioletniej przerwie w wakacyjnych pobytach na kempingach. W innym zestawieniu rodzinnym, sześcioosobowym z czteroletnimi maluchami, starszą nastolatką i ich babcią. Niemal niczym włoska rodzina. Wówczas kemping nosił inną nazwę, a mianowicie Adriatico. Kempingów i innych ośrodków turystycznych o tej nazwie jest we Włoszech przynajmniej kilka. Być może to jeden z powodów zmiany nazwy, ale najwyraźniej ten kemping nie tylko zmienił nazwę, ale również właściciela. Od kiedy bywam na włoskich kempingach wiele z nich zmieniło właścicieli. Jak to w biznesie, następują fuzję, wchłanianie firm, tworzenie sieci kempingów.

To jeden z najbliżej położonych kempingów od Milanówka, czyli mojego miasteczka. Niespełna 1230 km. W regionie Veneto, czyli Wenecji Euganejskiej, w prowincji Venezia (Wenecja) w gminie Jesolo sąsiadującej z gminą Cavallino-Treporti, w której jest kemping Ca’Pasquali, w nadmorskiej miejscowości Lido di Jesolo. Lido di Jesolo wraz z Rimini leżącym w prowincji Emilia-Romania były przez wiele lat mekkami na wakacyjne pobyty dla Polaków. Samo Lido di Jesolo to po prostu nadmorski kurort z mnóstwem hoteli, apartamentowisk i innymi strukturami wakacyjnymi, niczym nie wyróżniający się. No może poza tym, że jest położony blisko Wenecji i kilku innych ciekawych włoskich miejscowości takich jak Treviso, Castelfranco Veneto i przede wszystkim Bassano del Grappa. Niewątpliwie to jego zaleta. Zaleta, z której niemal w pełni skorzystałem. Bo uwielbiam zwiedzać włoskie miejscowości i odkrywać ich piękno i czar.

Drugą zaletą tego kempingu jest położenie bezpośrednio przy plaży, a na dodatek na mocno zadrzewionym terenie dającym dużo cienia. Tylko, że „kempingowa” plaża nie należy do najładniejszych, nawet jak na włoskie standardy. Wąska i z brzydkim piaskiem. Morze oczywiście przyjazne i bardzo ciepłe.

zobacz galerię zdjęć (10)
Jesolo Mare Family Village 1
Camping

zobacz galerię zdjęć (10)
Jesolo Mare Family Village 2
Plaża

Dla mnie największą zaletą tego kempingu było samo miejsce zakwaterowania o ciekawej nazwie Nautilus. Raczej nie można tego nazwać Mobilhomem. Raczej był to domek zbudowany z podobnych struktur jak Mobilhome. A dokładniej kompleks dwóch struktur mieszkalnych dla sześciu osób o wysokim standardzie. Jedna osobna część składała się z dwuosobowej sypialni z łazienką. Druga również z dwuosobowej sypialni z łazienką, a w zasadzie półtorej łazienki oraz bardzo przestronnego living roomu z kuchnią, a w nim rozkładaną kanapą. Obie te części były połączone częściowo zadaszonym tarasem. Idealny kompleks dla sześcioosobowej trzypokoleniowej rodziny. Ten luksusowy kompleks miał jedną zasadniczą wadę. Cenę. Ona była znakomicie wyższa niż wszystkich pozostałych moich zakwaterowań na włoskich kempingach. Konfiguracja, ukształtowanie i położenie mojego Nautilusa miało zaletę, która jednocześnie była wadą. Choć blisko, było się z dala od innych ludzi, mocno od nich odseparowanym. To nie sprzyjało na zawieranie międzynarodowych znajomości. Tam „zaprzyjaźniliśmy” się tylko na basenie z całkiem sympatycznym Szwajcarem. Rodzaje zakwaterowań na tym kempingu przez te kilkanaście lat uległy modyfikacjom. Nie ma już Nautilusa, ale jest podobna struktura i dość duży wybór innych o różnym standardzie, w tym też takich o dość wysokich, zarówno mobilhomów, chaletów, innych struktur modułowych czy apartamentów. Dzisiejszym odpowiednikiem Nautilusa jest Lodge Superior.

zobacz galerię zdjęć (76)
Jesolo Mare Family Village 3
Zakwaterowanie

Natomiast struktura sportowo-rekreacyjna i aprowizacyjna w zasadzie niczym się nie wyróżniała i wiele kempingów miało i ma ją zdecydowanie lepszą. Dla mnie najważniejsze zawsze były baseny, knajpki i market. Baseny tego kempingu, ani nie można było zaliczyć do parków wodnych, ani urokliwych. Po prostu dobry kompleks połączonych dwóch basenów z płaszczami wodnymi, plus osobne jacuzzi. Market standard, średniej kempingowej wielkości i średniego zaopatrzenia. Restauracja a raczej pizzeria też nie porywająca. Oprócz położenia nad basenem nie pozostawiająca żadnego pozytywnego wyróżnika w pamięci. Kemping przyjazny psom, bez stanowisk dla kamperów i namiotów (choć jak ja byłem były miejsca na namioty). Położony daleko od centrum Jesole.

zobacz galerię zdjęć (12)
Jesolo Mare Family Village 4
Basen

zobacz galerię zdjęć (12)
Jesolo Mare Family Village 5
Restauracja

Z listy dwunastu kempingów, na których byłem ten jest w końcu stawki, ale to moje subiektywne odczucia. W Internecie bardzo dużo dobrych opinii, choć średnia nie najwyższa. Ta ostatnia w dużej mierze za sprawą tych, którzy nie powinni znaleźć się na kempingu, bo to nie miejsce dla nich, oraz za sprawą ustawicznych malkontentów. Pobyt można zarezerwować bezpośrednio przez stronę kempingu, a bardziej Club del Sole czyli sieci posiadającej ten kemping i kilka innych we Włoszech, przez różne biura podróży, niektóre serwisy służące do rezerwacji zakwaterowań on-line i biura turystyczne specjalizujące się w kempingach (albo hurtowo wynajmujące struktury kempingu, albo posiadające na kempingach swoje struktury zakwaterowań). Może właśnie dzięki bardzo szerokiej ofercie i mnóstwie kanałów jej dystrybucji ten kemping jest bardzo popularny i raczej zawsze w pełni obłożony.

Ten kemping, mimo różnych jego niedociągnięć był zaczynem do spędzania rodzinnych wakacji, a przynajmniej ich części, przez moją rodzinę przez kilkanaście kolejnych lat niemal corocznie na różnych włoskich kempingach.

Barricata Holiday Village

Ten kemping, choć ma pewne minusy, był dla nas na tyle atrakcyjny, że trzykrotnie na nim gościliśmy. Pierwszy raz jakieś dwanaście lat temu, a ostatni w ostatnie wakacje. To też kemping, który się systematycznie zmienia. Rozrósł się, zwiększając swój teren, zwiększając liczbę miejsc zakwaterowania i stał się kempingiem średniej wielkości. Zwiększył się asortyment zakwaterowania o większe i bardziej luksusowe mobilhomy oraz o bardzo ciekawe struktury glampingowe. Zwiększyła się liczba i atrakcyjność boisk sportowych oraz miejsc zabaw dla dzieci. Zespół basenów został przekształcony w mini park wodny. Uporządkowano i przyjaźnie zagospodarowano plażę przy kempingu. Niesamowicie zmieniła się zieleń, a szczególnie drzewa na kempingu. Dzięki temu mobilhomy są zacienione, co jest bardzo istotne przy włoskich latach. Kemping stał się częścią grupy ISAHOLIDAYS, do której należy również kemping Isamar.

Wspominając nasz pierwszy pobyt na Barricacie było wiele przesłanek niezbyt pozytywnych do tego, by ten kemping stał się jednym z naszych ulubionych i byśmy tu wracali. Były niezależne od niego jak choćby to, że przy naszym pierwszym na nim pobycie przez pierwsze trzy, albo cztery dni lał deszcz (Podczas naszego ostatniego pobytu też pierwsze trzy dni były deszczowe i średnio ciepłe.) A gdy się zrobiło gorąco, trudno było znaleźć trochę cienia, bo kemping był dość nowy i zasadzone drzewa, w większości były malutkie. Najbliższa plaża była po prostu brzydka. Zaniedbana, krótka, wąska, bez praktycznie żadnej struktury plażowej. A druga, szeroka, długa, pięknie dzika odległa była od naszego mobilhomu o około półtora kilometra co jest sporym dystansem z dwiema kilkulatkami przy prażącym italskim słońcu. Kempingowy market był średnio zaopatrzony. A restauracja jak na włoskie knajpki też nie serwowała niczego innego jak przeciętność, nawet jeśli chodzi o pizze.

Barricata ma jeszcze jeden minus. Być może nie dla każdego. To jej położenie w Parku narodowym Delty Padu, w zasadzie na słabo zamieszkanym półwyspie wysuniętym na Adriatyku. Z jednej strony malownicze, ale z dala od przepięknych włoskich miast i miasteczek. Do najbliższej pięknej Chioggi jest 60 km, do Ravenny ponad 90, do Ferrary też 90 km, do Padwy 100 km, do Wenecji ponad 100 km (można tam dopłynąć z Chioggi), a wszędzie indziej znacznie powyżej 100 km. To miejsce przede wszystkim na stacjonarny wypoczynek. Ale pomimo tych odległości przy każdym pobycie na Barricacie robiliśmy 2-3 wycieczki. Zawsze odwiedzamy Chioggię i zwiedziliśmy kilka z tych miast i kilka dalej położonych jak choćby Vicenzę i Mantuę. Administracyjnie kemping położony jest w regionie Veneto w prowincji Rovigo w gminie Porto Tolle w jej części o nazwie po prostu Barricata, którą trudno nazwać miejscowością, gdyż oprócz kempingu, portu jachtowego i dwóch plaż jest tu jeszcze tylko jedna knajpka, ze trzy kompleksy zabudowań gospodarstw wiejskich i kilka dacz przy brzegu delty rzeki Pad. Odległość od Milanówka to około 1340 kilometrów.

Wakacyjne destynacje – włoska wioska turystyczna

zobacz galerię zdjęć (8)
Barricata Holiday Village 1
Camping

A jednak lubimy Barricatę. To bardzo dobrze zorganizowany kemping. Mobilhomy, każdego standardu, są idealnie utrzymane, bardzo dobrze wyposażone i mają różne rozwiązania ułatwiające kempingowe życie, jak choćby klimatyzację, markizo-rolety na tarasach, czy drugą lodówkę na tarasie. Niby są blisko siebie położone, ale ich rozmieszczenie wzajemne, piesze alejki, ciągi komunikacyjne i miejsca parkingowe sprawiają, że w żaden sposób to nie doskwiera i każdy posiada swój azyl.

zobacz galerię zdjęć (69)
Barricata Holiday Village 2
Mobilhomy

zobacz galerię zdjęć (66)
Barricata Holiday Village 3
Glamping

To kemping przyjazny dla czworonogów. A od trzech lat to dla nas wymóg obligatoryjny. Psów na kempingu było dużo.

To również kemping dbający o rozrywkę. Dla wszystkich. Dla niektórych może to być minus, bo wieczorami, czasami do 23, a nawet do 24 bywa tam głośno. Ale we Włoszech życie toczy się do późnych godzin nocnych. Włosi potrafią zabawić „bambini”. I o ile zajęcia w ciągu dnia, ze względu na barierę językową, mogą nie być atrakcyjne dla obcokrajowców, to podczas wieczornych animacji ten problem jest bez znaczenia, albo występuje w minimalnym stopniu. Podczas naszego pierwszego pobytu, moje wówczas pięcioletnie maluchy niemal codziennie świetnie się bawiły wieczorem tańcząc i śpiewając w międzynarodowym towarzystwie. A po części przeznaczonej dla dzieci, jest część dedykowana dorosłym, na której zazwyczaj też jest sporo dzieci. Na wielu kempingach bywała ona miernej jakości, albo przeznaczona tylko dla znających włoski. Tu oparta jest na dobrej, ogólnie znanej muzyce. Podczas ostatniego pobytu byłem na całkiem niezłym koncercie rockowym. Dzieci mogą również korzystać z bardzo dobrze wyposażonego dużego placu zabaw, między innymi z dmuchawcami, trampolinami, „samochodzikami” i różnymi grami.

Kemping posiada również kilka boisk sportowych, do siatkówki, koszykówki, mini futbolu, tenisa czy coraz bardziej popularnego paddle tenisa. Te boiska są bardzo przyjazne, zadbano na nich o bezpieczeństwo grających, choć usytuowane w centrum życia kempingowego, to wyraźnie wydzielone i odseparowane od reszty. Zawsze pełne grających i nie tylko dzieci i młodzieży. Oraz można na nich skorzystać z instruktorów. A oprócz tego jest centrum nurkowania, wypożyczalnia rowerów i hulajnóg, a także teren do zabawy w jeździectwo z końmi i instruktorami. A przy plażach możliwość wypożyczenia różnych „jednostek pływających”. Niemal pełna oferta do uprawiania rekreacyjnego sportu.

zobacz galerię zdjęć (4)
Barricata Holiday Village 4
Sport i Rozrywka

Chyba największym plusem tego kempingu jest zespół basenów. Owszem są kempingi, na których są bardziej atrakcyjne baseny, niemal parki wodne i na takich też byliśmy, ale w gruncie rzeczy tym, niczego nie brakuje i są znakomicie przemyślane. Jedyny ich minus to, że względu na swoją atrakcyjność oraz wielkość kempingu, zawsze jest na nich dużo ludzi. Przy naszych pierwszych pobytach, choć zespół basenów był mniejszy to ludzi było mniej, bo kemping był mniejszy. Ale pomimo dużego „obłożenia” w zasadzie zawsze można znaleźć przy nich wolne leżaki i na dodatek pod pergolami lub innymi osłonami od słońca. Jest nawet przybasenowa strefa dla psów. Tak, że ich właściciele mogą ze swoimi pupilami spędzić czas jaki chcą na basenie nie zostawiając ich samych w miejscu zakwaterowania lub nie musząc przy nich pełnić dyżurów. Zespół basenów składa się z trzech basenów i jacuzzi. Choć to może nie najlepsze określenie, bo to nie są pojedyncze baseny. Jest klasyczny prostokątny basen, na którym można przede wszystkim popływać. Jest „laguna”, basen w kształcie nerki, z wysepkami i wodotryskami, wyłożony antypoślizgową miękką matą, płytki, z dość ciepłą wodą. Idealny dla dzieci, moje maluchy go uwielbiały, ale dorośli też lubią z niego korzystać. Od ostatniego naszego pobytu to dwie ze sobą połączone nerki z układem mini zjeżdżalni i różnych „ochlapywaczy” wodą. Może to większa atrakcja, ale stara laguna miała więcej uroku. Jest jeszcze pośredni podwójny basen ze zjeżdżalniami i płaszczem wodnym z grzybka. Należy pamiętać, że włoskie baseny mają swoje godziny otwarcia i na wielu wymagane są czepki. Tu na szczęście już nie. Na Barricacie baseny były czynne do 9 do 19, a jacuzzi na ogół tylko popołudniu. Na wielu kempingach są zamknięte w porze lunchu. Prawie się nie zdarza, by były czynne wieczorami i nocami, by można było się kąpać przy oświetleniu, choć na ogół posiadają oświetlenia. Tylko bardzo nieliczne kempingi oferują taką atrakcję i na ogół tylko raz w tygodniu.

zobacz galerię zdjęć (12)
Barricata Holiday Village 5
Aquapark

Obie plaże, ta bliższa Spiaggia delle Conchiglie i ta dalsza Spiaggia Barricata są wysokiego standardu. Zadbane, czyste, sprzątane, szerokie, dość długie, Barricata bardzo długa, z piaskiem bardzo przyzwoitym jak na Włochy, z zejściem do bardzo ciepłego morza łagodnym. Woda nie jest tak przejrzysta, kryształowa i nie ma takich kolorów jak choćby w Kalabrii, ale jest czysta i przynajmniej w czasie moich pobytów nie pojawiły się glony. Obie plaże mają bardzo dobre strefy leżakowo parasolowe, oczywiście płatne. Na obu są knajpki, w których, nie tylko można wypić kawę, bądź drinka, ale również zjeść niezły lunch. I jest miejsce by rozbić się z własnym ręcznikiem, materacem, namiocikiem i parasolem. Oczywiście są duże strefy, w których można przebywać z psami. Psów jest tam sporo. Choć to teren słabo zaludniony, to w sezonie, a szczególnie w weekendy na plażach jest dużo ludzi. Zjeżdżają na nie Włosi, chyba z promienia 100 km.

zobacz galerię zdjęć (6)
Barricata Holiday Village 6
Plaża

Pomimo, że market nie jest najlepiej zaopatrzony, to na większą część pobytu można zaprowizować się we włoskie specjały po drodze w świetnym dyskoncie IperLando w odległej o czterdzieści parę kilometrów Rosolinie. Tam można nabyć wszystko z artykułów spożywczych i szeroko rozumianych drogeryjnych. W doskonałych cenach i świetnej jakości. A ponieważ większość dróg na wycieczki prowadzi przez Rosolinę, albo niewiele trzeba nadrobić, by tam dojechać to zakupy można uzupełnić przy okazji wycieczek.

Restauracja na kempingu jest dobra, ale to wszystko. Można wpaść na pizzę, pastę lub cokolwiek innego, albo skorzystać z take away. Jeśli nie chce się gotować i jeździć na posiłek to słuszne rozwiązanie. Jest jeszcze bar przy basenie. Przyjemne miejsce na aperola. W najbliższej okolicy są także dwie całkiem niezłe restauracje, ze specjalnością darów morza. Jedna tuż przy kempingu, a druga w odległości 3 km w Bonelli. Obie nie należą do najtańszych, a w sezonie w zasadzie konieczna jest wcześniejsza rezerwacja. Podobno najbardziej godna polecenia i tańsza knajpka z darami morza w okolicy to znajdująca w odległości ok. 16 kilometrów Canarin, bezpośrednio nad odnogą Padu i jego lagunowymi rozlewiskami, z dala od jakiejkolwiek miejscowości i adresem gminy czyli Porto Tolle. Ja poleciłbym dwa lokale, oba w odległości około 6 kilometrów w miejscowości Scardovari. Pizzeria da Pio, przy głównej drodze. Mała dziupla z jednym stoliczkiem na zewnątrz. Bardziej na take away. Ale mają świetne pizze i na dodatek w miarę tanią. Jedne z lepszych we Włoszech. Doskonała z owocami morza, z tuńczykiem, a także prosta z pomidorami i przyprawami. Mają również świetne fritto misto i podobno burgery i kebaby. Drugi lokal jest położony nieopodal przy małym placyku obok głównej drogi. To TerrAmare. W zasadzie delikatesy rybne i z owocami morza, z kilkoma stolikami pod zadaszeniem na zewnątrz, więc też bardziej na take away. Trzeba sprawdzić w jakich godzinach ten lokal jest czynny, na ogół zarówno przed jak i po południu dość krótko i nie każdego dnia. Warto również wcześniej zrobić zamówienie, bo może się zdarzyć, że może zabraknąć najciekawszych specjałów. Teoretycznie najłatwiej zrobić to telefonicznie. Jest jeden problem – trzeba znać włoski. Mają świetne fritto misto, spaghetti z owocami morza, różne, duży wybór smażonych ryb, rewelacyjny miecznik, czyli swordfish, czyli pesce spada i wiele innych. Podobno też cozze, ale gdy ja dokonywałem tam zakupów właśnie się skończyły. Można tam nabyć również najrozmaitsze świeże owoce morza, bądź rybki, by samemu przyrządzić choćby pastę lub risotto. To nie są tanie dania, ale relatywnie jak na ten asortyment niedrogie.

zobacz galerię zdjęć (9)
Barricata Holiday Village 7
Knajpki

Moje spojrzenie na Barricatę, choć analityczne jest oczywiście subiektywne i sentymentalne, bo wszystkie trzy spędzone tam pobyty były bardzo udane. Na tym kempingu za sąsiadów miałem raz bardzo fajnych Austriaków, a raz Węgrów. Trudno powiedzieć, że się zaprzyjaźniliśmy, ale sympatycznych i ciekawych rozmów odbyliśmy wiele. Te spotkania z ludźmi z różnych krajów Europy to taka wartość dodana moich wakacji na kempingach.

Isamar Holiday Village

Isamar zaistniał na tydzień po tygodniowym pobycie na Barricacie  Na ogół taka była moja koncepcja „włoskich wakacji”. Wakacje dwutygodniowe i w dwóch różnych miejscach. To dawało możliwość spędzenia obydwu tygodni w innych miejscach, w innym otoczeniu i strukturze. A dzień zmiany zawsze był przeznaczony na zwiedzanie ciekawych miejsc, które były po drodze, nawet jeśli ta droga była nieco okrężna. To była całkiem sensowna koncepcja. Miała jedną wadę. Trzeba było się dodatkowy raz spakować i rozpakować.

Barricata wówczas nie była jeszcze w tej samej grupie kapitałowej co Isamar. Dopiero za jakiś czas grupa Isamara wchłonęła Barricatę i częściowo ją upodobniła do Isamara, a częściowo na Isamarze zastosowała rozwiązania z Barricaty.

Moje pierwsze doświadczenie z Isamarem nie należało do najprzyjemniejszych. Trzygodzinna kolejka do recepcji, by się zameldować, pobrać klucze, lokalizację miejsca zakwaterowania, etc. Isamar należy do dużych kempingów, może nawet bardzo dużych, aczkolwiek są jeszcze olbrzymie, nawet kilkukrotnie od niego większe. W okresie dwóch najbardziej wakacyjnych tygodni, niemal całość zmiany turnusów odbywała się tam wówczas jednego dnia tygodnia i recepcja była po prostu nie przepustowa. Ze wszystkich kempingów, na których byłem Isamar pod względem liczby miejsc noclegowych niewątpliwie był największy. Wolę trochę mniejsze kempingi. Większość jego mobilhomów była położona bardzo blisko siebie. (Bungalowy były bardziej oddalone od siebie). To, może nie to, że doskwierało, ale jednak zmniejszało komfort kempingowania. Jeżeli większość włoskich kempingów swoją ofertą preferuje rodziny z małymi dziećmi (są również takie, których oferta skierowana jest celowo do osób dorosłych), to na Isamarze było mnóstwo nastolatków i młodzieży. Oferta Isamara może nie celowała w tę grupę, ale miała dla niej mnóstwo atrakcji. Zarówno sportowych jak i rozrywkowych. W tym niby dźwiękoszczelny namiot z dyskoteką. Z tegoż to względu, w zasadzie od rana do późnej nocy był to bardzo gwarny, a nawet hałaśliwy kemping. Na szczęście my mieszkaliśmy w najcichszym zakątku kempingu, daleko poza miejscami rozrywki i szlakami komunikacyjnymi do nich. Tylko stosunkowo blisko dyskoteki. Dźwięki z niej były mocno wytłumione. W tym zakątku mieszkały przede wszystkim rodziny z małymi dziećmi. Tu trafiliśmy za sąsiadów na bardzo sympatycznych Włochów z Vicenzy. Niestety po powrocie do Polski okazało się, że zagubiliśmy namiary do nich. Później jeszcze kilka razy zdarzyło nam się zagubić czyjeś dane kontaktowe.

Isamar można by określić, że był kempingiem z wyższego zakresu stanów średnich w kategorii jakości i znakomicie niższego w kategorii ceny. Jego mobilhomy i bungalowy plasowały się niemal w każdym przedziale klasy, no może oprócz luksusowych, więc im samym i ich wyposażeniu nie można było nic zarzucić, ale również te najbardziej podstawowe niczym się nie wyróżniały. Mimo olbrzymiego terenu i dużej liczby stojących blisko siebie mobilhomów, cały teren był przyjazny, dobrze zaprojektowane i oznaczone szlaki komunikacyjne, a przede wszystkim mnóstwo dużych drzew dających kojący cień.

Niczym nie wyróżniająca się była również plaża przy kempingu, który z nią graniczył. Jej największą zaletą było to, że była blisko. Miała również miejsca do plażowania na dziko i właśnie na niej bardzo dużo osób plażowało w ten sposób. Oczywiście była też spora część „zurbanizowana” oraz z ratownikami, instruktorami i sprzętem wodnym do wynajęcia. Ale piasek był brzydki, a plaża stosunkowo wąska i krótka.

Plusem Isamara jest niewątpliwie jego struktura wszystkich dodatkowych atrakcji i codziennych konieczności. Począwszy do bardzo czystych, zadbanych z typowo włoskim pięknym dizajnem wspólnych sanitariatów, przez bardzo dobrze zaopatrzone różne sklepy i miejsca usług typu np. fryzjer, usługi upiększania i odnowy biologicznej, boiska sportowe do siatkówki, piłki nożnej, korty tenisowe, tory łucznicze, stoły do ping-ponga, sale fitness i siłownia, place zabaw dla dzieci, między innymi „dmuchawce” i „samochodziki”.

Osobną uwagę należy skierować na dwie największe zalety tego kempingu, oczywiście nie pozbawione drobnych minusów. Na baseny i knajpki. Baseny, one też przez te lata od mojego ostatniego pobytu uległy zmianie. Na jednym swoim krańcu kemping posiadał, duży, bardzo atrakcyjny kompleks basenów położonych tuż obok plaży. Kilka basenów, niemałych, ale niemal zawsze mocno zapełnionych ludźmi. Dwa baseny, które wówczas były typowo pływackimi, większy i mniejszy, ten drugi płytszy przeznaczony bardziej dla dzieci, a aktualnie z całym zespołem kolorowych najrozmaitszych zjeżdżalni, od ekstremalnych, do małych łagodnych dla mniejszych dzieci. Kompleks trzech basenów przeznaczonych do zabaw wodnych z jacuzzi, płaszczami wodnymi i wywoływanymi falami i również zjeżdżalniami. Wówczas nie było tam, analogicznego basenu laguny-nerki wyłożonego mięciutką wykładziną z wysepkami i fontannami jak na Barricacie, ale dziś już jest. Sporo większy niż na Barricacie, ale bez zjeżdżalni i innych dodatkowych atrakcji. Właśnie taki jak kiedyś na Barricacie, gdy tam miał swój najcudowniejszy klimat. To z kempingów, na których byłem jeden z najciekawszych kompleksów basenowych. Z tych, które znam tylko z ofert także. A przy nim stosunkowo dużo leżaków z parasolami. I bardzo fajna, dobrze zlokalizowana konfiguracja knajpkowa. Na drugim krańcu kemping posiadał jeszcze klimatycznie położony średni tradycyjny basen z mniejszą odnogą dla dzieci. Przy tym basenie trochę zbyt mało jest leżaków, ale tuż przy nim położona jest najciekawsza kempingowa knajpka. Tych knajpek na kempingu jest w sumie sześć. Bardzo różnych. Przy zespole basenów druga restauracja, w okolicach centrum handlowego trzecia, na plaży czwarta, a jeszcze przy basenie lagunie jest drink bar z przekąskami oraz jest jeszcze lodziarnia, która serwuje również naleśniki.

Kemping przyjazny psom. Na kempingu wewnętrzna kolejka turystyczna. I oczywiście jak to na włoskim kempingu cała gama różnych animacji, basenowych, plażowych i wieczornych w amfiteatrze, zarówno dla dzieci jak i dla dorosłych. Wieczorne dla dzieci były znakomicie słabsze niż te na Barricacie, którymi moje maluchy się zachwycały.

Isamar położony jest niespełna 60 kilometrów (jako odległość drogowa) na północ od Barricaty, tuż przed Chioggią, około 1310 kilometrów od Warszawy, czyli stosunkowo blisko. Administracyjnie Isamar leży w regionie Veneto w prowincji Venezia w gminie Chioggia za miejscowością Ca Lino.

W skład grupy kapitałowej oprócz Isamara, a teraz jeszcze Barricaty wchodziła jeszcze Isaresidence. Kompleks ponad 100 apartamentów, dość luksusowych, dla od 2 do 10 osób, w dwóch dwukondygnacyjnych budynkach. Z prywatną plażą z leżakami i parasolami. Z dwoma basenami, klasycznym do pływania i laguną. Z restauracją, parkiem zabaw dla dzieci i pralnią. Isaresidence jest położona niespełna 300 m od Isamara. A Isamar udostępnia jej wszystkie swoje atrakcje.

Na Isamarze byłem raz i zapewne tylko ten jedyny. Dobry kemping, ale mnie nie przekonał na tyle, by zagościć na nim jeszcze raz. Bywałem na atrakcyjniejszych. A jeszcze, wierzę w to, że przede mną kilka nieznanych mi, w rejonach Włoch, których nie znam, lub znam bardzo słabo.

Centro Vacanze Riva Verde

Kolejny rok i znów włoskie wakacje na kempingach. Pierwszy tydzień znana już Barricata. A drugi Riva Verde. Cudowna zabawa, szczególnie dla maluchów, cudowne widoki i nowy kawałek Włoch. Jeden z dalszych kempingów od domu, bo około 1600 kilometrów, a z Barricaty około 315 kilometrów, więc niezbyt dużo jak na jednodniową drogę w dużej mierze po autostradzie. Niewątpliwie był czas na zwiedzanie, ale to nieistotne jakie włoskie piękno było wówczas naszym doświadczeniem. Kemping w gminie Altidona, w prowincji Ascoli Piceno, w prowincji Marche. Trochę mniej niż w połowie buta na wybrzeżu Adriatyku, trochę powyżej Rzymu (choć stolica Włoch leży po zachodniej stronie buta).

Kemping trochę jak z bajki, a może baśni, przede wszystkim dla dzieci, ale dorośli tez mogą się na nim dobrze czuć, też trochę jak w baśni. Kemping dość duży, a dokładniej bardzo długi i stosunkowo wąski, albowiem położony na zboczu wzgórza. Położenie tarasowe. Ono sprawia, że z tarasu niemal każdego domku rozpościera się cudowny widok na morze. Ten cudowny widok był również z niektórych okien, a w zasadzie z wielu okien domków. Czasami gdy miało się pecha w przydziale domku, widok mógł być ograniczony przez drzewa czy inne obiekty. Położenie tarasowe to także malowniczy widok z zewnątrz na sam kemping.

Malownicze i baśniowe są również wizualnie zewnętrzne mobilhomy i bungalowy. Są kolorowe. Może nie wszystkie. Ale są typy domków o jednakowych żywych kolorach i typy, w których każdy domek jest innej bardzo żywej barwy. Co prawda najbardziej nowe i luksusowe domki, to nowoczesna „architektura”, w której dominuje biel i szkło z nielicznymi drewnianymi elementami lub stalowymi w kolorze ciemnego drewna (te nie baśniowe najbardziej luksusowe domki mają własne minibaseniki jacuzzi), są również super kolorowe domki w kształcie grzybków lub chatek Baby Jagi. Baśniowy akcent widoczny jest w wielu innych elementach kempingu. Najmocniej w kompleksie basenów i placach zabaw dla dzieci, ale również na przykład w formie koszy na świecie. Baśniowy klimat podkreśla kempingowa roślinność. Soczyście zielona z kolorowymi kwiatami i przede wszystkim idealnie utrzymana. Pielęgnujących ją ogrodników przy pracy można spotkać codziennie. Wszystkie typy zakwaterowania w swojej klasie to sporo więcej niż średnia dla klasy. W wyposażeniu, dizajnie, funkcjonalności, wielkości, położeniu, zewnętrznej przestrzeni.

Kempingowa plaża wydawać by się mogło patrząc na mapę jest usytuowana niemal tuż przy kempingu. Rzeczywiście od bramy kempingu do niej odległość nie jest zbyt wielka, bo to mniej niż 100 metrów. Ale… Po pierwsze to bardzo długi kemping, więc odległość od krańców kempingu jest przynajmniej kilkukrotnie większa. A po drugie, droga piesza nie jest zbyt przyjemna, albowiem prowadzi tunelami pod autostradą i linią kolejową. Z kempingu na plażę jeżdżą niemal wahadłowo kolorowe małe busiki dowożące tam plażowiczów. Również nieco baśniowe. Ich siedzenia są niczym barwy dalmatyńczyków. Sama plaża choć świetnie zagospodarowana, z atrakcjami, animatorami i instruktorami jest średnia. Dość wąska, zatłoczona, z niezbyt przyjemnym piaskiem i kamienistymi głazami w wodzie. Ale za to ma kilka boisk sportowych zarówno piaszczystych jak i ze sztuczną wykładziną, podłożem oraz place zabaw dla dzieci. Knajpka, leżaki, parasole to standard w tej klasie kempingu.

Obiekty sportowe oczywiście położone są również na terenie samego kempingu. W tym między innymi siłownia. Kempingowe markety są w miarę duże i całkiem nieźle zaopatrzone. Kemping posiada cztery knajpki. To też jego plus. Dość duży, choć może nie rewelacja. Najstarsza z nich położona jest w okrąglaku naprzeciwko wjazdu na kemping. Ma przeszklone ściany. Z niej też roztacza się piękny widok na morze. Pewnie dlatego nosi nazwę Panorama. Może nie ma zbyt ciekawego wystroju, ale ma za to kącik zabaw dla dzieci oraz od strony wzgórza taras częściowo zadaszony. W moich wspomnieniach pozostało, że jedzonko było całkiem smaczne, choć nie pamiętam co tam jedliśmy. Doskonale zaś pamiętam super przyjaznego kelnera, z którym prowadziliśmy długie rozmowy. I co jest rzadkością wśród Włochów, znał bardzo dobrze angielski. Restauracja Panorama ma również całkiem przystępne ceny. Prowadzi również take away, pełne wyżywienie i częściowe wyżywienie. Trzyposiłkowe wyżywienie dla dorosłych (obiad i kolacja przynajmniej dwudaniowe) kosztuje 44 Euro, zaś dwuposiłkowe 26 Euro. Dla dzieci ceny są znacznie niższe. Druga knajpka leży niemal naprzeciwko przy jednym z krańców kompleksu basenów i nosi nazwę The Jungle Bar. To typowy bar z drinkami i innymi napojami, ale oczywiście również z całą gamą przekąsek. Położony jest przy głównej drodze przebiegającej przez kemping i między nią, a wzgórzem. Jej wystrój to trochę jaskinie położone w tropikalnym lesie. Niestety sztucznym. Trzecia knajpka, o nazwie Cocos, położona jest przy drugim krańcu kompleksu basenów na skarpie przy urwisku. Z niej są najpiękniejsze widoki na morze. Knajpka w prostym nowoczesnym stylu. Wpasowana stylistycznie w modułową formułę mobilhomów. Większość stoliczków w modułowych zadaszonych pergolach z prostym wzornictwem meblowym. Ale są tam również odlotowe siedziska w kształcie stylizowanych dłoni obejmujących te części ciała, na których siadamy. Ostania knajpka, Cavaluccio Marino, czyli konik morski mieści się na plaży. Przede wszystkim to drink bar, bo pragnienie na plaży bywa duże, ale ci co przebywają na plaży cały dzień, mogą nie opuszczając jej, zjeść tu normalny dobry lunch.

Wydawać by się mogło, że to kemping bez wad, choć jeszcze nie dotarłem do jego bezsprzecznie największego atutu. Ale ten kemping ma jedną wielką wadę. Wadą jest hałas na nim. I nie wynika on z tłumu gości i rozrywki serwowanej przez animatorów. To oprócz okolic basenu w ciągu dnia absolutnie jest nieodczuwalne. Hałas pochodzi z linii kolejowej, a przede wszystkim autostrady, przy których kemping jest bezpośrednio położony i których wspólna szerokość oddziela go od plaży. Ten hałas najmocniej odczuwalny jest w najbliżej nich położonych domkach, czyli najniżej wśród tarasowego usytuowania kempingu. A ponieważ ogródki i tarasy domków wychodzą wyłącznie na stronę morza, zaś okna livingroomów, kuchni i na ogół łazienek również to z hałasem żyje się tam non-stop. Jedynie na ogół okna sypialni najczęściej usytuowane są bocznie do morza lub po przeciwnej stronie domku. To wycisza nieco hałas w miejscach do snu. Choć nie we wszystkich i oczywiście tylko częściowo. Ale co jest charakterystyczne, ze względu na wszystkie pozytywne strony kempingu, a przede wszystkim widoki na morze ponad autostradą i linią kolejową oraz jej położenie jednak sporo poniżej kempingu, bywają takie nawet długie chwile, że nie słyszy się tego hałasu, a może bardziej, że nie dociera on do mózgu, bo pozytywnych czynników akurat tłumiących właśnie ten, dociera do mózgu masa. Większość kempingów nadmorskich w Marche ma właśnie usytuowanie przy autostradzie i linii kolejowej, bo niemal przez całe wybrzeże Marche biegną one wzdłuż morza w minimalnej odległości od plaży, a z drugiej strony są niemal natychmiast wzgórza. Zostaje niewielki skrawek ziemi, na którym mieszczą się kempingi, zespoły apartamentów czy hoteli i nadmorskie kurorty.

Główny atut tego kempingu i decydujący powód, dla którego większość gości go wybiera to kompleks basenów. Owszem są kempingi, których Aquaparki nie ustępują temu na Riva Verde, a może nawet go przewyższają. Tu kompleks basenów ukierunkowany jest na dzieci. W zasadzie w każdym wieku. Od tych, które ledwo co chodzą do nastolatków. Atrakcji dla dzieci na basenach jest co niemiara. Na dodatek doskonale przygotowanych i podanych. To jest tak świetnie przemyślane, że owszem najmłodsi korzystają niemal wyłącznie z atrakcji dedykowanych swojemu wiekowi, ale starsi również z atrakcji dla tych młodszych. Są oczywiście atrakcje dedykowane dla dorosłych. Dorośli również korzystają z wielką chęcią i radością z atrakcji dla dzieci. I nie tylko ze względu na opiekę nad dziećmi. Formuła, struktura i atrakcyjność naturalnie wymusza wspólną zabawę rodziców i dzieci. Większość atrakcji jest do obejrzenia na zdjęciach. Oczywiście oprócz atrakcji typowych dla aquaparków jest również basen do pływania, jacuzzi i leżaki do opalania. A bonusem jest położenie basenu na skarpie z cudownym widokiem na morze. I tak jak na plaży dociera tu hałas autostrady i linii kolejowej. Ale by go usłyszeć trzeba zwrócić na niego specjalnie uwagę.

Niemal na każdym kempingu zawieraliśmy krótkotrwałe kempingowe znajomości. Riva Verde zaskoczyło mnie strukturą składu narodowościowego. Dziewięćdziesiąt parę procent gości stanowili Włosi, choć kemping wszędzie się szczyci, że jest międzynarodowy i większość obsługi znała oprócz włoskiego przynajmniej jeszcze angielski, a wiele z nich jeszcze inne języki. Oprócz samochodów z Włoch dostrzegłem tylko pojedyncze z innych państw. To był pierwszy kemping i niemal ostatni, na którym nie było sporego odsetka Niemców, a Austriacy, Skandynawowie i goście z Beneluxu byli pojedynczy. Nie wiem, po czyjej stronie tkwił problem, naszej enklawy wśród Włochów, czy dominacji Włochów nad naszą odmiennością i wyjątkowością, ale oprócz wspomnianego wcześniej kelnera z innymi gośćmi zamieniliśmy kilka zdań, chyba tylko na basenie, a nie z sąsiadami.

A gdy pojawi się pragnienie, by uciec od hałasu autostrady i dozna się przesytu kempingowych atrakcji, można wsiąść w samochód i pozwiedzać Marche. Ta kraina i jej miejsca godne odwiedzin są jednymi z mniej znanych we Włoszech, ale można tam znaleźć cudowne miejsca. Z większych miast najbardziej godne polecenia jest Ascoli Piceno, a dalej tą samą drogą za nim Nursja leżąca już w Umbrii. Macerata też jest warta odwiedzin. Z małych miejscowości niewątpliwie Offida. O ile do Ascoli Piceno i Maceraty częściowo jedzie się autostradą, a częściowo w miarę normalną drogą regionalną, to do Offidy malowniczymi, krętymi, górskimi lokalnymi drogami. Tym razem nie morskie, ale równie przepiękne widoki. Miejscem wartym zobaczenia jest także przylądek Conero położony w Parku Naturalnym.

Holiday Village Florenz

Na Florenzu spędziliśmy trzeci tydzień wakacji, który poprzedzały pobyty na Barricacie i Riva Verde. To były jedyne nasza wakacje trzytygodniowe we Włoszech i na włoskich kempingach. Niestety trzytygodniowe urlopy należą generalnie do rzadkości, choć takowe też mi się zdarzały. Wspominając pobyty na Barricacie, Riva Verde i Florenzu, tym bardziej niestety.

Florenz położony jest w regionie Emilia-Romania (trzeci region Włoch w czasie tamtych wakacji) w prowincji Ferrara w gminie Comacchio w nadmorskim kurorcie Lido degli Scacchi. Ale jak to bywa z włoskimi kempingami, jest tak wyodrębniony, że kurortu nie czuje się wcale. Lido degli Scacchi leży w nadmorskim adriatyckim pasie kurortów o długości ponad 22 kilometry, zaczynającym się na północy od Lido di Volano, poprzez Lido delle Nazioni, Lido di Pomposa, Lido degli Scacchi, Porto Garibaldi, Lido deggli Estensi, aż na południu do Lido di Spina. W tym pasie znajduje się kilkanaście kempingów różnej klasy. Z Riva Verde mieliśmy do przejechania około 260 kilometrów. Krótka, niespełna trzygodzinna trasa, w dużej części autostradą. Ale każdy dzień przemieszczania wykorzystywaliśmy na zwiedzanie Włoch. Wówczas pojechaliśmy bardzo naokoło, tak by zwiedzić kawałek Umbrii. Umbria ma mnóstwo pięknych miejscowości do zwiedzania. Nursja, Cascia, Narni, Amelia, Orvieto, Todi, Spoleto, Spello, Asyż, Peruggia czy Gubbio. Mnie najbardziej przypadły go gustu Gubbio i Orvieto, choć odwiedzane w różnych latach. A z założenia nie zwiedzałem Asyżu, gdyż wolałem równie piękne, a może piękniejsze miasteczka, ale bez takiego tłoku turystycznego i nastawienia na religijność. Taka droga na około to około 450 kilometrów i prawie 6 godzin samej jazdy. Ale warto. Z samego Florenz najciekawsze z bliższych miejscowości są Comacchio odległe o niespełna 7 kilometrów, nie można go nie zwiedzić będąc w którejś miejscowości tego wybrzeża, oraz Ferrara, do której jest niespełna 60 kilometrów. Wartym odwiedzenia jest także położone niespełna 20 kilometrów od kempingu opactwo Abbazia di Pomposa, którego początki sięgają IX wieku. A sam Kemping Florenz od Milanówka oddalony jest o około 1340 kilometrów.

Kemping Florenz chyba, z tych trzech kempingów, był najmniej ekskluzywny, choć miał mnóstwo plusów, ale przede wszystkim był bardzo klimatyczny. Teraz po latach stał się bardziej reprezentacyjny, szczególnie pod względem standardu zakwaterowania. Choć wówczas byliśmy zakwaterowani w najtańszym i najprostszym bungalowie, a w zasadzie apartamencie w bungalowym szeregowcu. Dziś już tej struktury nie ma. Dziś jest kilka typów luksusowych mobilhomów, bądź strukturalnych bungalowów. Niektóre położone niemal na plaży, niektóre z prywatnymi minibasenami jacuzzi, dużymi tarasami, tarasami na dachu. Teren kempingu jest solidnie zadrzewiony, więc większość mobilhomów jest zacienionych, co jest niewątpliwie korzystne. A nazwy mobilhomów i domków strukturalnych nawiązują do jego nazwy, a dokładniej noszą imiona włoskich artystów, przede wszystkim malarzy związanych z Florencją. Znajdziecie wśród nich: Caravaggio, da Vinci, Michelangelo, Leonardo, Botticelli, Brunelleschi, Tintoretto, Donatello, Raffaello, Tiziano. To też nadaje kolorytu kempingowi.

Plaża jest tu dużym plusem. Szeroka, z ładnym piaskiem, z miejscami do plażowania na kempingowych leżakach pod parasolami oraz na dziko. A z naszego bungalowu do plaży było około 30 metrów. Nie z każdego miejsca na kempingu było do plaży aż tak blisko. Kemping ma bowiem kształt prostokąta i jego krótszy bok graniczy z plażą. Są „domki” położone praktycznie na plaży, ale te najdalej od niej oddalone były w odległości 250-300 metrów.

Uzupełnieniem, a może alternatywą dla plaży na kempingach bywa Aquapark. Na Florenzu nie ma go. Jest standardowy basen z małym aneksem dla dzieci. Ale ten basen otoczony żywopłotem ma swój urok. Oczywiście są tu także inne obiekty sportowe i na wysokim poziomie centrum wellness i beauty salon. Oczywiście jest też plac zabaw dla dzieci i animacje dla nich, jak i również dla dorosłych. Jest też niezbyt duży, ale dobrze zaopatrzony market.

To również kemping przyjazny dla zwierząt, posiadający specjalny park dla nich. I co zwraca uwagę jest to kemping przyjazny dla niepełnosprawnych. Udogodnienia dla nich są wszędzie. Niepełnosprawnych na kempingu było sporo. To było piękne, bo oni, pomimo u niektórych dużego stopnia niepełnosprawności brali normalny udział w kempingowym życiu.

Niewątpliwie Florenz posiada jedne z lepszych kempingowych knajpek. I to dwie. Restaurację Pizzerię Berba położoną w jego centrum oraz Bar Restaurację Monnalisa położoną na kempingu przy plaży. Pizzeria serwowała doskonałe pizze, jedne z najlepszych jakie jadłem we Włoszech i mimo, że była pizzerią kempingową, a nie ogólnie dostępną w bardzo atrakcyjnych cenach. To taka mała różnica w stosunku do naszych rodzimych knajp tego typu. W nich na ogół ceny są znacznie wyższe niż w okolicznych. A Monnalisa była jednocześnie knajpką plażową, w dużej mierze drink barem, stołówką dla zorganizowanych grup na kempingu i prowadziła również FB i HB czyli pełne wyżywienie i dwuposiłkowe, wieczorami stawała się ekskluzywną restauracją z bardzo dobrym włoskim menu.

Wartością dodaną włoskich kempingów była możliwość poznawania ludzi z różnych stron Europy. Na ogół sąsiadów. Na Florenzu naszymi sąsiadami była Słowacka rodzina i młoda Włoszka, z zawodu kelnerka z córką nieco młodszą od moich córek. I o ironio „zaprzyjaźniliśmy się” właśnie z Włoszką, a nie ze Słowakami, z którymi teoretycznie łatwiej byłoby się dogadać. Włoszka była bardzo sympatyczna i otwarta. Najbardziej ją szokowały nasze śniadania, typowo polskie, tak odmienne od włoskich.

Z kempingu Florenz mam dwa wspomnienia adekwatne dla autora powieści erotycznej „11 KOBIET czyli Krótki traktat o PIĘKNIE”. Jedno jest związane z restauracją Monnalisa, a drugie z naszą sąsiadką Włoszką. Nasz bungalow położony był przy trakcie spacerowym między Monnalisą, a zejściem na plażę. Krótkim trakcie, bo około 50-cio metrowym. Któregoś wieczoru, tuż przed zmierzchem, czyli po dziewiątej wieczór, gdy siedzieliśmy na naszym tarasie tuż przy tymże trakcie spacerowym, od restauracji szła kobieta. W odległości kilku metrów mijała nas relaksujących się wieczorową porą przy kieliszku jakiegoś zacnego wina. Kobieta nie była najmłodsza. Niewątpliwie po czterdziestce. Przynajmniej. Bardzo zadbana, ładna, zgrabna i elegancka. Samotnie spacerujące zjawisko w długiej czarnej sukni, z mocnymi wycięciami na ramiona, mnóstwem złotej biżuterii, w sandałkowych szpilkach na wysokich obcasach, brunetka z nieskazitelną fryzurą, włosami upiętymi wysoko, mocno opalona. Zapewne Włoszka. Mocno zwracała uwagę. Ale całą naszą uwagę pochłonęła gdy przeszła obok nas i widzieliśmy ją z tyłu. Jej suknia była różna z tyłu niż przodu. Trudno ją było nazwać suknią, gdyż kończyła się nad pośladkami. Niemal całkowicie nagie pośladki. Bo tylko cieniutki, w zasadzie niewidoczny pasek od stringów. Cholernie zgrabne pośladki i długie nogi. Widok ten tak nas oszołomił, że nawet nie zdążyliśmy sięgnąć po aparat fotograficzny, by uwiecznić to zjawisko, gdy zjawisko zniknęło w alejce na plażę.

Nasza sąsiadka, przeurocza Włoszka, była młodą dziewczyną, bez zobowiązań oprócz córki, wesołą, pełną życia, naturalnie otwartą na wakacyjny hedonizm. Co normalne w takim klimacie i takim miejscu, na ogół jej ubiór stanowił kostium kąpielowy typu bikini, a wieczorami skąpe bluzeczki i mini spódniczki. Może nie była jakąś wyjątkową pięknością, ale była w typie ładnej Włoszki i miała mnóstwo wdzięku. Podczas oglądania, którejś z wieczornych animacji, na pamiątkę porobiliśmy sobie wzajemnie zdjęcia. I mieliśmy „rewelacyjną pamiątkę”, o czym przekonaliśmy się oglądając wakacyjne zdjęcia po powrocie do domu. Nasza Włoszka bowiem pod swoją mini spódniczką nie miała dolnej części bieliznę, co idealnie zostało uwiecznione na jednym zdjęciu. Niestety, wraz ze zmianami komputerów, to zdjęcie chyba bezpowrotnie zostało utracone.

Spiaggia e Mare Holiday Park

Z wszystkich tuzina kempingów, na których byłem ten, dla mnie subiektywnie, niesie najmniej pozytywne skojarzenia. Ma mnóstwo pozytywów, więcej niż niektóre inne. Ale na nim po raz pierwszy byliśmy nie tylko w rodzinnym gronie. Jak mi się wówczas wydawało z najlepszymi moimi przyjaciółmi, całą ich rodziną. To był ostateczny gwóźdź do trumny naszej przyjaźni. Choć wcześniej były grubsze i ostrzejsze gwoździe. Wówczas stwierdziłem, że nigdy więcej z przyjaciółmi i znajomymi.

Spiaggia e Mare położony jest w Porto Garibaldi czyli w sąsiednim kurorcie do Holiday Village Florenz, w tej samej gminie Comacchio, czyli tej samej prowincji i regionie Włoch nad Adriatykiem. Odległość z Milanówka to około 1410 kilometrów szybszą trasą lub około 1350, nieco wolniejszą. To samo otoczenie. Te same atrakcje i miejscowości do zwiedzania.

Ze względu na osobiste emocje związane z pobytem, trudno mi ocenić ten kemping obiektywnie. Ten kemping większość elementów ma bardzo korzystnych i na wysokim poziomie. W zasadzie nic mu nie można zarzucić. Ale oprócz moich prywatnych emocji związanych z pobytem na nim, brakowało mi fajnej, relaksującej atmosfery włoskiego kempingu. Może akurat trafiłem w nieodpowiednim momencie, a może to tylko moje niczym nie uzasadnione odczucie.

Sam kemping jest średniej wielkości i z dolnego przedziału tej wielkości. Prostokątnego kształtu. Dość długi i wąski. Położony na granicy z plażą, dłuższym bokiem. Tak więc do plaży z każdego miejsca kempingu było blisko. Najdalej 150 metrów. Ale od ostatnich „domków” około 100 metrów, bo za nimi były wyłącznie pola namiotowe. Z naszego mobilhomu do plaży było nie więcej niż 30 metrów. A z alejki przed naszym mobilhomem widać było plażę i morze. Sama plaża było jedną z ładniejszych przy włoskiej północnej części Adriatyku. Szeroka, długa, z niebrzydkim piaskiem i dobrym zejściem do wody. Podobno są okresy, że w wodzie pojawiają się glony. Standardowo część plaży miała kempingową infrastrukturę leżakowo – parasolową i bar przy niej. Był też duży obszar do plażowania na dziko. Aspekt plaży jeden z lepszych wśród wszystkich kempingów, na których byłem. No może tylko przy innych kempingach były znacznie lepsze knajpki.

Teren kempingu w ładnej roślinności, ze sporą liczbą drzew, może niezbyt dużych, więc bilans nasłonecznienia i cienia zadawalający. A estetyka również. „Domki” funkcjonalnie usytuowane, nie za blisko siebie, więc sąsiedztwa nie były kolidujące z prywatnością. Mobilhomy i bungalowy od podstawowego standardu plus, do dość wysokiego, ale raczej nie luksusowego. Więcej niż poprawne w każdym segmencie. Od naszego pobytu na Spaiggia e Mare pojawiło się kilka nowych typów „domków”. Właśnie tych z wyższej półki. Nawet z wieloma zarówno fiunkcjonalnymi rozwiązaniami jak i ciekawym dizajnem. Tego wcześniej w dużej mierze brakowało.

Jedna ze słabszych ofert w kategorii sportowej. W zasadzie dwa lub trzy boiska, a bardziej obiekty potencjalnie umożliwiające zajęcia sportowe, ale raczej potencjalnie. Również animacje, zajęcia dla dzieci raczej słabe. Plac zabaw dla dzieci symboliczny, bez cienia, mocno nasłoneczniony.

Market standardowa wielkość i zaopatrzenie. Położony na samym brzegu kempingu, tym krótszym czyli dość daleko z wielu miejsc. Dla nas na drugim końcu kempingu.

Dla nas najsłabszym punktem kempingu była jego część gastronomiczna. Restauracja położona między basenami, a plażą. Częściowo pod namiotem. Wystrój i klimat restauracji całkowicie bez wyrazu. Menu średnie. Organizacja fatalna. Obsługa jak na Włochy niemiła. Restauracja zatłoczona i na wszystko trzeba było długo czekać, walczyć o miejsca i zamówienie. Chyba podjęliśmy tylko dwie, no może trzy próby zjedzenia posiłku w restauracji. I po takich doświadczeniach przerzuciliśmy się na posiłki samodzielnie przygotowywane oraz jadane poza kempingiem podczas wycieczek. Być może to się zmieniło, być może mieliśmy pecha i było to jedynie w czasie gdy my byliśmy.

Największym plusem tego kempingu, oprócz plaży, są baseny. Choć i one obarczone są poważnymi minusami. Teren basenu był ogrodzony i odgrodzony od reszty kempingu. Teraz są dwa takie ogrodzone tereny i połączone swobodnym przejściem między sobą. Aby się dostać na teren basenu trzeba było przejść przez labirynt „doprowadzacza” z bramką otwieraną kartą. Nie pamiętam dlaczego tak było. Być może baseny były dodatkowo płatne lub ograniczona była liczba bezpłatnych wejść. Absolutnie to nie było wygodne rozwiązanie. Cały teren basenów był jednym nagrzanym solarium niemal bez jakiegokolwiek cienia. Tylko kilka parasoli. Leżaków też było stanowczo za mało. Trafienie na wolny graniczyło z cudem. Najwyraźniej na kempingu panowała koncepcja żeby goście przychodzili wyłącznie wykąpać się w basenach, a nie przy nich relaksować. Baseny położone są przy plaży i restauracji, ale nie ma bezpośredniego między nimi połączenia. Ba nawet nie ma perspektywy na morze, bo między basenami, a plażą stoi płot.

Struktura basenów aktualnie to dwa kompleksy basenów, jeden z nich nazywany Water Park, który może zadowolić każdego od najmłodszych dzieci po dorosłych. Podczas mojego pobytu był tylko jeden kompleks. Nie było Water Parku. Ale on miała zarówno basen do pływania, jak i do zabawy w wodzie z osobnym jacuzzi i brodzikiem. Ten zespół basenów był bardzo funkcjonalnie zaplanowany, a zarazem estetycznie z drewnianym mostkiem nad połączeniem obu części. Water Park ma mnóstwo atrakcji, z najrozmaitszymi zjeżdżalniami, statkiem piratów, zabawkami dla maluchów, rozmaitymi płaszczami wodnymi i fontannami.

Chyba mogę powiedzieć, że byłem na tym kempingu dwa razy. Pierwszy i ostatni. Nie ujął mnie niczym tak, że chciałbym powtórzyć pobyt na nim, w przeciwieństwie do przynajmniej połowy, na których byłem. A przy tym nie należy do najtańszych. Leży w okolicy, w której widziałem w zasadzie wszystko co jest atrakcyjne. Jeżeli jeszcze raz okolica mnie skusi to wybiorę kempingi, które pozostawiły na mnie lepsze wrażenie. A poza tym w innych regionach Włoch jest jeszcze mnóstwo ciekawych kempingów, na których nie byłem. Nie oznacza to, że obiektywnie ten kemping jest słaby. Obiektywnie nawet na mojej liście są słabsze.

Centro Vacanze Mirage

Ze Spiaggia e Mare, niestety nadal z byłymi przyjaciółmi, na drugi tydzień wakacji przenieśliśmy się do Centro Vacanze Mirage. Ten kemping sąsiaduje z Centro Vacanze Riva Verde, czyli również położony jest w gminie Altidona, prowincji Ascoli Piceno i regionie Marche. Jego plaża sąsiaduje z plażą Riva Verde, czyli nie należy do najbardziej atrakcyjnych nad Adriatykiem, ale za to ma świetną plażową knajpkę, w której jadłem rewelacyjne cozze (małże) w sosie pomidorowym na ostro. Ze Spiaggia e Mare do Mirage najbliższą trasą jest niespełna 260 kilometrów, większości po autostradzie, więc droga zajmuje znacznie poniżej trzech godzin. Ale jak to w naszym zwyczaju postanowiliśmy po drodze (okrężnej) zafundować sobie jakąś ekstra atrakcje. San Leo. Przepiękne miasteczko na szczycie wzgórza. Niedaleko San Marino. Mniej skomercjalizowane i mniej zatłoczone. Ciekawsze. Może nie nadrabialiśmy zbytnio drogi, bo to tylko prawie 320 kilometrów, ale ponieważ spory odcinek prowadził górskimi podrzędnymi drogami, więc samej jazdy było około czterech i pół godziny. Sam Mirage od mojego Milanówka odległy jest o około 1660 kilometrów.

Byliśmy z byłymi przyjaciółmi, którzy po tygodniu jeszcze mocniej nam doskwierali, ale ten kemping i pobyt na nim wspominam dużo lepiej niż na poprzednim. Chociaż obiektywnie zapewne Mirage jest słabszym kempingiem, choć ma niewątpliwie więcej uroku. Na tym kempingu znakomita większość gości to byli Włosi. Obcokrajowcy należeli do wyjątku. Można powiedzieć, że kemping był lekko zaniedbany i przestarzały, a także, że wymagał przynajmniej drobnej renowacji. Przez około 10 lat niewiele się na nim zmieniło, więc nadal, a może tym bardziej, wymaga renowacji. Ale ma kilka niezaprzeczalnych zalet.

Jedną z nich to atmosfera luzu wakacyjnego. W dużej mierze ona tkwi w nas samych, ale inni goście, obsługa i brak sztuczności oraz wszystkiego pod linijkę może w nas to pozytywnie zmienić lub pozytywnie wzmocnić. Tak się działo na Mirage.

Zaletą kempingu jest jego położenie mocno tarasowe, z dużymi różnicami wysokości. Nam się zdarzyło mieszkać niemal najwyżej. I mieliśmy cudowne widoki. W tym na morze. Chyba najpiękniejsze ze wszystkich kempingów. Oczywiście takie położenie miało swój minus, bo non-stop trzeba było pokonywać spore różnice wysokości. Ale jednocześnie tarasowe położenie wiąże się na ogół z dużą ilością soczystej zieleni, zadrzewieniem i cieniem. Wszystko to składa się na piękny efekt estetyczno-widokowy samego kempingu.

Jego plaża sąsiaduje z plażą Riva Verde, czyli nie należy do najbardziej atrakcyjnych nad Adriatykiem, ale za to ma świetną plażową knajpkę, w której jadłem rewelacyjne cozze (małże) w sosie pomidorowym na ostro. A do plaży pod autostradą i linią kolejową gości kempingu dowoził wahadłowo kursujący busik, który miał kilka przystanków na samym kempingu, więc do niego też nie trzeba było zbyt daleko iść. Dojazd był trochę dłuższy niż na Riva Verde, choć nieznacznie. Jego mocno tarasowe położenie, lekko za wzgórzem, dużo zieleni i drzew powodowało, że hałas z autostrady i linii kolejowej docierał w minimalnym stopniu, prawie całkowicie wytłumiony. Szczególnie w okolice basenu i naszego „domku”.

Kemping w swojej ofercie posiada kilka typów mobilhomów (w jednym z nich standardowym mieszkaliśmy), kilka typów bungalowów i apartamenty w szeregowcach. Najnowsze są mobilhomy i coraz lepsze powoli przybywają na kempingu. Ale ta struktura z tymi specyficznymi szeregowcami jest specyficzna dla tego kempingu. Według mnie osobiście była to najmniej atrakcyjna forma zakwaterowania, ale ku mojemu zdziwieniu najbardziej obłożona przez Włochów. 

Podobnie jak na Spiaggia e Mare było z infrastrukturą sportową. Też nie była to jakaś porywająca oferta, też w niewielkim stopniu wykorzystywana przez gości (oprócz boiska do bocce) i też lekko zaniedbana.

Kemping posiadał w najniższym swoim punkcie Bimbilandię czyli park zabaw dla dzieci. Posiadał i dość mocno zaniedbany i najprawdopodobniej już nie posiada, bo zniknęła z jego aktualnej mapy, aczkolwiek na stronie internetowej jest o niej wzmianka. W skład Bimbilandii wchodziła kręta wartka rzeka z mostkami i tunelami, po której można było pływać kanu, statek piratów, mini siatkówka, mini koszykówka, stoły do ping ponga, trampolina i różne gry. Gdyby dokonać renowacji Bimbilandii powstałby atrakcyjny mini park zabaw dla dzieci. Oprócz tego, na kempingu był również tradycyjny nieduży plac zabaw. Także wieczorne animacje dla dzieci odbywające się w amfiteatrze w centrum kempingu były jedne z fajniejszych. Prócz ich treści wpływ na to miał sam klimat amfiteatru.

Dwie największe zalety tego kempingu, oprócz już wymienionych, to zespół basenów zwany Aquaparkiem oraz struktura gastronomiczno-aprowizacyjna.

Zespół basenów składał się z tradycyjnego basenu do pływania i dwóch do kąpieli dla dzieci z różnymi zjeżdżalniami i płaszczami wodnymi oraz białą ośmiornicą wyróżnikiem, prawie symbolem tego kempingu oraz bardzo dużym basenikiem jacuzzi. Na basenie nigdy nie brakowało leżaków i parasoli. Basen miał również bardzo miły klimat, który nadawały mu palmy oraz przepiękny widok na zielone wzgórza i błękitne morze.

Na strukturę gastronomiczno – aprowizacyjną składał się market, restauracja, lodziarnio-kawiarnia i bar na plaży. Bar jak wspomniałem serwował świetne cozze i bardzo dobre drinki. Kawiarnia była fajnym miejscem na podwieczorkową kawę z lodami, na przykład po basenie. A market oprócz standardowego spożywczego zaopatrzenia, w tym dobrych tanich win, posiadał w swojej ofercie gorące mięsa z rożna (świetnie przyprawione i wypieczone kurczaki). Restauracja kempingowa była jedną z lepszych restauracji kempingowych, a może najlepszą, w której byłem. Zarówno nastrojowa wewnętrzna sala jak i zadaszony taras z otwartymi bokami z najpiękniejszym widokiem na morze i wzgórza. Restauracja serwowała bardzo smaczne i obfite lunche dnia, dania z karty wieczorem i doskonałe wina. Specjalizowała się w owocach morza i rybach, na wszystkie możliwe sposoby. Ale dania mięsne też miała przednie oraz świetny krem z pomidorów.

Może ten kemping nie powodował jakiegoś wielkiego zachwytu, ale pozostawił bardzo dobre wrażenie. Fajny całokształt do relaksacyjnego kempingowego odpoczynku nad ciepłym morzem.

Spina Camping Village

To mój ulubiony włoski kemping. Czy jest najlepszy? Bynajmniej nie ma najwięcej gwiazdek. Analitycznie rozważając zapewne też nie. Ale po prostu bardzo go lubię. Często właśnie tak się zdarza, że podoba nam się, lubimy, nie to co powszechnie uznawane jest za najwartościowsze, nie najbardziej znane, nie najdroższe, nie najbardziej luksusowe. I często nie do końca rozumowo jesteśmy w stanie powiedzieć dlaczego. Na tym kempingu byłem podczas trzech moich wakacji. I dwa razy po dwa tygodnie, wówczas tylko na nim, spędzając całe włoskie wakacje. Za każdym razem inny „domek”. Za każdym razem inne doświadczenia. Za każdym razem było świetnie.

Kemping jest ostatnim, najdalej na południe zlokalizowanym na wybrzeżu Adriatyku w gminie Comacchio w prowincji Ferrara w regionie Emilia Romania na końcu kurortu Lido di Spina. Odległość od mojego Milanówka to 1415 kilometrów, czyli nieco ponad 14 godzin samej jazdy. Położony jest na mierzei oddzielającej Adriatyk od dużego przybrzeżnego jeziora. W jego otoczeniu na samej mierzei znajduje się jeszcze kilka innych małych przybrzeżnych jezior, w tym Lago di Spina i kilka rezerwatów przyrody. Do samego centrum kurortu Lido di Spina zarówno trasą samochodową, jak i spacerową przez lasek piniowy, na terenie którego położony jest kemping, jest trochę ponad kilometr. Otoczenie i lasek piniowy na kempingu to część jego uroku. Sam lasek piniowy to też bardzo przyjemny zapach jak również dużo miłego cienia. Rezerwaty przyrody, jeziora i lasek piniowy to siedzisko różnych gatunków ptaków. Atrakcyjne miejsce dla ornitologów. Oprócz życia kempingowego, które jedynie intensywne jest w jego centrum z wszystkimi atrakcjami, trele ptaków to niemal jedyny hałas jaki można na nim usłyszeć.  To idealne miejsce do typowego kempingowego relaksacyjnego spędzania czasu składającego się z plażowania, basenowania i tarasowania. Że tak jest, niech świadczy fakt, że na tym kempingu jest najwięcej zagospodarowanych, wynajętych na stałe przez Włochów „piazzoli”, którzy potworzyli cudne działki z kamperami, przyczepami lub domkami kempingowymi z pełną infrastrukturą wakacyjną i ozdobionymi kolorowymi własnymi ogródkami. To też wzmacnia klimat kempingu. Spina to duży kemping. Dużo „domków”. Dużo turystów. A jednocześnie jest to mało odczuwalne. Znów między innymi dzięki piniowym drzewom, wśród których ludzie „giną” i które wymuszają większe odległości między poszczególnymi „domkami” niż na innych kempingach.

Ale to też doskonałe miejsce do wycieczkowych wypadów. Sama Emilia Romania ma dziesiątki ciekawych i przepięknych miejsc, a Toskania i Veneto oraz San Marino też nie są bardzo daleko. W Emilii Romanii ze Spiny koniecznie należy zwiedzić Comacchio (13 km) i Ravennę (30 km). Ferrara i Bolonia też nie są daleko, bo odpowiednia 65 km i 100 km. A jest jeszcze całe mnóstwo zarówno cudnych małych miasteczek (choćby San Leo, o którym już wspominałem ok. 100 km), jak większych miast (Rimini, bo to nie tylko kurort – 85 km) oraz San Marino – ok. 110 km. Do mojej ulubionej Chioggii w Veneto też nie jest daleko, bo 70 kilometrów. Z niej można popłynąć do Wenecji. Do samej Wenecji drogą jest niespełna 120 kilometrów. I podobna odległość do Padwy. To też niezłe miejsce do zwiedzenia północno-zachodniej części Toskanii. Może to nie najbardziej urokliwa część Toskanii, ale można zobaczyć Toskanię mniej znaną z pocztówek i przewodników. Jak choćby jej górską część czy niewielkie, a bajeczne Anghiari do którego jest około 150 kilometrów, czy Arezzo (180 kilometrów) mniej znane niż Florencja, Siena, Pizza czy Lukka, a bynajmniej nie mniej fascynujące. A do samej Florencji jest mniej więcej dwie i pół godziny drogi głównie po autostradach i 220 kilometrów lub trzy i pół godziny drogi i 160 kilometrów bocznymi w dużej mierze widokowymi drogami, częściowo górskimi. Z autopsji mogę powiedzieć, że są to fantastyczne wycieczki.

W czasie tych kilku lat, kiedy spędzałem na Spinie swoje wakacje, jej struktur zakwaterowania nie można by zaliczyć do specjalnie luksusowych i reprezentacyjnych. Wiele z nich, nawet tych najwyższego standardu było wiekowych, co nie oznacza, że zaniedbanych. W gruncie rzeczy bardzo pasowały do otocznia i lasku piniowego i tworzyły klimat kempingu. Ale tam też stopniowo pojawiają się nowe konstrukcje lub następuje kompletna renowacja wnętrz już istniejących. Jak choćby w przypadku do niedawna najbardziej luksusowego bungalowu przypominającego zewnętrznie nasz domek kempingowy Brda, ale większego, ładniejszego, bardziej funkcjonalnego i o wysokim standardzie wyposażenia. Natomiast zarówno te struktury zakwaterowania, w których mieszkałem, jak i te które wyłącznie oglądałem były bardzo funkcjonalne. Mieszkaliśmy w trzech różnych. I za każdym razem mieliśmy szczęście, albo do świetnej lokalizacji, albo do promocji cenowej, albo do dodatkowej pozytywnej niespodzianki już na miejscu. Mieszkaliśmy zarówno w strukturalnym bungalowie zaprojektowanym na bazie mobilhomu, w murowanym bungalowie, jak i mobilhomie. Domek strukturalny, bodajże najstarszy typ zakwaterowania na kempingu w rzucie miał kształt litery L z równymi bokami. A uzupełnieniem do kwadratu był zadaszony taras. Na połączeniu obu boków był livingroom z kuchnią, od niego odchodziły dwie sypialnie. Każda z nich miała własną łazienkę. Pełne kuchenne wyposażenie plus meble tarasowe i w zasadzie nic więcej nie potrzeba. Chyba najniższego standardu na kempingu są murowane bungalowy. Owszem mają dość ciekawą architekturę i są mocno kolorowe, ale mają tylko jedną łazienkę, małe sypialnie i są najsłabiej wyposażone jeśli chodzi o meble w livingroomie i na tarasie. Ale w gruncie rzeczy nic im nie brakuje. W przypadku Mobilhomu spotkała nas niespodzianka, gdyż zakwaterowano nas w mobilhomie o standard wyższym niż ten, który zamówiliśmy. Przyzwoita wielkość, bardzo dobre wyposażenie i również dwie łazienki. Oraz trafiła nam się lokalizacja z brzegu kempingu tuż przy zewnętrznym lasku piniowym, więc traktem przed naszym mobilhomem rzadko kto się przemieszczał, oraz było bardzo blisko wyjścia na plażę. Spina to kemping przyjazny czworonogom. Większość struktur zakwaterowania ma swoje odpowiedniki do mieszkania z psami. Głowna różnica od tych „zwykłych” to sposób ogrodzenia i zamykania tarasu, by czworonóg samodzielnie z niego nie wyszedł. A te struktury zakwaterowania dla właścicieli z czworonogami stanowią odrębne „osiedla”, by psy nikomu nie przeszkadzały.

Jak dla mnie wszystko na tym kempingu jest dodatnie, a nawet jeśli coś posiada minusy to rekompensują to z nadwyżką plusy. Chyba największym plusem Spiny jest plaża. Wielki plus, który dla niektórych może mieć również wielkie dwa minusy. Pierwszy minus to odległość do plaży. Nie jest to kemping bezpośrednio przy plaży. Od bramy kempingu jest to 900 metrów, a od jego najdalszego miejsca ponad 1.300 metrów. Ja nigdy nie miałem dalej niż kilometr. Te 900 metrów można było pokonać wahadłowo jeżdżącym autobusem między kempingiem, a plażą. Autobus oczywiście jak to we Włoszech kursował tylko w godzinach „urzędowych”, czyli również z przerwą na lunch. Te 900 metrów można było pokonać również spacerkiem, który wolnym krokiem zajmował niespełna kwadrans. Droga została wytyczona przez rezerwat przyrody obok Lago di Spina, więc jest ciekawa (no może poza największymi upałami i po długich pobytach na plaży). Są również miejsca, gdzie można zboczyć z drogi i pozachwycać się przyrodą, nawet z tarasów widokowych. Sama plaża ma dwie części. Po lewej stronie jest część z leżakami i parasolami. Do niektórych struktur zakwaterowania przynależą bezpłatne takie zestawy i tak mi się zdarzyło, a do niektórych są dodatkowo płatne jak w większości kempingów. Jako plus jest ich liczba (250 zestawów) i rozmieszczenie oraz obsługa. Przy tej strefie na końcu drogi dojazdowej do plaży jest plażowy bar – restauracja Dolce Vita oraz sanitariaty z prysznicami również z ciepłą wodą i kabiny przebieralnie. W Dolce Vita można napić się świetnej kawy czy posmakować drinków, ochłodzić się lodami, ale w porze lunchu zjeść bardzo smakowity posiłek. Smaki są wzmocnione spożywaniem posiłku na tarasie pod parasolami z widokiem na morze, jego zapachem i szumem. To niemal grzech będąc na plaży nie udać się tam przynajmniej na drinka. Po prawej stronie od drogi jest dzika plaża. Bardzo szeroka, z ładnym piaskiem, oczywiście bardzo ciepłą wodą w Adriatyku, na ogół bez glonów i długa na prawie dwa kilometry, więc idealna do spacerów brzegiem morza. A przy tym oprócz kawałka tuż przy barze niemal całkowicie pusta, gdyż leżącą przy rezerwacie przyrody, a droga z kempingu jest praktycznie jedyną by nią dotrzeć. I to na włoskich plażach przy kempingach było jedno z nielicznych miejsc gdzie widziałem kobiety opalające się topless (we Włoszech raczej rzadkość) jak i naturystów. Ale ponieważ ta plaża w zasadzie należy do rezerwatu, więc ma wadę, która niektórym może przeszkadzać. Jest na niej mnóstwo rozmaitości, które na brzeg wyrzuca morze, bo generalnie jest to plaża dzika w pełnym sensie tego określenia i sprzątana wyłącznie podczas akcji ekologów lub przez pojedynczych turystów. Ale pełnia dzikość plaży to też jej urok. Samo plażowanie nie jest moją ulubioną formą rozrywki. A kąpiele morskie lubię tylko w bardzo ciepłej wodzie. A na Spinie wiele czasu spędziłem na plaży. I wiele książek tam przeczytałem.

Oprócz plażowego baru Dolce Vita pozostała część kempingowa związana z aprowizacją i gastronomią również jest powyżej średniej. Kempingową restaurację polubiłem nie tylko za to, że kiedyś w gratisie dostaliśmy jedno danie i to z tych moich włoskich ulubionych czyli fritto misto di pesce, a na dodatek rewelacyjne, ale za całokształt menu, które zawierało również chociażby pyszne cozze, różne pasty, dania mięsne, oczywiście pizze, a także desery, nie wspominając o włoskich winach. Take away praktycznie serwował niewiele mniej dań, oczywiście nieco tańszych niż w restauracji, choć restauracja też miała przyzwoite ceny. Pizza była w cenie pizzy w bardzo dobrej polskiej pizzerii, a niewątpliwie lepsza. Market należący do sieci Despar oprócz bardzo przyzwoitego zaopatrzenia w umiarkowanych cenach, oferował wino lane do butelek z beczki. Białe, różowe, czerwone, musujące. Owszem to było podstawowe wino stołowe, lekkie, a zarazem całkiem przyzwoite w smaku, ale w cenie nieosiągalnej na polskim rynku. Od półtora do dwóch razy tańsze niż najtańsze wina w polskich sklepach, a od nich znakomicie lepsze.

Przynajmniej dwa z odwiedzanych przeze mnie kempingów miały większe i teoretycznie bardziej atrakcyjne Aquaparki. Jeszcze kilka w miarę na podobnym poziomie. Ten na Spinie jest bardzo fajny. Bardzo chętnie z niego korzystaliśmy. Ma swoje atrakcje. To czego mu brakuje by spełnił wszystkie moje wymagania to: widoku na morze i drink baru tuż przy nim. Owszem jest tam budka, w której można zakupić drinki czy lody, ale to zupełnie co innego niż usiąść przy drinku lub drobnych przekąskach przy basenie w strojach plażowych, albo wieczorem przy podświetlonym basenie. Do pełni szczęścia mogłoby być więcej drzew i bardziej zacieniony teren. Owszem jest sporo leżaków i parasoli, ale bywa, że wszystkie są zajęte. Aquapark na Spinie składa się z kompleksu trzech basenów o powierzchni wody 620 m2 i terenu do opalania wokół basenów o powierzchni 1000 m2. Znajdziecie tu tradycyjny basen do pływania tak zwany pół-olimpijski. Jest też bardzo kolorowy basen dla dzieci do lat trzech z głębokością do 30 cm, małymi płaszczami wodnymi i spryskiwaczami oraz kolorowymi figurkami zabawkami. Jest jeszcze kompleks dwóch zachodzących na siebie okrągłych basenów do zabaw wodnych, z progresywną głębokością, trzema rodzajami zjeżdżalni oraz miejscami z jacuzzi. Czyli dla każdego coś miłego.

Tak jak każdy dobry kemping ten też ma boiska sportowe do mini piłki nożnej, siatkówki, koszykówki, tenisa, bocce, stoły do ping-ponga, wypożyczalnia rowerów, jest SPA, są animacje dla dzieci i dorosłych oraz place zabaw dla dzieci z „dmuchawcami’ i różnymi grami.

A towarzyskich olśnień międzynarodowych nie doznaliśmy, raczej w naszym udziale były obserwacje socjologiczne i fantastyczne doznanie towarzyskie krajowe. Ostatni nasza eskapada na Spinę była w towarzystwie rodziny dobrych znajomych. Razem w dwie rodziny, osiem osób, pojechaliśmy wypożyczonym wielkim vanem. Mieszkaliśmy w sąsiednich mobilhomach. Po fatalnych doświadczeniach z przyjaciółmi na Riva Verde i Mirage miałem duże obawy. Ale to były jedne z bardziej udanych naszych wakacji. Nie tylko włoskich. Wszystko idealnie zagrało. To kwestia charakterów, nastawienia, skłonności do lekkich kompromisów, a przede wszystkim uważności na wszystko co jest dalej niż czubek własnego nosa. Za pierwszy razem na Spinie za sąsiadów mieliśmy młode małżeństwo Szwajcarów z dwójką małych dzieci oraz dwie starsze Włoszki z dwiema dziewczynkami takimi młodszymi nastolatkami. Babcie z wnuczkami. Szczególnie Włoszki były bardzo sympatyczne. W gruncie rzeczy zbyt dużo nie rozmawialiśmy z sąsiadami. Zamieniliśmy po kilka zdań. Szwajcarzy mimo, że plaża, basen i inne atrakcje były o kilka kroków niemal cały czas spędzali w swoim domku, a ich dzieci przed domkiem. Ich matka mniej więcej co kwadrans wynurzała się z domku z okrzykiem „Lora, David”, by upewnić się czy dzieci nie zginęły. Za drugim razem za sąsiadów mieliśmy małżeństwo Włochów w średnim wieku, z córkami średnimi nastolatkami. Z wyglądu i zachowania typowa inteligencka klasa średnia, prawnicy, lekarze, a może urzędnicy wyższego szczebla. Niesamowicie eleganccy, wymuskani, wystrojeni, trochę sztywni, zupełnie nie pasujący do luźnej kempingowej atmosfery. Trudno było nawiązać z nimi jakikolwiek kontakt, bo oni sami między sobą dziennie zamieniali po kilka słów. Bardzo dziwne zjawisko socjologiczne. Ale jeszcze dziwniejszym zjawiskiem byli inni sąsiedzi, tacy mieszkający vis-à-vis. Troje. Dwie Tajki. Matka z dorosłą córką tak na oko dwudziestoletnią, a sama w okolicy czterdziestki. Były z Włochem, kilka ładnych lat młodszym od matki, a ponad 10 lat starszym od córki. Na podstawie obserwacji wyglądu i zachowania raczej pracownik fizyczny. Zagadką nie do rozwiązania, po zachowaniu całej trójki było czy Włoch był partnerem matki czy córki. Czasami wydawało się, że obu. Od momentu przyjazdu i wyjścia z samochodu jedynym obowiązkiem Włocha było chłodzenie piwa, a z rozrywek przede wszystkim jego picie. Zaś Tajki cały czas były zajęte. Rozpakowanie samochodu, przyrządzanie posiłków, sprzątanie domku, robienie zakupów, noszenie rzeczy na plażę i wiele innych. Miałem wrażenie, że one są zajęte dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Wielce jest prawdopodobne, że jeżeli znów się zdecydujemy na kolejne włoskie kempingowe wakacje to pojedziemy na Spinę. Tym bardziej, jeśli trafi się jakaś ciekawa promocyjna oferta, a na tym kempingu trafiają się dość często. Choć nęcą nas również inne rejony Włoch.

Villaggio Turistico Belvedere Pineta

Ten kemping budzi we mnie najbardziej mieszane uczucia. W zasadzie powinienem napisać, że był wyraźnie najsłabszy. Ma dwa duże minusy, a jeden olbrzymi. Pomysł na niego był odmienny niż podczas innych moich włoskich wakacji. Pobyt na nim był uzupełnieniem drugiego tygodnia wakacji we Włoszech. Na drugi tydzień od przyjaciół dostaliśmy klucze do ich mieszkania w Wenecji. Tydzień wakacji z darmowym noclegiem i całą strukturą mieszkalną, to wyjątkowy przypadek. Nieporównywalny z jakimkolwiek jednodniowymi wycieczkami do Wenecji. A przecież większość właśnie tak ją zwiedza. Ja co prawda kiedyś wcześniej byłem w Wenecji cztery dni, ale nadal to była wyjątkowa atrakcja, pozwalająca zwiedzić każdy zakątek tego miasta. Pomysł na kemping był taki, by był on położony po drodze do Wenecji. Wenecja jak wiadomo leży w regionie Veneto czyli w Wenecji Euganejskiej. Ale ten region Włoch zdążyliśmy wcześniej w miarę dobrze poznać. Po drodze z Polski, przed Veneto jest jeszcze jeden region Włoch – Friuli-Venezia Giulia czyli Friuli-Wenecja Julijska, między właśnie Veneto, a Słowenią, również nad Adriatykiem. Generalnie region stosunkowo rzadko turystycznie odwiedzany przez naszych rodaków, a nam praktycznie nie znany. W tym regionie jest sporo ciekawych kempingów nad Adriatykiem. Większość z nich ma jedną wadę. Są stosunkowo drogie. A Belvedere Pineta takim nie był i wszystkie jego oferty w Internecie były zachęcające, choć nie zachwycające. Cóż często się zdarza, że oferty nie pokazują ujemnych stron, a nawet je ukrywają. Tak było i nadal jest z tym kempingiem. Moje mieszane uczucia związane z nim są pokłosiem pogody jaka nam się wówczas trafiła. Podróż na kemping odbyła się w słonecznej pięknej pogodzie. Włochy powitały nas żarem lejącym się z nieba. Ale w momencie zjazdu z autostrady, jakieś dwadzieścia parę kilometrów przed kempingiem pojawiły się nad nami czarne chmury. A w momencie przyjazdu na kemping zaczęło lać jak z cebra. I lało z drobnymi przerwami i różnym nasileniem cztery dni. Taka aura nigdy wcześniej, ani później we Włoszech nam się nie przytrafiła. Owszem bywało, że mieliśmy trzy pochmurne dni, z przelotnymi opadami, ale nie aż tak mocno deszczowe. Aura w dużym stopniu zaważyła na moim odbiorze kempingu.

Villaggio Turistico Belvedere Pineta położony jest w Località Belvedere gminie Grado prowincji Gorizia regionie Friuli-Venezia Giulia około 1160 kilometrów do Milanówka. Jeden z najbliżej położonych kempingów nad Adriatykiem we Włoszech od Milanówka. Trasa do pokonania w około 11 godzin samej jazdy, więc bez problemu na jeden dzień. Ponad 1130 kilometrów trasami szybkiego ruchu i autostradami. Podobna odległość i czas jazdy jest jeżeli wybierzemy drogę przez Słowenię, ale wówczas mamy dodatkowe opłaty za winiety. W Austrii można rozważyć czy nie pojechać zamiast cały czas A2, jak na ogół większość naszych rodaków jeździ, a odbić za Wiedniem w S6 i wrócić na A2 w okolicach Klagenfurtu. Trasa o dwadzieścia parę kilometrów krótsza, o dwadzieścia parę minut dłuższa. Większość trasą szybkiego ruchu, choć są odcinki dróg krajowych. Równie ciekawa widokowo. Na ogół mniejszy ruch. I poznaje się, przynajmniej zza szyb auta, inny, nowy kawałek Austrii.

Ze względu na pogodę początek naszego pobytu był przede wszystkim literacki. Tym razem nie na plaży, a pod dachem. Jednocześnie hedonistyczno jedzeniowo winny. Ale także wycieczkowy. A w okolicy jest kilka bardzo ciekawych miejsc jak choćby samo Grado (7 km, przede wszystkim groblą oddzielającą dwie części laguny), Akwileja (6 km), Palmanova (23 km), Castello di Miramare (50 km), Triest (59 km), Gorizia (38 km), Cividale del Friuli (50 km). Mimo brzydkiej pogody, trochę szczęście nam sprzyjało podczas wycieczek, bo ilekroć dotarliśmy do celu wycieczki, na ogół następowało przejaśnienie i nawet pojawiało się słoneczko. Jako baza wypadowa do wycieczek kemping jest dobrze zlokalizowany. To był także czas towarzyski. Bezpośrednimi naszymi sąsiadami byli bardzo sympatyczni, młodzi, a nawet bardzo młodzi Niemcy, którzy przyjechali zabytkowym Golfem. On miał niespełna 20 lat, a ona siedemnaście. Chyba na żadnym innym kempingu z sąsiadami tyle nie rozmawialiśmy. Później przyjechali do nas na jeden dzień do Wenecji.

Drugim, po pogodzie czynnikiem, który pozostawił negatywne wrażenie było obłożenie kempingu, a w zasadzie jego brak. Do tej pory na wszystkich kempingach, na których byliśmy obłożenie było między 80%, a 100%. A tam tak na oko około 30%. Bardzo niewielkie w mobilhomach, bungalowach i apartamentach, choć te nie odbiegały wcale od włoskiego kempingowego standardu, a niektóre typy były bardzo atrakcyjne, a znacznie większe na piazzolach gdzie ludzie przyjechali własnymi kamperami czy z kempingowymi przyczepami. Pewnie pogoda miała na to wpływ. Pewnie również sam kemping i jego jakość. To był rok największego światowego kryzysu ekonomicznego, który bardzo mocno dotknął Włochów i wielu z nich pozostało w domach w czasie wakacji. Kryzys widać było również w większości knajpek w okolicy. Jedynie w Wenecji nie był dostrzegalny.

Sam teren kempingu był jednym z bardziej atrakcyjnych, choć może nie aż tak zadbany jak innych. Powierzchniowo duży kemping, ale według liczby miejsc zakwaterowania średniej wielkości. To co było na nim plusem, to to, że zarówno bungalowy jak i mobilhomy, jeden od drugiego były w stosunkowo dużej odległości tworząc sporą intymną przestrzeń do relaksu na świeżym powietrzu przy własnym domku. To bardzo dobry kemping właśnie do takiego leniwego kempingowego życia. Tym bardziej, że mocno zadrzewiony i ocieniony oraz bez struktury „miejskiej”. Oprócz tego, że domki nie stały blisko siebie, to były porozrzucane nie od linijki i takie same, bynajmniej nie prostopadłe i nie równoległe były alejki na kempingu. Teren kempingu był atrakcyjny do krótkich spacerów. Każdy typ zakwaterowania, a jeszcze w stosunku do swojej ceny, plasował się w górnej strefie stanów średnich. No może oprócz jednego typu apartamentów, w których przede wszystkim ze względu na cenę mieszkaliśmy. Choć te apartamenty również miały swój urok. A ostatnio na kempingu przybył jeszcze jeden typ domków strukturalnych o nieco wyższym standardzie.

Teoretycznie ten kemping położony jest nad Adriatykiem, ale praktycznie nad brzegiem Laguny di Grado i to jeszcze jej wschodniej części oddzielonej od reszty groblą, niemal zamkniętej, a co za tym idzie ze stojącą wodą. O ile sama plaża przy kempingu nie jest tragiczna, ale niestety średnia, to zejście do wody i kąpiel w niej, już tak. Woda ma zerową przejrzystość, śmierdzi mułem i muliste bardzo nieprzyjemne ma dno. Jeżeli ktoś ma ochotę na morskie kąpiele winien pojechać groblą do Grado, albo jeszcze lepiej do Grado Pineta (7-9 kilometrów). Tam nad Adriatykiem są bardzo ładne plaże i przyjemne morze.

Baseny też nie są wielkim atutem tego kempingu. W pewnych aspektach może lepsze niż na Florenzu, czy Jesolo Mare, bo są dwa obok siebie. Jeden klasyczny do pływania, a drugi dla dzieci ze zjeżdżalnią. Położone w lasku sosnowym, czyli trochę cienia i uroku. Są leżaki i parasole. Ale po basenach widać, że ich świetność dawno minęła. Przy takiej plaży i fatalnej wodzie w lagunie, aż się prosi by w ich miejsce powstał Aquapark z mnóstwem atrakcji. Szczególnie, że na kempingu nie brakuje do tego miejsca. Niewątpliwie atrakcyjność kempingu by wielokrotnie wzrosła.

Również place zabaw dla dzieci, które przypominają przyjemne osiedlowe place zabaw, odbiegają standardem od takowych na większości kempingów. Kemping posiada kilka boisk sportowych, siłownię na świeżym powietrzu i tor do minigolfa. Też znakomicie lepiej prezentują się na zdjęciach w Internecie niż faktycznie. Szczególnie tor do minigolfa, który był mocno zdewastowany.

Natomiast pozytywnym zaskoczeniem był kempingowy market. Jeden z lepiej zaopatrzonych z marketów kempingowych, mimo tak znikomego obłożenia. Jeszcze przyjemniej w pamięci pozostała mi kempingowa knajpka. Przede wszystkim to są wrażenia. Ale z tamtejszego take away korzystaliśmy kilkukrotnie i pizza była bardzo dobra. A cozze, inne owoce morza, rybki i desery też niezłe.

Podczas naszego pobytu pozytywnym zaskoczeniem była liczba animatorów, a bardziej animatorek i ich zapał, by nielicznym gościom, a szczególnie tym najmłodszym umilić pobyt i to w bardzo przyjazny, serdeczny sposób.

Zapewne więcej nie pojedziemy na ten kemping, choć tamten pobyt wcale nie był nieudany. Cóż są lepsze kempingi, a dla nas plaża i morze to bardzo ważny czynnik. Baseny też. Oczywiście to nie zaleta samego kempingu, ale jednym z największych atutów tamtego pobytu była znajomość z niemieckimi „dzieciakami”. Bardzo ciekawe było ich spojrzenie na naszą trudną i tragiczną wspólną historię oraz na dzisiejszą Europę. To taka lekcja, której powinni doświadczyć ci, którzy nigdy nie wyjeżdżali za granicę i którzy są karmieni martyrologicznym nacjonalizmem. Jeszcze po wakacjach przez jakiś czas z nimi korespondowaliśmy.

Village Camping Adria

To był ostatni z 12 kempingów, na których spędziłem moje włoskie wakacje. Ostatni, na którym byłem po raz pierwszy. Później były jeszcze wakacje na Spinie i Barricacie. Lubię ten kemping i mam do niego sentyment. Podwójny. Bardzo przyjemne wakacje i jedyny raz w przyczepie kempingowej. A poza tym właśnie tam narodził się pomysł napisania powieści erotycznej czyli „11 KOBIET czyli Krótki traktat o PIĘKNIE”. Pisałem o tym w artykule zatytułowanym po prostu Village Camping Adria.

Adria położona jest w miejscowości Casal Borsetti, która jest częścią gminy Ravenna, w prowincji Ravenna, w regionie Emilia Romania, 15 kilometrów na północ od Rawenny. Jest to najbardziej na północ wysunięta miejscowość nad Adriatykiem w Emilii Romanii, za którą przepływa rzeka Reno.

To oczywiście doskonałe miejsce wypadowe do zwiedzenia zabytkowej Rawenny, ale także takich miejsc jak Rimini (77 km), San Marino (102 km), San Leo (103 km), Bolonia (93 km), Ferrara (73 km), a także części Toskanii. Do Rawenny, ze względu na jej bliskość, można udać się nie tylko na zwiedzanie, co winno być obligatoryjne, ale również na lunch lub dinner, bo w Rawennie jest sporo fajnych knajpek.

Sam kemping miał trochę inny klimat niż wszystkie pozostałe, na których byłem. Adria z nich wszystkich w najmniejszym stopniu była „przedsiębiorstwem turystycznym”. Choć nie brakowało na niej większości udogodnień i atrakcji typowych dla włoskich kempingów. To bardziej było miejsce do spędzania wakacji w atmosferze kempingowej. Być może to tylko moje odczucia i wrażenia. Według zapamiętanych wrażeń był to najmniej „sformalizowany” kemping z największym luzem. Być może to wrażenie wynika z tego, że mieszkaliśmy w przyczepie kempingowej. To stosunkowo nieduży kemping, choć od naszego pobytu już się rozrósł. Dominowali na nim Włosi, choć i byli turyści innych narodowości. Również stosunkowo dużo było działek z kamperami i przyczepami, w tym takimi posadowionymi na stałe na kempingu. Sporo było również, nie nowoczesnych mobilhomów, czy luksusowych bungalowów, a drewnianych bungalowów, trochę zabytkowych. Urbanistycznie kemping oparty był na jednej głównej drodze przez jego środek i kilku poprzecznych uliczkach. A oprócz tego były zwykłe ziemne alejki. A większość udogodnień i atrakcji położona była na obrzeżach kempingu, niedaleko wjazdu do niego lub po przeciwnej stronie. Mieliśmy również odczucie, że na tym kempingu jest stosunkowo dużo stałych gości, dla których jest to miejsce na coroczne wakacje i miejsce wakacyjne dla mieszkańców okolicznych większych miast takich jak Rawenna, Bolonia, Ferrara, Forli, Cesena, czy Modena.

Przyczepa kempingowa, w której mieszkaliśmy nie należała do zbyt dużych, ale było w niej wszystko co na kempingu jest potrzebne, by fajnie i wygodnie spędzić tydzień. Salon z sypialnią z podwójnym łóżkiem, małą sypialnię z piętrowym łóżkiem, łazienkę i mikroskopijne WC. Przed nią był duży namiotowy przedsionek z pełni wyposażoną kuchnią, a jeszcze przed nią drugi, może bardziej baldachimowy niż namiotowy z meblami ogrodowymi. A samo wnętrze przyczepy było pomysłowo rozplanowane z mnóstwem niedużych szafeczek i półeczek. Mieszkanie w przyczepie, choć może troszkę mniej wygodne niż w mobilhomie czy bungalowie ma niezaprzeczalny urok. To trochę inna „optyka” odczuwania kempingowej atmosfery.

Całkiem niebrzydka plażą z kempingowymi leżakami i parasolami oraz dziką niezagospodarowaną częścią. Niezbyt duża, ale również niezbyt zatłoczona, choć korzystali z niej nie tylko turyści z Adrii czy okolicznych apartamentów, ale także przyjeżdżający mieszkańcy Rawenny i innych okolicznych miejscowości. Generalnie piaszczysta, ale częściowo z dużymi kamiennymi głazami, które w dużej mierze choć nie tylko stanowiły ostrogi wysunięte w morze. Całkiem nie najgorszy bar plażowy, w którym przyjemnie było usiąść przy kawie, aperolu czy piwie Moretti, ale również można było zjeść różne sałatki, szynkę z melonem, cozze, owoce morza w różnych postaciach, czy niezłą rybkę. Najbardziej urokliwe było samo dojście do plaży. Niezbyt dalekie, bo około 150 metrów, przez leśny, zielony „tunel”.

Baseny na kempingu były dwa. Jeden niedaleko wjazdu na kemping. Typowy do pływania. Drugi po przeciwnej stronie kempingu. Lagunowego kształtu. Z jedną częścią z kilkoma jacuzzi i drugą do kąpieli wodnych z płaszczem wodnym z grzybka. Przy basenie była pizzeria – bar. A od naszego pobytu basen wzbogacił się o zestaw zjeżdżalni. Żaden z tych basenów nie zasługiwał na miano Aquaparku, ale w sumie oba była całkowicie wystarczające.

Z innych atrakcji sportowych kemping posiadał tory łucznicze, boiska do piłki nożnej i koszykówki, korty tenisowe raz siłownię.

Oczywiście był tu też market, typowy dla średniej wielkości kempingu.

Natomiast przy kempingu była jeszcze jedna z lepszych kempingowych restauracji Ristorante Villa Robinia. Według nas była bardzo dobra, ale w googlach ma takie sobie opinie, dużo skrajnych. Może przez te kilka lat nastąpiły zmiany na gorsze. De facto to nie była tylko restauracja, gdyż Villa Robinia oferuje również pokoje hotelowe, które można zarezerwować poprzez ofertę kempingu. Jest osobnym bytem od kempingu, choć połączona z kempingiem, ale to również restauracja ogólnodostępna, miejska, do której jest wejście „od ulicy”. I właśnie jej jedna cześć ogródkowa jest od ulicy, a druga od kempingu. Ja zapamiętałem ją z bardzo dobrej pizzy, także na wynos, Bardzo dobrych owoców morza, smakowitej rybki i przede wszystkim doskonałych małż.

Struktura zakwaterowania na kempingu uległa zmianie. Zniknęły przyczepy kempingowe, część starych bungalowów i starszych typów mobilhomów. Wybór mobilhomów stał się znacznie szerszy. Są duże, nowoczesne i w miarę luksusowe, są średniego standardu i podstawowe. To co wyróżnia ten kemping to nieduże mobilhomy przeznaczone na dwie osoby. Na tym kempingu od wielu lat, zanim glamping stał się modny, w ofercie były, w pełni wyposażone namioty mieszkalne.

Spodobało się - udostępnij

Newsletter

Mój newsletter to najlepszy sposób by nie przegapić niczego co dzieje się wokół „11 KOBIET …” i co ma do powiedzenia autor powieści. 

Przeczytaj pozostałe Inspiracje

rzeczywistość miesza się z fantazją

zapisz się do newslettera

Mój newsletter to najlepszy sposób by nie przegapić niczego co dzieje się wokół „11 KOBIET …” i co ma do powiedzenia autor powieści.